rozdzial 1

487 27 10
                                    

Wtorek, 10:05, matematyka

Jakgdyby nigdy nic niewinna lekcja matematyki. Chodź brzmi niegroźne, a jednak tak nie jest.

Wszyscy siedzieli po cichu by nie denerwować bestii ziejacej ogniem z piekielnych bram rodem. Już wzięła do ręki sprawdziany i poczeła śmiać się i szydzić z uczniów, którym ta forma pisemna nie wypadła za dobrze.

Uczennica z ławki 4, rzędu 3, po stronie prawej, wbijała w nią wzrok wyobrażając sobie najgorsze scenariusze z dobrych thrillerów otrzymujących Oscary za krwawe sceny mordów. Tym razem przywiązałaby ją do krzesła i ciągła te jej tłuste niemyte kłaki zasłaniające jej zgorzchniałe, zmarszczone czoło. Dlugopis, który trzymała w ręce przemieniłby się w wiertarkę, która swoimi wiertłami wbijała się w jej rękę przebijajac kości i wychodząc na wylot. Jej płacz, krzyk i cierpienie sprawiało dziewczynie przyjemność, już prawie najgrubsze wiertło wbiło się w jej przerażające gały oczne... Rozmarzenia dziewczyny przerwała jędza. Rzucając w jej stronę pytanie: czemu się tak szatańczo uśmiecha w jej stronę. Innym razem dziewczyna miała w myśli, że dopada ją nieuleczalna choroba która niszczy jej organy od środka, jej paznokcie odpadają, a skóra złuszcza się, wory pod jej oczami sięgają już połowę polików, z powodu bezsenności spowodowanej ciągłymi koszmarami nocnymi. Nienawidziła ją z całego serca.

Morderstwo Ewy P.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz