Rozdział 4

379 23 0
                                    

Następnego ranka obudził mnie dźwięk piosenki Last Friday Night. Przez chwilę wydawało mi się, że znowu jestem w domu i zaraz do mojego pokoju wejdzie mama krzycząc,  żebym zamknęła drzwi,  bo idzie pobiegać,  a ostatnie tygodnie pozostaną jedynie złym snem. Ale wtedy zamrugałam kilkakrotnie i uświadomiłam sobie gdzie jestem. Zaparowane okno, długi parapet, złażąca tapeta. Ten pokój nie był szczytem marzeń.
Wstałam sięgając po długi sweter leżący na wierzchu walizki,  po czym skierowałam się w stronę źródła hałasu.
Z każdym krokiem dźwięk się nasilał, aż mogłam dosłyszeć drugi głos cicho i jakby na oślep podążający za pierwszym.  Kiedy doszłam do kuchni, z której to ten dźwięk dochodził,  przed moimi oczami pojawił się obraz blondynki tańczącej w rytm piosenki i jednocześnie przygotowującej jakieś jedzenie. Miała na sobie trzy czwarte różowe spodnie w jednorożce i szarą narzutę.
-Co ty wyprawiasz?! - wręcz wrzasnęłam,  gdy paraliż spowodowany szokiem opuścił moje ciało.
Na dźwięk mojego głosu Candice przerwała swój występ i odwróciła się jak oparzona.
-Serena, myślałam, że śpisz!
-Spałam,  ale obudził mnie dziwny skrzek.
-Hahaha, bardzo śmieszne. Chcesz omleta?
Chciałam i mój żołądek jasno mi to uzmysławiał, więc przytaknęłam i zajęłam miejsce przy małym stole w kuchni.
-Nie wiem, czy twoja mama vi to mówiła,  ale jutro zaczynasz zajęcia na uczelni. Ale nie martw się dzisiejszy dzień masz cały wolny, a ja sprawię,  że nie będziesz się nudziła.
-Candice doceniam to, ale nie musisz.
Prawda była taka, że nie miałam ochoty udawać, że jest szczęśliwa podczas, gdy każda komórka jej ciała mówiła jej, że tak nie jest.
-Ależ nie ma gadania, z wielką chęcią cię poznam i zaprezentuję ci moje ulubione zakamarki Nowego Jorku - powiedziała machając drewnianą łyżką ubrudzoną w jajku.
Westchnęłam czując, że się od tego nie wymigam.
Po chwili na moim talerzu wylądował smacznie wyglądający omlet z serem. Gdybym to ja miała żywić siebie pewnie skończyłabym żyjąc z zupek chińskich,  ale z talentem kulinarnym Candice nie dane mi było zginąć.
-Ubieraj się,  widzimy się za dziesięć minut - obwieściła,  gdy odstawiłam mój pusty talerz do zlewu.
-Gdzie mnie ciągniesz? - westchnęłam zrezygnowana.
-To tajemnica. No szybciutko!
Jeśli to nie pęd tego miasta mnie zabije to jej rosnący optymizm.

====================================================================================

Punktualnie dziesięć minut później stawiłam się przy drzwiach głównych.  Ubrana byłam w proste granatowe rurki podwijane przy kostkach, brązowe botki i prostą koszulkę
-Stylowo - powiedziała blondynka na mój widok.
-Nie lepiej niż ty - odpowiedziałam.  Candice wyglądała jak prawdziwa nowojorska dziewczyna. Buty na obcasie,  idealnie dopasowane rurki i granatowa koszulka z koronką w kształcie dzwonu.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie dziękując bezgłośnie i dała mi znać bym wyszła. Od razu przypomniało mi się o tych ośmiu piętrach. Jak tym wczorajszym ludziom chciało się tu wczoraj wchodzić?
Schodzenie było jednak dużo łatwiejsze.
- Gdzie mnie zabierasz? - spytałam,  gdy znalazłyśmy się w końcu na dworzu.
- Zadam ci proste pytanie. Co wolisz? Kawę, czy herbatę?

=======================================================================================

Jak się okazało, każde pytanie niesie za sobą pewne skutki.
-Co, by się stało,  gdybym wybrała herbatę? - spytałam unosząc do ust kremową filiżankę w bardzo uroczym sweterku. - Zabrałabyś mnie do herbaciarni? Czy na farmę (...)
-Wtedy bym nawet nie próbowała z tobą gadać - odpowiedziała upijając łyk.
Candice zaprowadziła ją do przytulnej małej kawiarni w pobliżu naszego mieszkania. W środku pachniało cynamonem,  a fotele były obłożone różowym futerkiem. Blondynka wśród tego otoczenia wyglądała jak część dekoracji.
- Deser - po chwili przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka z szerokim ciastem stawiając przed nami świeży jabłecznik z kulką lodową.
Candice bez namysłu sięgnęła po jedną z łyżek i już chciała rzucić się na ciasto,  gdy uniosła głowę i spojrzała na mnie:
- Gość pierwszy.
- Podziękuję - grzecznie odmówiłam.
Dziewczyna westchnęła i ponownie klapnęła na swoje miejsce.  Złożyła razem dłonie i przyłożyła do twarzy.
- Twoja mama mówiła, że może być ciężko, ale...
- Co moja matka powiedziała? - świetnych ja się tu rzeczy dowiaduje - Nie no mów dalej, chcę wiedzieć wszystko.
- Twoja mama poinformowała mnie o twojej sytuacji i poprosiła mnie o pomoc. Chciała bym cię rozweseliła,  pomogła zapomnieć...
- Jakby to było takie proste - burknęłam.
- Serena,  posłuchaj chciałam tylko pomóc, tak jak twoja mama.
- Gdyby chciała mu pomóc nie wysłałaby mnie tu i nie wynajmowała jakiejś niestabilnej emocjonalnie blondynki do pilnowania mnie - wstałam i zabrałam się za zbieranie swoich rzeczy - dzięki, ale jakoś sobie poradzę sama. - rzuciłam na koniec i wyszłam z tej przesłodzonej krainy różu. 

+ +

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale ten tydzień miałam tak zawalony, że na każdej przerwie się uczyłam, żeby wykorzystać każdą minutę.

Mam nadzieję, że nie ma żadnych błędów, albo nie ma aż tak zauważalnych i kujących w oczy błędów.

A w następnym rozdziale będzie się działo, bo zjawi się ponownie pewien brunet ;)

Fake Boyfriend || Daddario ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz