Rozdział 1 - Spotkanie nad morzem

416 24 0
                                    

Światło zaczynającego się dnia wlało się do mojego pokoju. Poczułam je na mojej twarzy w postaci przyjemnego ciepła. Otworzyłam oczy, przeciągnęłam się i zeszłam z łóżka. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał za piętnaście ósmą. Wyjrzałam przez okno. Moja wioska tętniła już życiem. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Następnie owinęłam moje ręce i nogi bandażami dla ozdoby, ubrałam czarną bluzkę na krótki rękaw sięgającą do brzucha, szare spodenki i buty sięgające do kolan. Spięłam też moje włosy w wysoki koński ogon. Wpięłam w nos kolczyk. Tak wyglądał mój codzienny strój. Kolczyk w nosie doszedł do tej kompozycji stosunkowo niedawno. Ochraniacz Konohagakure zawiązałam na brzuchu. Był on czarny (nie brzuch tylko ochraniacz xD). A tak w ogóle to mam na imię Lynn. Pochodzę z wcześniej wspomnianej Konohagakure. Jestem osiemnastoletnim Joninem. Nie pochodzę z klanu Hyuga , lecz mam byakugana. Pewnego dnia podczas treningu po prostu go uaktywniłam. Nie wiem jak to zrobiłam. Mój byakugan jest nieco nietypowy. Gdy go używam nie wychodzą mi żyły. Od urodzenia mam też rinnengana, który umożliwił mi opanowanie wszystkich pięciu natur czakry. Wyśmienicie mi idzie korzystanie z technik ognia, wiatru i wody, lecz trochę gorzej z korzystaniem z technik ziemi. Jedyna technika wzrokowa, którą nie dysponuję to sharingan. Po ubraniu się zjadłam śniadanie. Następnie wyszłam z domu w moje ulubione miejsce. Nad pobliskie morze. Uwielbiałam siedzieć na jego brzegu i pozwalać na to by fale obmywały mi stopy. Szłam pomiędzy różnorodnymi budynkami. W końcu dotarłam na miejsce. Skierowałam się w stronę brzegu. Ujrzałam chłopaka o kruczoczarnych włosach. Usiadłam koło niego. Spojrzałam na twarz kruczowłosego. Jego oczy...to...sharingan! On musi być z klanu Uchiha.
Chłopak wyglądał na przygnębionego. A ja chyba wiem dla czego. Słyszałam o masakra klanu Uchiha. Wszyscy zostali zamordowani. Przeżyły tylko dwie osoby. On musiał być jedną z nich. Postanowiłam go pocieszyć.
- Tak mi przykro z powodu masakry Twojego klanu. Ale nie martw się, wszystko się ułoży, zobaczysz. - zagadałam w celu podniesienia go na duchu.
- To moja wina...- westchnął.
- Ale dla czego? - zapytałam zdziwiona.
- To ja wszystkich zabiłem. - wyznał.
- Czyli ty jesteś Itachi Uchiha?
- Tak...Ale teraz ogromnie żałuję tego co zrobiłem. Parszywe bydlę ze mnie! Nienawidzę się za to!
- Ale przecież nie możesz żyć myśląc tak o sobie. Odpokutuj to co uczyniłeś.
- Ale jak? Nie przywruce im życia...
- Odbuduj klan. Załóż rodzinę.
- Masz rację. To teraz będzie moim celem. Przez to odpokutuję moje winy.
- I widzisz? Nie ma się czym tak zadręczać. - powiedziałam klepiąc to lekko po ramieniu.
- Jak masz na imię moja wybawidzielko? - zapytał z wdzięcznością Itachi.
- Lynn...-odpowiedziałam delikatnie się rumieniąc.
- W ramach podziękowania chciałbym abyś to ode mnie przyjęła. - powiedział kruczowłosy wręczjąca mi podłużne pudełko. - Otwórz - zachęcił.
Otworzyłam pudło. W środku była katana z czarnym rekojesciem w także czarnej pochwie.
- Dzięki, ale nie musiałeś. - podziękowała.
- Itachi tu jesteś! - krzyknął jakiś dziwnie wyglądający koleś idąc w naszą stronę.

Itachi x Lynn Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz