jego ciepło otacza mnie, wow jest mi tak dobrze. ale halo?! co ja robię?
ziemia do adeli!!!
przecież ja go w ogóle nie znam. poznałam go zaledwie kilkanaście minut temu. moje ciało chce zostać przy nim jeszcze dłużej ale mój mózg mówi co innego.
w końcu się od niego odsuwam, wstaje i idę do marōna. głaszczę go po szyi i przyglądam się jak skubie trawę. kurczę , ta chwila jest taka niezręczna, sama niewiem co mam robić, ale kiedy on się nadal nie odzywa zabieram marōna na piasek, bliżej wody by nie jadł już więcej ponieważ chce stąd pojechać. podczas tego wszystkiego on przypatruje się mi uważnie. na początku podobało mi się to, ale teraz już mnie to denerwuje.
-długo tu jeszcze będziesz siedzieć?- pytam, bo naprawdę chce się wykąpać. ale nie przy nim!
-jak chcesz mogę tu siedzieć nawet do jutra. -super myślę. ale mowię co innego.
- a gdybym kazała ci stąd iść to byś stąd poszedł?
- nie - jaki pewny siebie. - a ty po co tu przyszłaś- dodaje z uśmieszkiem na twarzy.
- wykąpać się- odpowiadam.
- to dlaczego tego nie robisz ?
- bo nie mam kostiumu.
- spokojnie nie będę patrzył, zamierzałaś to robić nago? - pyta z chyderczym uśmieszkiem na twarzy.
- nie w bieliźnie i nie przy tobie- warczę. no i cały czar prysł. czar o idealnym chłopaku, ale gdy patrzę na niego kątem oka moje serce zaczyna bić szybciej. odruchowo spoglądam na rękę by sprawdzić która godzina ale oczywiście nie mam zegarka. rozglądam się więc za moją nerką w której schowałam telefon. no i oczywiście jest obok niego. nieśmiale ale stanowczo po nią idę. filip zauważa to i chowa ją za siebie i szczerzy do mnie swoje piękne białe zęby. zaczynam biec i na niego krzyczeć żeby mi to oddał. a on przykłada palec do ust i mówi żebym była cicho bo przestraszę konia i ktoś tu przyjdzie. więc próbuje być cicho ale nie zamierzam zrezygnować z odebrania mu mojej nerki. po około dziesięciu minutach kapituluje a na jego twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech.
- masz jeszcze jakieś konie? - pyta.
- no mam jeszcze jednego mojego i dwa, którymi mam się opiekować a jak dorosną to zacznę je ujeżdżać- odpowiadam dość dumna z siebie.
- a ten drugi twój, to ja mógłbym na nim pojeździć?
- a umiesz?- pytam. naprawdę jestem meega ciekawa jego odpowiedzi. tak, tak, tak błagam w myślach a w mojej głowie maluje się obraz. on i ja. marōn i paparazji. galopujemy przez łąkę i nagle wszystko się urywa kiedy on mówi
- nie- a ja wydaje z siebie cichy jęk rozczarowania.
- to znaczy nie tak dobrze jak ty ale bardzo kocham konie.- od razu po tych słowach na mojej twarzy pojawia się uśmiech a on oddaje mi moją nerkę. jeszcze chwile siedzimy i rozmawiamy kiedy przypominam sobie, że to pora na nakarmienie zwierząt więc idę ubrać marōna. filip podaje mi siodło i kiedy wsiadam na konia ustalamy, że jutro też się spotkamy i pojedziemy razem w teren. wymieniamy się szybko telefonami żeby wyrazie czego coś jeszcze ustalić. jej umówiłam się z chłopakiem, pierwszy raz od... tak naprawdę nawet niewiem kiedy. szybko wracam do domu i wypuszczam marōna na pastwisko by popasł się z innymi końmi a ja idę nakarmić kury i zebrać jajka. nagle słyszę dźwięk otwieranego kurnika, kiedy patrzę kto wszedł widzę tatę. jego twarz jest pochmurna więc zostawiam jajka i szybko do niego biegnę by się przytulić.
- przepraszam, że wybiegłam i pojechałam w teren nie informując cię- mówię wtulona w jego klatkę piersiową.
- już dobrze. nic nie szkodzi ale pamiętaj by zawsze zostawić kartkę lub powiedzieć mi gdzie jesteś, bo gdyby coś ci się stało - a jego głos się łamię - ja po prostu nie poradziłbym się z twoją stratą. odkąd mama nie żyję- jego głos się urywa a ja przytulam go mocniej.
- o nie!- krzyczę kiedy okazuje się, że wszystkie kury wybiegły. super jak przed zmrokiem nie uda nam się złapać możemy je stracić.
- mamy tylko pół godziny- informuje tatę i zabieramy się do zaganiania kur jak wtedy kiedy byłam mała i niechcący je wypuszczałam. wtedy zbieraliśmy się cała rodziną, a czasem nawet i ze znajomymi, łapaliśmy się za ręce i zaganialiśmy je jak fala, która dobija się do brzegu. no dobra przyznaje słabe porównanie, po prostu zmniejszaliśmy okrąg i kury nie mając drogi ucieczki wchodziły do kurnika. ale we dwoje to nie to samo. nie mogę pozwolić by smutek mnie ogarnął więc próbuje z tego całego zaganiania zrobić jakąś zabawę, a kiedy zauważam uśmiech na twarzy taty odrazu czuję się lepiej.
