- Niestety, jestem zmuszony do wykonywania swoich obowiązków, Nicole – powiedział mężczyzna koło pięćdziesiątki ubrany w jasny garnitur, którego dzisiaj najprawdopodobniej widziałam po raz ostatni, a ja zrozumiałam, że to naprawdę się dzieje. Cholera, jak ja mogłam pozwolić, żeby ta szmata tak mnie sprowokowała! Kurwa, ona przecież doskonale wiedziała, że jeszcze jedno wykroczenie i wylatuje!- I naprawdę nie da się już nic zrobić? – Zapytałam ze skruchą, której tak naprawdę nie miałam. Ross zasługiwała na o wiele więcej niż jedno podbite oko, kilka złamanych tipsów i utratę doczepianych włosów.
- Przykro mi, ale takie są procedury – odpowiedział dyrektor. - Ostrzegałem cię tyle razy. To się musiało kiedyś skończyć. Nicole, w przeciągu kilku miesięcy zmieniłaś się nie do poznania. Przecież nigdy nie było z tobą takich problemów. Byłaś dobrą uczennicą z przykładnym zachowaniem. Oczywiście wszyscy wiemy co się stało, ale to cię nie usprawiedliwia. Musisz odpuścić, ten bunt do niczego nie prowadzi.
- A czy pan odpuścił po utracie żony?! Nie wydaje mi się! – krzyczałam. – Wciąż nosi pan obrączkę i nie widziałam pana z nikim przez te trzy lata! Czas się obudzić, nieprawdaż? - zakpiłam, wstałam z fotela i podeszłam bliżej do jego biurka. – Niech pan nie oczekuje ode mnie zrobienia w cztery miesiące, czegoś, czego pan dyrektor nie zrobił w trzy lata – powiedziałam oschle pochylając się i patrząc mu w oczy, po czym wzięłam teczkę z moim imieniem i wyszłam trzaskając drzwiami.
Gdy nabuzowana stanęłam poza jego gabinetem, natychmiast podlecieli do mnie Niall i Cher, którzy czekali na korytarzu.
- I co? – spytał chłopak.
- Wykopali cię? –uzupełniła dziewczyna. – A ja miałam ochotę olać każdego z nich i pójść zapalić. Tak, to było to, czego w tym momencie najbardziej potrzebowałam.
- A jak myślicie? – odpowiedziałam kąśliwie, trochę bardziej niż zamierzałam.
- Mała, uspokój się – wtrącił mój przyjaciel. – Mogłaś przewidzieć, że tak to się skończy. Dałaś tlenionej satysfakcję. – Dodał, a ja wiedziałam, że miał całkowitą rację.
Teraz blondi będzie chodzić na prawo i lewo obnosząc się swoim zwycięstwem. Kurwa przysięgam, że większego plastika świat na oczy nie widział. Utleniacz na głowie wyżarł jej już chyba cały mózg, choć przepraszam, wróć – ona tam raczej i tak nic nie miała, doczepiane kudły i sztuczne rzęsy zasłaniały jej pole widzenia, a usta zrobione na botoks były gotowe do robienia loda każdemu z kutasem między nogami. Stylu ubierania to nawet nie skomentuję, bo to stylem nazwać nie można. Mówiąc krótko – idealnie na panią spod latarni. Dodajmy tylko niebanalnie wysokie szpilki, na których nie potrafi chodzić i oto mamy – panna Vanessa Ross.
- Nawet mi o niej nie przypominaj – warknęłam. – Najchętniej wydrapałabym jej te cholerne niebieskie soczewki.
- Chętnie bym pomogła, ale nie na terenie szkoły! Cholera Nics, wykopali cię przez tą bójkę! – Cher wyrzuciła ręcę do góry, a ja wiedziałam, że jestem w dupie.
- Duh, wiem, spieprzyłam po całej linii.
- I to zajebiście długiej, dziewczyno.
- Ale wiecie co? – zwróciłam się do moich przyjaciół. – Jedyne czego żałuję to, to, że suka nie oberwała mocniej – powiedziałam już uśmiechnięta i w takim nastroju skierowałam się ku wyjściu z tego piekła. Chciałam cieszyć się swoim ostatnim przejściem tym pamiętnym korytarzem z Niall'em i Cher u boku, a szłam z wysoko podniesioną głową.
"Don't need permission
Made my decision
To test my limits
Cause it's my business,
God as my witness
Start what I finished ."
_____________________________________________________
Wolicie rozdziały krótsze częściej, czy dłuższe, ale ciut rzadziej? Wybór pozostawiam Wam!
Mam nadzieję na gwiazdki i komentarze miśki, bo to niesamowicie motywuje! Możecie to dla mnie zrobić na dobry początek naszej małej przygody?
CZYTASZ
Distraction // l.h.
Fanfiction"Byłaś odwróceniem uwagi od wszystkich demonów, które nękały mą duszę, myśli i czyny, Pomogłaś mi uspokoić wszelkie burze i sztormy, których sam nie potrafiłem przezwyciężyć, Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ocaliłaś mnie. Ocaliłaś od przetrzymu...