Six

74 9 2
                                    







Było coś około dwunastej w południe, kiedy otworzyłam oczy. Urywki poprzedniej nocy przewijały mi się przez głowę, a myśli krążyły ciągle wokół niebieskookiego chłopaka, który niedosłownie wypowiedział mi wczoraj wojnę. Eh, a miałam się rozerwać.

O dziwo, ból głowy nie doskwierał mi aż tak bardzo, przez co funkcjonowałam w miarę normalnie. Standardowo unikałam patrzenia w lustro przed wcześniejszym prysznicem, pod który właśnie zmierzałam. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że  łazienka, do której idę nie należała do mnie. Zaraz, co?!

Uświadomiwszy sobie to jakże nie mało szokujące odkrycie, spanikowana obejrzałam pokój, w którym się znajduję . I wtedy oniemiałam. Chcą obudzić się, z jak przypuszczałam koszmaru, zaczęłam się jak wariatka szczypać. Bo przecież to nie mogło być prawdą.

- Jak się spało?

Kurwa, a jednak mogło. Słysząc jego głos automatycznie zacisnęłam pięści.

Stałam jak wryta tyłem do niego, nie wiedząc co powinnam zrobić. O dziwo chęć rozkwaszenia mu twarzy uległa ciekawości.

- Co ja tu robię? – zapytałam, wciąż nie odwracając się w jego kierunku. Już z połowy pokoju czuć było ten jego cholerny żel pod prysznic. No, co ja poradzę, że jestem kobietą wrażliwą na zapachy, a szczególnie te, które zwykłam wyczuwać prawie codziennie.

- Zadałem pytanie pierwszy, Nicki. Więc powtórzę, jak się spało? – Ton jego głosu był niezwykle uprzejmy i  nawet na ślepo mogę stwierdzić, że się uśmiechnął.

- Ale ja zadałam bardziej istotne pytanie, Brad –powiedziałam obojętnie, powoli obracając się.

Nie widziałam go od tygodnia. Mój były chłopak od incydentu w jego domu nie pokazał się w szkole. Dlaczego? Nie wiem i szczerze mówiąc wiedzieć nie chciałam. To był dla mnie skończony rozdział.

Po części  bałam się, że takim myśleniem okłamuję samą siebie i na jego widok wszystko do mnie wróci, ale tak się nie stało. I o cholera, naprawdę nie. Patrząc  mu prosto w oczy, gdy stał przede mną tylko w ręczniku, w pasie, uświadomiłam sobie, że był dla mnie skończony dłużej niż mogło mi się to wydawać.

Łatwo było mi mówić o uczuciach, gdy osoby której one dotyczą nie ma w pobliżu.

Łatwo mi było popaść w wygodną monotonię słów 'kocham', gdy do miłości temu uczuciu wiele brakowało.

I teraz analizując twarz, w stronę której owe słowa wypowiadałam, usta, które codziennie spotykały się z moimi i ciało, które niegdyś należało do mnie, stwierdziłam, że Bradley Marshall jest mi obojętny.

Przez dwa lata związku żadne z nas nie pomyślało nawet, że mogłoby być z kimś innym – ja byłam jego stałym elementem w życiu, a on moim.

Przyzwyczajenie, tak to chyba właściwe słowo. Ja go nie kochałam, ja byłam do niego po prostu przyzwyczajona.

I po tygodniu łez, to właśnie stojąc z nim twarzą w twarz na to wpadłam.

- Um... nie wiem od czego zacząć..- przeciągał chłopak drapiąc się po karku.

- No najlepiej od początku.

- Więc... przyszłaś tu o piątej rano zalana w trzy dupy mówiąc mi, że jestem totalnym dupkiem i stwierdzając, że każdy facet jest niewyżytym pajacem myślącym tylko o seksie. Zaczęłaś mnie bić, po czym pytając dlaczego nie mogliśmy nadzwyczajnie ze sobą zerwać zasnęłaś oparta o mnie w progu drzwi – zrobił pauzę. – A i jeszcze obśliniłaś mi koszulkę – dodał szczerząc się, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Tak, po prostu zaczęłam się śmiać.

