Rozdział 5

361 25 2
                                    

Mail dotyczący mojego kursu przyszedł w niedziele wieczorem, a ponieważ od akcji w kawiarni ja i Candice nadal ze sobą nie rozmawiałyśmy musiałam wszystkim zająć się sama.
Wygooglowałam ulicę na, której znajdował się uniwersytet, po czym zrobiłam screen'a i przesłałam go sobie na pocztę,  żeby nie zgubić.  Gdy już byłam pewna, że wszystkie formalności zostały dopełnione mogłam iść spać.
Od czasu kłótni nadal nie udało mi się uporządkować moich rzeczy i pozostały one porozwalane w walizce.
Z rana było mi łatwiej przygotować ciuchy do ubrania, bo wszystko leżało praktycznie w moich nogach. Zgarnęłam przypadkowe ciuchy i w miarę cicho ruszyłam do łazienki.  Jednak, gdy stanęłam na korytarzu dostrzegłam otwarte na oścież drzwi od pokoju Candice. Weszłam do środka, ale nigdzie jej nie było, więc obeszłam całe mieszkanie, aż zdałam sobie sprawę z tego,  że jestem sama. W miseczce koło wejścia leżał pojedynczy klucz, najprawdopodobniej dorobiony dla mnie, bm nie miała problemu z dostawaniem się tu.
Gdy tylko byłam gotowa odpuściłam to ponure i ciche miejsce. Candice bywała irytująca z tą swoją nieustanną radością,  ale bez niej w mieszkaniu było za pusto. Brakowało mi jej jedzenia i porannego szaleństwa.  Jednak nie miałam zamiaru ustępować,  nawet jeśli oznaczało to jedzenie spalonej jajecznicy każdego poranka przez następne kilka tygodni.
Nie miałam zielonego pojęcia jak dotrę na miejsce biorąc pod uwagę, że jestem w tym mieście od jednego dnia i udało mi się tylko przejść na drugą stronę ulicy na kawę.  Chociaż biorąc pod uwagę mój stan i ostatnie dni spędzone pod kocem można to uznać za swego rodzaju sukces.
Włączyłam zdjęcie mapy i ruszyłam przed siebie w stronę najbliższego przystanku autobusowego.

Gdy tylko wsiadłam do odpowiedniego autobusu pożałowałam, że nie wyruszyłam przynajmniej godzinę temu. Ponieważ, kiedy tylko pojazd zjechał z przystanku wpadł wprost na ogromny, jak również typowy dla Nowego Jorku, korek. Oparłam głowę o szybę zrezygnowana.
Ja to mam talent, spóźnić się już pierwszego dnia.

Na miejsce dotarłam niecałą godzinę później.  Kompletnie zdyszana biegiem z przystanku dotarłam do ogromnego starego gmachu. Spojrzałam na gmach uniwersytetu i weszłam do środka.
Wiem, że aktualnie trwały wakacje, ale skoro miały mieć tu miejsce jakieś kursy to zakładałam, iż w środku znajdzie się chociaż kilka osób. Tymczasem wnętrze było całkowicie opustoszałe.
No tak, ja spóźniłam,  a wszystko pewnie już się zaczęło.
Nie wiedząc gdzie iść pobiegłam w stronę prawego skrzydła.  Starałam się biec przed siebie i nie skupiać się na tej pięknej architekturze która mnie otaczała.
W pewnym momencie - gdy zaopatrzyłam się na jakiś obraz - niespodziewanie uderzyłam o coś, a raczej o kogoś jak się okazało.  Wylądowałam na podłodze, a ten ktoś obok mnie. W okół nas rozsypały się kartki papieru. Wyglądało to wręcz komicznie jakby ktoś zastąpił tymi plikami konfetti.
Podniosłam głowę w celu rozpoczęcia mojego przepraszającego monologu, gdy dostrzegłam kim była osoba na, którą wpadłam.
- Ty ty! - powiedziałam trochę za głośno wskazując na niego palcem. Świetnie zrobiłam z siebie idiotę już na wstępie.
- Tak to ja - powiedział lekko zaskoczony, nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Impreza u Candice. Rzuciłeś jakąś tanią gadkę o Sokratesie.
- Pamiętam cię,  tylko żartowałem.  Nie jestem z typu tych, którzy łatwo zapominają tak ciekawe osoby. - powiedział podnosząc się na równe nogi i podając mi dłoń - A moja gadka o Sokratesie nie była tania. - dodał z wyrzutem.
Gdy tylko ponownie stanęłam o własnych nogach zaśmiałam się krótko.  Jednak wtedy przypomniało mi się,  że rozrzuciłam mu papiery. Szybko ruszyłam do zbierania ich.
- Zostaw, nic się nie stało. - ukucnął i zebrał wszystko byle jak to kupy. - Widzisz? To tylko białe kartki papieru.  Niosłem je do pokoju z kserokopiarką, to między innymi moje zadanie, ale skoro udało mi się złapać cie po drodze to mogę się zająć czymś ciekawszym.
- Jak to?
- Zajęcia zaczynają się jutro, dziś masz za to zagwarantowane śniadanie z przewodnikiem - ukłonił się z uśmiechem.
- Jadłam już śniadanie - odwzajemniłam uśmiech krzyżując ręce na piersi.
- To co powiesz na późny obiad?

÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷

Przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów.  Święta,  szkoła,  ale nie będę się wam tłumaczyć, bo najważniejsze, że rozdział w końcu jest :)

Fake Boyfriend || Daddario ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz