1

7.6K 390 54
                                    

   
     Od samego słońca wschodu ciągnęło za nią nieszczęście, wiszące gdzieś w przestrzeni, nieustannie narastające, w zasięgu swego oka spotykające się z granicą, po której przekroczeniu pozostaje niewiadoma. W istocie, możliwie, dokładnie tuż nad głową. Wyczekujące chwili, w której to odnajdując okazję doskonałą, zesłać na jej osobę, pętle nieprzyjemności. Wnet pozostając w bezsilności sobie samej, a oczy pozbawione widoczności prawicą cienia, pozbawić należycie obiektu zaufania.  

     Od parteru po pierwsze piętro, niby pośpiesznie, jednak w pogoni, krążyła, nie mogąc zagrzać miejsca, mogące przypisać sobie. Siłą woli powstrzymując, by zęby z chwilowego nieopanowania nie dotknęły paznokci. Zakamarki rodzinnego domu opanowane w chwilę zostały przez odgłos, jaki pozostawiały po sobie nogi. Cztery ściany, w których człowiek czuje się najbezpieczniej, poza zasięgiem wzroku otaczającej ludzkości, w tym sprawdzianie zawiodły na pierwszej linii ognia. Wrażliwość sięgała po odczucie należności posiadania wszystkiego pod kontrolą. W najgorszym przypadku drżące kolana były bliższe rozłamowi niż ona sama, umysł i towarzyszące jej rozważania. Gdy tylko sprawy odczuwać się dają nie działać jak trzeba, najciemniejsze obawy wyłaniają się z głębi ciała. Przechodzą przemianę zupełnie jak woda pod wpływem ciepła - ulatniającą parę. Jednakże różnice pomiędzy tymi dwoma są znaczące, para bowiem obdarowana wolnością unosi się ku przestworzy. Rozpływając się płynnie nabierając nieuchwytności. Mrok choć lotny, zatacza pętlę spowijając siłą stłumione w emocjach serce.

     Określała uczucie jako nadzwyczaj naturalne przerażenie, strach przed powrotem do miejsc, idealnie znanych, gdzie po wyrytych niegdyś ścieżkach, będąca objęta możliwością podążania nimi raz za razem, oczami zakrytymi nadszarpanym materiałem, przejść bez urazu móc by mogła.  Najwyżej miejsce zajmujące by mogli ocenić, iż samoistnie własne drogi może dziergać. Nie straszna jednakże twardość podłoża, pod wcieleniem słynnego artysty rzeźbiarza. Toteż samą Nike, pojmać dłoń, pchnąć ku ciepłu życia roztapiając najzimniejsze serca lodu. Sama bowiem stanie w cieniu, równie zimny jak umysł pojmany w łańcuchy. Co widziało brązu odbicie, nie wymaże żadne nowo zrodzone dobro. 

    Ostatnimi czasy, niby skromne, niczym nie wyróżniające się życie przeistoczyło się w coś o o odbiciu szkatułki, podnosząc wieko nigdy nie snując co dokładnie wyczekuje w wnętrzu. Nie posiadła więcej odwagi, aby wykonać ku niej krok. Nawet gdy ciekawość ludzka przejmowała skrawek po skrawku. Skrywała w sobie wiele obaw, które jedynie hamowały jej pragnienia.                 Rodzice długowłosej dziewczyny, odnaleźli w głębi potrzebę, wymiany swoich refleksji. Wraz z zachodem nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. Posiadając świadomość, iż córka nie jest zwolenniczką prowokacji, wszelakich manipulacji bądź procesów mających w jakikolwiek sposób negatywnie wpłynąć na jej stosunek nie tyle co do otoczenia, a siebie samej, wręcz z umysłem przepełnionym podekscytowaniem, wścibskością zaszczepioną w kościach, dążyli ku wprowadzeniu chaosu w swoje relacje. Znając słabości każdego z domowników, torturowali swoje umysły, nie pozostawiając jednakże wątpliwości, iż nie potrafią żyć bez siebie. Miłość, której nie okazują zbyt otwarcie, ma swoje miejsce w sercu każdego z nich. W obronie tej indywidualnej arkadii wystawiony jest sam honor, głos w obronie rodziny. 

 - Och, Mamo! - wykrzyknęła zdezorientowana krzyżując ręce na piersi, wierząc iż przyjmuje odważną w zaistniałej sytuacji, postawę. Doszczętnie zmęczona rozmową, pragnęła mieć już spór za sobą. Nie mniej jednak, jej wola, wyróżniająca się wytrzymałością, nie zamierzała wznosić ku błękicie białej flagi. Choć pozwoliłaby ciału zaznać chwili odpoczynku, na tym polu pozostawiła jeszcze niedokończone sprawy, na język bowiem napływało coraz to więcej słów. - Nie przytoczysz choćby jednego, przekonującego mnie do powrotu, powodu. Nie jest to pierwsza rozmowa, widzę z każdą kolejną naciskasz coraz bardziej. Twoja noga nigdy nie postała na tej ziemi. W całym swoim życiu, nie byłaś otaczana przez ludzi, jacy tam są. Równie dobrze byś się przyczyniła, aby samej się przekonać. Zrzucić w końcu wołający o litość, kostium dobrej żony, wzbogacić się o nowe doświadczenia. Zależy ci na tym bardziej niż mnie, kiedykolwiek. - Mówiła pośpiesznie, bez większego namysłu. Słowa zwyczajnie opuszczały jej usta, jakby nie mogące powstrzymać się by uciec.

Return || k.thOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz