Dwie armie gotowe poświęcić życie w imię sprawy, o którą walczyły, zderzyły się z donośnym łoskotem. Nawałnica strzał elfów przecinała powietrze raz po razie z głośnym świstem. Po chwili dało się już słyszeć pierwsze okrzyki bólu. Jenny rozglądała się dookoła. Widziała falę ciał wirujących w dzikim tańcu walki. Dostrzegła potoki krwi, zwłoki wgniecione w ziemię. Ścisnęła mocniej medalion. Biegła do przodu starając się omijać walczących. Robiła wszystko by nie znaleźć się w ich zasięgu, by nie zwrócić na siebie ich uwagi. Odruchowo wzorkiem szukała Elen, Rogera, Victora i Williama. Tego ostatniego dostrzegła wysoko, na tle szarego nieba zasnutego czarnymi chmurami. Z jego ogromnej paszczy raz za razem buchał ogień, który kierował w stronę atakujących go ptaszysk oraz olbrzymów ciskających w stronę żołnierzy Białej Armii ogromne głazy.
Brunetka upadła na ziemię tuz przed samymi wrotami do zamku. Przez chwile miała wrażenie, że świat się wyłączył. Jakby ogłuchła i oślepła. Przez ułamek sekundy nie czuła zupełnie nic. Dopiero w momencie, gdy usłyszała wrzask bólu Elen, oprzytomniała. Rzuciła się w stronę dziewczyny. Dostrzegła Darrena wpijającego się w jej szyję. Jenny chwyciła sztylet Elen znajdujący się w jej tylnej kieszeni i wbiła go wampirowi w czaszkę. Zacisk zębów się rozluźnił, a chłopak opadł bezwładnie na ziemię. Elen na wpół przytomnie zaczęła odcinać wampirowi głowę od tułowia.
- Biegnij Jenny! Biegnij do zamku! - krzyczała. Brunetka kiwnęła głową. Wiedziała, że widzi dziewczynę po raz ostatni.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam - powiedziała Jenny starając się nie rozpłakać.
- Pogadamy o tym później!
Jenny pobiegła w stronę zamku. Niepewnie otworzyła potężne wrota. Weszła ostrożnie do środka, z dłońmi wyciągniętymi do przodu. W ogromnej sali o wysokim sklepieniu pokrytym kolorowymi malowidłami panowała zupełna cisza. Jakby grube mury zamku odcięły ją od zgiełku walki. Rozejrzała się dookoła. Była przygotowana na spotkanie z Xavierem. Tak bardzo była pewna, że zobaczy go właśnie tu w tej sali, że poczuła się wręcz zdezorientowana. Ruszyła do przodu wciąż zachowując czujność. Wytworzyła wokół siebie tarczę, która wydawała się być silniejsza niż kiedykolwiek. Na środku znajdowało się marmurowe podwyższenie. Na nim ułożony był krąg z błękitnych kamieni, łudząco podobnych do tego który Jenny właśnie trzymała w dłoni. Miała wrażenie, że do niej przemawiają. Zachęcały ją do włożenia medalionu w sam środek. Zdjęła wisior z szyi i ułożyła go w samym środku tego kręgu. W tym momencie jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Z wnętrza kamienia wydobył się błękitny obłok dymu, który po chwili kształtem zaczął przypominać kobietę. Postać spojrzała na nią i wyciągnęła jej stronę ręce. Jennifer padła na kolana. Zrozumiała bowiem, że tuż przed nią pojawiła się sama Gimmiekeas.
- Wstań, dziecko - usłyszała jej głos jakby z zaświatów - Przebyłaś długą drogę. Ale niestety nie mamy czasu aby porozmawiać. Wycisz się i otwórz serce. Przyjmij moją moc, bo wrogowie są już blisko.
Jennifer zamknęła oczy. Poczuła jak jej ciało oblewa fala ciepła. Jej serce zabiło szybciej. Po chwili wszystko się uspokoiło. Gdy otworzyła oczy, zdała sobie sprawę, że duch bogini zniknął. Było już po wszystkim. Spojrzała na swoje dłonie. Na powierzchni skóry widoczne były błękitne błyskawice niczym wyładowania elektryczne. Zacisnęła pięść.
- Spodziewałem się czegoś bardziej spektakularnego. Może jakiegoś wybuchu i mózgu na suficie? - usłyszała lodowaty i przenikliwy głos za swoimi plecami.
- Jedyny mózg na suficie jaki dziś zobaczysz, będzie należał do ciebie - warknęła i bez zastanowienia cisnęła wiązką mocy w Xaviera. Nieśmiertelny był jednak szybki. Ich moce połączyły się tworząc błękitno-czarną wiązankę. Jenny czuła, że jest silna i przemawia przez nią moc której granic nie jest pewna. Wiedziała jednak, że nie jest dane jej przeżyć. Dlatego właśnie nie bała się zaryzykować. Między nimi panowała zupełna cisza. Wiązki ich mocy walczyły ze sobą nieustannie. Nawet gdy Jenny zmieniła nieco pozycję, moc Xaviera podążyła za nią. Zdawały się być jednakowo silne. Wykończona brunetka upadła na podłogę i połączenie które się między nimi wytworzyło momentalnie zniknęło. Xavier zaśmiał się donośnie a na jego trupio bladej twarzy pojawił się wyraz triumfu.
- Jesteś silna, ale jesteś tylko małą sierotką z Londynu. Przecież ty nie masz pojęcia o swoim świecie a co dopiero o naszym. Nie wierzę, że dotarłaś tak daleko. To wręcz niemożliwe.
- Masz rację - warknęła i podskoczyła do góry - JESTEM SILNA!
Jej ogłuszający wrzask sprawił, że Xavier nieco spotulniał. Nie spodziewał się tak nagłego ataku ze strony dziewczyny. Trafiony mocą odleciał kilkanaście metrów do tyłu. Jenny podeszła do niego i stanęła nad nim z dłonią wyciągniętą do przodu niczym naładowaną broń.
- Nic mnie nie powstrzyma przed zapanowaniem nad światem. Nie ma takiej siły!
- Jeszcze zobaczymy - Jenny skupiła całą swoją energię i cisnęła nią w Xaviera. Widziała jego trupio bladą twarz powolnie zmieniającą w kłęby dymu. Moc która przez nią przepływa była tak potężna, że targała każdą komórką jej ciała. Czuła, że powoli ulatuje z niej życie. Po chwili Xavier rozpłynął się w powietrzu. Jenny opadła z sił. Wbiła wzrok w sklepienie ozdobione malowidłami. Czuła spokój otulający jej osłabione ciało. Miała ochotę krzyknąć "udało się, żegnaj życie", lecz nie miała już na to siły. Pragnęła tylko ostatni raz zobaczyć swoich przyjaciół, swojego ojca i pierwszą i ostatnią miłość jej życia. Nie miała jednak pewności, czy oni jeszcze żyją. Jedyne czego mogła być pewna to to, że sama już umiera. Umierała w ciszy i samotności.
Zamknęła oczy.
Czuła, że jej ciało zatapia się w chłodzie.
Po chwili przestała to czuć.
Przestała czuć cokolwiek.
CZYTASZ
Inorbe
FantasyW dniu osiemnastych urodzin sierota z Londynu, Jennifer, otrzymuję od jednej z opiekunek jedyną pozostawioną dla niej rzecz po rodzicach - medalion jej matki. Czy medalion rozpocznie falę niesamowitych wydarzeń? Kim byli rodzice Jenny? I kto do jasn...