No bo co miałam zrobić? Właśnie przespałam noc w łóżku, w którym mój były chłopak zdradził mnie z inną, po tym jak zrobiłam mu awanturę o świcie. Możliwe, że osoba trzecie uznałaby mnie za wariatkę, którą po części nawet się czuję.

- A więc, było mi wygodnie – odparłam powstrzymując kolejny wybuch śmiechu.

- Co? – spytał zbity z tropu.

- Pytałeś jak mi się spało, Brad. Odpowiadam, że dobrze. Mówiłam ci już kiedyś, że za twoje łóżko mogłabym zabić – puściłam mu oczko.

- Nicki, wszystko z tobą w porządku?

No nie, czyli on tez uważał, że mam nie po kolei w głowie.

- Jak najbardziej! – uśmiechnęłam się, choć musiało to wyglądać komicznie z rozmazanym na całej twarzy makijażem. Ale Brad widział mnie w gorszych wypadkach, więc nie musiałam przejmować się w tym momencie swoim wyglądem.

- Wytłumacz mi tylko jedno: dlaczego pozwoliłeś mi tu zostać?

Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jak już jeden przeszłam, to następny mnie nie zbawi.

- Myślę, że chociaż tylko tyle mogłem zrobić – odpowiedział speszony. – No wiesz po...

- Po tym jak przespałeś się z tą lafiryndą – dokończyłam z niego. Przytaknął, a ja ciągnęłam dalej – I myślałeś, że położenie mnie w dokładnie tym samym, jakże wygodnym łóżku będzie dobrym pomysłem?

Zatkało go.

- Nicole... ja... To nie miało tak wyglądać – wykrztusił wreszcie.

- A jak? Miałam się może nie dowiedzieć? Miałam nadal z tobą być? Przecież prędzej, czy później bym was nakryła, Brad. Mimo wszystko cieszę się, że stało się to, co się stało.

- Czekaj co?

- Słuchaj. Oboje wiemy, że przestało nam się układać – wytłumaczyłam. – Popadliśmy w rutynę, a to 'zakochanie' – zrobiłam cudzysłów palcami - minęło już jakiś czas temu.

Chciał coś powiedzieć, ale ja miałam zamiar skończyć to, co zaczęłam.

- Nie przerywaj mi – wtrąciłam, więc szybko i kontynuowałam swój wywód. – Tak naprawdę, zrobiłeś nam przysługę. Kto wie,  ile czasu trwalibyśmy jeszcze pusto ze sobą ze zwykłej wygody? Taki związek to nie do końca ten, o którym marzę, wiesz? Owszem, było mi przykro, ale powodem było to, że nie zdawałam sobie z tego wszystkiego sprawy. Jedyne, co mnie w tej sytuacji boli, to, to, że zamiast po prostu przeprowadzić tej rozmowy musiałam przyłapać cię z NIĄ.

Milczał.

- Wiesz, sama nasza rozmowa świadczy o tym, że w sumie jest mi to obojętne. Normalnie, zdradzona kobieta biegałaby po mieszkaniu rzucając i wyzwiskami na prawo i lewo, i twoimi rzeczami przez okno – zaśmiałam się.

- Czyli między nami jest okej? – zapytał. – Naprawdę nie chciałbym cię stracić...

- Małymi kroczkami, kochany, małymi kroczkami – powiedziałam, na co się uśmiechnął. Po chwili, również kąciki moich ust powędrowały w górę.

Wzięłam prysznic i zostałam u Brada do wieczora. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i stwierdziliśmy, że etap przyjaciół jak najbardziej nam odpowiada. Ustaliliśmy też, że za dużo o sobie wiemy, by móc pozwolić sobie odejść. Ostatecznie, skończyliśmy jako sojusznicy, a godziny spędzone razem mijały w zawrotnym tempie.

Chociaż jeden emocjonalny burdel udało mi się ogarnąć.


_________________________________________________________________

Rozdział w większości opisowy, ale taki właśnie miał być. Mam nadzieję, że nie zanudziłam!

Gwiazdkujcie, komentujcie, wyrażajcie opinie!

- Wasza Claire!


PS Troszkę zmodyfikowałam prolog!

Distraction //  l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz