Rozdział 7

3.5K 133 2
                                    


Aiden:

Nie wiedziałem co ma jej odpowiedzieć. Pytała czy ja mam obecnie dziewczynę? Na głowo jej padło, prawda? Ja? Stałą dziewczynę? Po tym co się stało? Nie... nie to nie mogła być prawda. Usłyszałem to co chciałem usłyszeć. Przesłyszałem się. Milczałem. Siadłem na kanapie z kieliszkiem w ręku i czekałem na je reakcję. Stała wpatrzona we mnie jednak nie ruszyła się ani o krok. Coś ją gryzło.

Emily:

Usiadł na kanapie i nic mi nie odpowiedział. Poczułam się jak skończona idiotka, w ogóle zadając takie pytanie. A jak on musiał się poczuć? W końcu to zabrzmiało pewnie tak, jakbym podejrzewała go o zdradę. Ale musiałam zadać to pytanie, które od naszego pocałunku cały czas krążyło mi po głowie.
- Przepraszam, może nie powinnam o to pytać. Ale ja po prostu... te wszystkie moje związki, ja... ty... - gubiłam się we własnych słowach. - Jakbyś miał dziewczynę, nie chciałabym znaleźć się na miejscu tej drugiej. Tak jak moja przyjaciółka - dodałam cicho. Nie wiedziałam, czy zrozumiał, co do niego mówię. Najwyżej spyta jeszcze raz. Najwyżej mu to wytłumaczę innymi słowami. Drugi raz jest o wiele łatwiej coś powiedzieć, niż za pierwszym razem. Stałam bokiem do niego. Nie miałam odwagi spojrzeć mu teraz w twarz. Miałam tylko nadzieję, że po tym co powiedziałam, nie zacznie się ode mnie odsuwać. Nie zniosłabym tego, gdybym po raz kolejny w tak krótkim odstępie czasu miała złamane serce. Aiden nie wydawał mi się takim chłopakiem, ale w sumie Derek na początku też nie.

Aiden:

Pewnie myślała, że jestem na nią wściekły. Jednak tak nie było. Nie mogła znać mojej przeszłości. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Zacisnąłem pięści w geście wściekłości za to że jestem tak słaby
- Usiądź koło mnie. - poprosiłem łagodnie. Stała chwilę wpatrzona w jakiś punkt za mną. Jakby rozważała za i przeciw. Czyżby się mnie bała? Niemożliwe. Chociaż? Byłem nieobliczalny... Zmieniałem się w jedną sekundę. Ze smutku przechodziłem we wściekłość. Potrafiłem także odciąć się od tego co mnie dręczy. Tylko wtedy chwile w samotności były zakrapiane mocnymi trunkami... Albo noce spędzone w klubach z jakimiś dziwkami...Jestem taki od śmierci Anastazji, a minęło już tyle czasu. Osiem lat... Ja dalej tkwię w martwym punkcie. Emily jest tak bardzo podobna do Anastazji. Z nią czuję się tak jak kiedyś. Jestem szczęśliwy.

Emily:

Chciałam, żeby w końcu zniknęło to skrępowanie, które z chwilą opuszczenia plaży tkwiło cały czas między mną a Aidenem. Przecież wakacyjne romanse tak nie wyglądają. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że nasza znajomość takowym jest, ale oszukiwałem samą siebie. Jak zawsze łatwiej jest mi przyjąć tę wersję, która z początku mniej rani, choć koniec końców zadaje dwa razy większy ból. Nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. W końcu rzucił się do morza, chciał się zabić, bo nie wystarczająco szybko uświadomiłam sobie, że coś do niego czuję. Słyszał to, co do niego powiedziałam? Zrozumiał o co mi chodziło? Nie wiedziałam tego, bo nie odpowiadał na moje pytanie. Ja jednak posłuchałam jego prośby i usiadłam koło niego. Zacisnął pięści i dopiero wtedy zauważyłam, że jedna jego dłoń jest spuchnięta, widocznie wcześniej starał się ją przede mną schować, tylko po co? Jego nieodgadniony wzrok napotkał moje spojrzenie, czułam jak z każdą chwilą obydwoje stajemy się coraz bardziej skrępowani. Opuszkami palców delikatnie przeciągnęłam po jego nadgarstku, który przybrał kolor śliwki, uważałam jednak, żeby nie przyprawić mu więcej bólu. Powinien ją obejrzeć lekarz. Aiden w ogóle powinien trafić do szpitala na obserwacje. Ale nie topił się długo, nie widziałam też u niego żadnych niepokojących objawów. Znając życie i tak by się nie zgodził. Byłam ciekawa, jakie emocje wzbudziłaby w nim prośba o odwiedzenie lekarza. Byłby zły? Może rozbawiony? Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej warstwę lodu, która się w niej zebrała. Przy rozkładaniu sztućców znalazłam woreczki foliowe, więc teraz bez problemy je odszukałam i położyłam zimny okład na jego dłoni.
- Powinno pomóc - uśmiechnęłam się delikatnie, jednak na mojej twarzy widniał smutek. Chciałam poznać odpowiedź na to jedno głupie pytanie. Nie wiedziałam, czy jego milczenie mam uznać jako koniec tematu, czy raczej jako chwilę zastanowienia. Kiedy napotkałam jego wzrok, uniosłam pytająco brew do góry. Wystarczyło mi jedno słowo: "tak" lub "nie", czy to tak wiele?

Chcę budzić się dla Ciebie [ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz