Rozdział I - PRZYPADEK?

184 28 5
                                    

Mówią, że wszystko dzieje się przez przypadek. Ale czasem zdarzają się wyjątki od reguły... Dlaczego musiało to spotkać akurat nas? Po dziś dzień zadaję sobie to pytanie... Może nasze dusze miały się ze sobą zetknąć? Może to właśnie z Tobą los dał mi przeżyć najlepsze chwile? Może nasze spotkanie wcale nie było przypadkowe?

* * *

Nowy Jork. Miasto wysokich wieżowców, żółtych taksówek, sławnych ludzi, niespełnionych miłości, trudnych decyzji i zawiedzionych nadziei. Miasto różnych ludzi, różnych charakterów, różnych historii...

W tym właśnie miejscu, ulicą szła zwyczajna dziewczyna. Miała zwyczajne, proste, brązowe włosy, delikatnie pofalowane i rozjaśnione przez słońce; zwyczajne, szmaragdowe oczy, które obejmowały cały świat marzycielskim spojrzeniem; zwyczajny, lekko zadarty do góry nos; równie zwyczajne, wiśniowe usta, na których igrał nieznaczny uśmiech. Była ubrana w zwyczajną, błękitną sukienkę, idealnie podkreślającą jej zwyczajną, szczupłą sylwetkę. Paznokcie u dłoni i stóp miała pomalowane na zwyczajny kolor bezchmurnego nieba. Ale czy na pewno była ZWYCZAJNA?

O nie, tego nie można o niej powiedzieć. W czwartym roku życia zakochała się w muzyce. Keyboard, pianino, fortepian – żaden z tych instrumentów nie był jej obcy. Dlatego dzieciństwo spędziła z najlepszymi przyjaciółmi: Beethovenem, Vivaldim, Wagnerem, Bachem, Mozartem, Schubertem, Schumannem i Chopinem. Nigdy nie pogardziła swoim talentem i próbowała go wykorzystać jak najlepiej, stąd też ukończyła renomowaną szkołę muzyczną i zajęła się rozwijaniem umiejętności przez samodzielne komponowanie.

Wyjęła telefon i słuchawki ze skórzanej torebki, która była przewieszona przez jej ramię. Stanęła przed przejściem dla pieszych. Kiedy zapaliło się zielone światło, w jej uszach zabrzmiały akurat pierwsze nuty „Say something". Dziewczyna ruszyła razem z tłumem, który dosłownie „wylał się" na ulicę. Z zadowoleniem wsłuchiwała się w kolejne dźwięki piosenki, a gdy nadszedł jej ulubiony fragment, zamknęła oczy i zaczęła śpiewać razem z Christiną Aguilerą.

Teraz nie liczyło się nic – rozbawione czy złowrogie spojrzenia innych przechodniów, krzyki: „- Uważaj, jak idziesz!" ani pisk opon samochodu. Zaraz... Co?!

Otworzyła gwałtownie oczy i rozejrzała się wokół siebie. Stała samotnie na końcu przejścia dla pieszych, a przed nią znajdowało się czarne BMW. Kierowca był ubrany w garnitur, a na głowie miał szoferkę, przez co nie mogła za bardzo zobaczyć jego twarzy. Zarumieniła się, krzyknęła: „-Przepraszam!" w stronę samochodu i szybko weszła na chodnik.

* * *

-Pieprzony Cedric! Zawsze wyciągnie jakieś brudy klienta, żebym nie wygrał.

-Taka praca prokuratora, Nath – zaśmiał się szczerze Stanley. – Zobaczysz, następnym razem ci się uda.

-Taa... Prędzej ojciec wywali mnie na zbity pysk, niż wygram jakąś sprawę. Nie nadaję się na prawnika! – jęknął.

-Oj, nie marudź. Jesteśmy przyjaciółmi już tyle lat i wiem, że wcale byś się tym nie zmartwił.

-No i co z tego? Ojciec wciąż powtarza, że powinienem wziąć się w garść, bo za klika lat przejmę po nim kancelarię.

-Ciesz się, że jeszcze ci żony nie szuka – zachichotał Stan. – A teraz, paniczu MacCarter, gdzie ma cię zawieźć twój prywatny szofer? – zapytał pompatycznym tonem.

-Do kancelarii, jeśli łaska. Ojciec chciał się ze mną widzieć.

Ruszyli czarnym BMW spod sądu. Szofer włączył radio, z którego popłynęły dźwięki jakiejś skocznej piosenki. Nathaniel zaczął nucić pod nosem refren, przeglądając jednocześnie dokumenty do kolejnego procesu. Mimowolnie uniósł głowę i w tym momencie zobaczył dziewczynę sterczącą na pasach na czerwonym świetle.

Ps. Żegnaj. [POPRAWIANE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz