2 |mikey|

255 31 8
                                    

Drżącymi rękami sięgnąłem płytę z półki.
Odetchnąłem głęboko i wróciłem do kasy. Tylko ja mam takie kuźwa szczęście. Wyczujcie ten sarkazm.
- Proszę - wysiliłem się na uśmiech, a chłopak słysząc mój głos schował telefon do kieszeni.
- Ile się należy? - mruknął, przeczesując swoje kłaki ręką. Fuj, wyglądały jakby były w pierwszym stadium łysienia.
- Dla ciebie trzy razy drożej, łysa pało - przyszło mi na myśl, jednak w porę ugryzłem się w język. On mi w sumie nic nie zrobił, nie?
Skasowałem płytę i podałem normalną cenę, niech zna moją litość.
- o shit, chyba się zagalopowałeś. Czemu jesteś dla niego takim skurwibąkiem? - upomniało mnie moje, hm, sumienie.
Nie odzywało się cholerstwo przez tyle lat, a teraz nagle łaskawie się pojawia? Co to, to nie.
- O kuźwa - zaklął pod nosem 20-latek - zapomniałem portfela - spojrzał na mnie przepraszająco. - Zaraz przyjdę - poinformował i szybko wyszedł ze sklepu.
Odetchnąłem głęboko i w tym momencie przyszedł SMSes.
20-letni michael z sydney: jukey? Urazilem cie?
20-letni michael z sydney: nie to miałem na myśli
20-letni michael z sydney: żeby do ciebie napisać sklamalem ze nie wziąłem portfela przed naprawdę seksownym sprzedawcą
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
20-letni michael z sydney: ale nie tak seksownym jak ty
Ja: nie wiesz jak wyglądam
20-letni michael z sydney: omg odpisałaś. dziekuje
Ja: za co?
20-letni michael z sydney: nie ważne hihihi
Ja: aha
20-letni michael z sydney: dobra wracam do tego sklepu bo mi ktoś jeszcze wykupi te płytę. xoxo
Ja: jezu nie wysyłaj mi buziaków, to przerażające
20-letni michael z sydney: xxxx
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i podniosłem głowę, ledwo trafiając telefonem do kieszeni.
Chłopak był teraz jakiś radośniejszy. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, tworząc małe dołki.
Sorry not sorry, Ashton ma lepsze dołeczki.
Położył na ladzie pieniądze i patrząc na mnie szelmowsko rzekł:
- Reszty nie trzeba - już miał zamiar wziąć swoje cztery litery i wyjść ze sklepu z satysfakcją, jakby właśnie uratował 50 małych szczeniaczków.
- Oczywiście, że nie trzeba - stwierdziłem rozbawiony - brakuje 2 dolarów - prawie zachłysnąłem się własną śliną, widząc jego minę. Z trudem powstrzymałem śmiech, który z każdą chwilą się nasilał.
- Przepraszam - wymamrotał niewyraźnie i położył na blacie należną sumę.
Zrobiło mi się go szkoda, autentycznie. Przypominał mi małego kociaka, który został oddzielony od swojej mamusi.
Odchrząknąłem i postanowiłem mu trochę pomóc.
- Dziękujemy za zakupy w naszym sklepie - zacząłem formułkę - i zapraszamy ponownie. Zawsze miło nam obsługiwać szlachetnych rycerzy "reszty nie trzeba". - No dobra, nie mogłem się powstrzymać. Nie oceniajcie mnie! To tylko głupia uwaga.
Chłopak nieśmiało się uśmiechnął, wziął płytę i wyszedł ze sklepu.
Pozostałe sześć godzin nie było wybitnie ciekawych. O 17 mogłem się zbierać, jednak postanowiłem poukładać jeszcze rzeczy z niedawnej dostawy, za które miałem się zabrać w zeszłym tygodniu, ale to ja, Luke Hemmings, który wszystko odkłada na następną godzinę. Albo dzień. Albo tydzień. Ewentualnie miesiąc.
Pomaszerowałem więc na zaplecze i podniosłem z ziemi karton, który był cięższy niż mogło się wydawać.
Wyszedłem z kantorka i powędrowałem wgłąb półek z płytami. Odkryłem, że jest tam taki dział jak muzyka folklorystyczna, nie używany chyba od wieków.
Minąłem go i usłyszałem domyślnie ustawiony dzwonek z mojego telefonu.
Zakląłem w duchu, próbując wyjąć telefon z tylnej kieszeni, oczywiście jedną ręką.
Po chwili szarpania się z samym sobą, mój idealny mózg doszedł do wniosku(wcale nie z opóźnieniem!), że warto najpierw postawić pudło na ziemi i odebrać przychodzące połączenie.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

Ashtonio Irwini
Odbierz.

- Cześć, pingwinku. Przyjechać po ciebie?
- Tak. Przy okazji pomożesz mi poukładać płyty z dostawy.
- Myślałem, że zrobiłeś to tydzień temu.
- Zamknij się i tu przyjedź - bardzo uprzejmie zakończyłem rozmowę i znowóż schowałem ten nieszczęsny telefon.
Zgadniecie co się stało? Nie?
Dostałem wiadomość.
I znowu musiałem wyjąć telefon.
Moje myśli znów wypełniły się niecenzuralnymi słowami, więc pomińmy część opisywania tego, co czułem.
N

ie wiem, który raz w tym dniu miałem w ręku swój telefon, ale miałem go i tym razem.
20-letni michael z sydney: Cześć żono
Okej, to byłoby zabawne, gdyby nie fakt, że primo - jestem jeszcze w pracy, secondo - nie jestem jego "żoną", terzo pominę, bo brzmi źle ((dop.aut: google tłumacz pokazuje, że trzy to terzo)).
Ja: jestem jeszcze w pracy
PS. Chyba czas zmienić ci nazwę kontaktu
20-letni michael z sydney: whoa jak masz mnie zapisanego, żono?
Ja: 20-letni michael z sydney
20-letni michael z sydney: cri
Ja: brzmisz jak nastolatka z twittera omg

Nastolatka z twittera
Nazwa kontaktu została zmieniona.

Nastolatka z twittera: a ty jesteś nastolatką z tt cri
Ja: nie mam twittera lmao
Nastolatka z twittera: tez masz tak, że pisząc "cri", "lmao" itd twoja twarz jest jak "hahahaha zgiń"?
Ja: nope, moja twarz zawsze tak wygląda
Ja: napisze jak będę w domu, mam niezły zapierdziel

Zabrałem się za układanie płyt i przyszedł mój rycerz w brudnym, granatowym symulatorze samochodu.
- Ash, pomóż mi z tymi płytami - jęknąłem, korzystając z dobrego serca chłopaka, który zaraz po tym, jak zaparkowal swojego super Mercedesa(wyczujcie ten sarkazm again) przyleciał mi pomóc. Może to wyglądać jakbym go wykorzystywał, ale to nie tak. Mamy po prostu takie niepisane prawo: pomagamy sobie nawzajem. Wspieralismy się w najtrudniejszych chwilach w naszych życiach, no wiecie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Przez wiele lat takowych nie miałem, więc Ash jest moich aniołem.
Kiedy uporalismy się z dostawą z zeszłego tygodnia, zamknąłem sklep i ogólnie - skończyłem dzień pracy, weszliśmy do samochodu Ashtona, który nie od razu chciał odpalić.
Droga zajęła nie więcej niż dziesięć minut.

Ash pierwszy był przy drzwiach, co oznaczało, że nie muszę wyciągać kluczy. Niczym gentelmen(którym przecież nie był) przytrzymał mi je i przepuścił mnie pierwszego. Żartobliwie ukłoniłem się w podziękowaniu i zamknąłem się w swoim pokoju.
Wyciągnąłem telefon i mój super współlokator wbił mi do pokoju, oczywiście bez pukania, bo po co? Co z tego, że mogłem być nagi lub cokolwiek.
- Co się tak zamykasz, Lukey? Wiesz, jak robisz porno maraton to zawsze możesz mnie zaprosić - poruszył brwiami w ten sposób.
- Idź mi stąd geju - jęknąłem, pragnąc chwili samotności.
- Wypraszam sobie - prychnął - jedyną cząstką "homo" w mojej osobie jest "homo sapiens" - rozłożył się na moim łóżku.
- Boże, Ashton, won mi stąd, chcę sobie zwalić konia do zdjęć Brada Pitta - zaironizowałem, w duchu trzymając kciuki, żeby dał mi choć sekundę prywatności.
Ash skamieniał i natychmiast podniósł się z łóżka. Przybrał poważny wyraz twarzy, jednak w jego oczach widziałem iskierki rozbawienia.
- Chyba czas porozmawiać o pszczółkach i kwiatkach, Lukey - po chwili roześmiał się i poczohrał mnie po głowie.
Wyszedł z pokoju tyłem, pokazując rękoma znak, ekhem, wydaje mi się, że wszyscy wiemy, jaki znak mógł pokazywać Ash. Mam nadzieję, że wiemy.

Odetchnąłem, gdy zamknął drzwi i zaraz zjadły mnie wyrzuty tego wstrętnego "sumienia", które odwiedziło mnie niedawno.
Może chciał pogadać? Może coś się stało? Jestem jego przyjacielem, do jasnej cholery, powinienem był z nim porozmawiać.
Uspokoiłem się myślą, że gdy napiszę do Michaela, pójdę do Ashtona.
Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do chłopaka.
Ja: cześć, jestem już w domu
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
Nastolatka z twittera: omg napisałaś do mnie pierwsza
Nastolatka z twittera: jaram się hsbshsvsk
Nastolatka z twittera: boże boże boże boże boże boże boże
Nastolatka z twittera: kochasz mnie, to pewne
Ja: omg masz bardzo bujną wyobraźnię, mógłbyś pisać fanfiki
Nastolatka z twittera: ranisz
Ja: wybatrz
Nastolatka z twittera: jak masz mnie zapisanego w telefonie?
Ja: nastolatka z twittera, cri
Nastolatka z twittera: a ja ciebie "Jukey ❤"
Ja: omg kochasz mnie to pewne

Mikey 💔
Nazwa kontaktu została zmieniona.

Mikey💔: pewne jak to ze niebo jest niebieskie
Ja: jest zachód słońca, niebo jest pomarańczowe, cri
Mikey💔: zniszczyłaś chwile ok
Mikey💔: ej chwila
Mikey💔: omg
Mikey💔: u mnie też jest zachód słońca
Mikey💔: jesteś w Australii?

***

OMG, drugi rozdział.
Mam nadzieje, ze was nie zanudzilam, xo
Standardowo : jak widzicie jakiś błąd, literowke, orto, whatever, piszcie.
Luv❤

primo [muke] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz