To już...

709 38 27
                                    

Do porodu zostało pare dni. Derek nie odstępuje Stilesa nawet na krok.

Pewnej nocy Stiles budzi się gwałtownie. Odeszły mu wody. Spanikowany zaczyna bić pięścią Dereka.

-Derek... Derek. -słyszy wilkołak i natychmiast otwiera oczy. -Chyba się zaczęło...- mówi cicho młodszy.

-To już... ? Jezu i co teraz? -zaczyna panikować straszy. Wstaje szybko z łóżka i podbiega do szafy po torbę, którą spakowała im Mellisa parę dni temu.

-Musimy jechać. Długo tak nie wytrzymam. -Stiles powoli wstaje z łóżka. Hale odrazu podbiega do Stilinskiego i łapie go w pasie.

-Stiles, proszę daj mi chwilę. Zadzwonię tylko do Johna i Mellisy. Ty w tym czasie oddychaj głęboko i spokojnie.-mówi już nieco opanowany wilkołak.

-Derek jakie spokojnie? Ja rodzę! -krzyczy z bólem młodszy.

-Tak wiem, wiem, ale proszę cię, daj mi pare sekund.

-Dobra, masz minute i ani sekundy dłużej.-mówi sfrustrowany Stiles i czeka grzecznie aż  Derek wykona telefon.

-Dobra.-odpowiada krótko starszy i wyciąga telefon. Wybiera numer McCall'ów i czeka. Po dwóch sygnałach słyszy głos Mellisy.

-Derek? Co się dzieje? -mówi szybko kobieta.

-On rodzi. Zadzwonisz proszę do Johna? Przyjedźcie szybko do szpitala. - Hale wypuszcza z siebie słowa z prędkością karabina maszynowego.

-Zbierajcie się już dzwonie do niego. Będziemy za dziesięć minut.- informuje go szybko kobieta.

-Dobrze, dziękuję.- odpowiada krótko starszy po czym się rozłącza.

Podchodzi do młodszego i bierze go delikatnie na ręce, a na ramieniu zawiesza torbę. Szybko wychodzi z mieszkania, podbiega do samochodu i kładzie Stilinskiego na przednim siedzeniu.

Jedzie jak na złamanie karku. Gdy przekracza sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę Stiles musi zareagować.

-Derek, jeśli dalej będziesz jechał jak wariat, to nie wylądujemy na porodówce tylko na ostrym dyżurze. - mówi Stilinski oddychając głęboko.

-Ja przepraszam Stiles, masz racje. Przepraszam.- odpowiada Hale, po czym delikatnie spuszcza nogę z gazu.

-Dobra, teraz spokojnie. Mamy czas, przecież nie wyjdzie przez nogawkę. -śmieje się nerwowo Stiles.

Po piętnastu minutach dojeżdżają na miejsce, a w środku czekają już na nich Mellisa, Scott i John.

-Jesteśmy! -krzyczy Derek.

-Od razu bierzemy go na cesarkę.- ktoś krzyczy. Jakaś pielegniarka przywozi wózek i zabiera chłopaka. Hale chce być przy nim, ale niestety nie wpuszczają go.

Derek siedzi z McCall'ami i starszym Stilinskim czekając na jakąkolwiek informacje. Kilkadziesiąt minut później z sali wychodzi mężczyzna w białym fartuchu, cały ubrudzony krwią. Wszyscy wstają i czekają na to co powie. Mężczyzna jednak milczy.

Derek zaczyna się martwić.
Co z dzieckiem i Stilim. Czy wszystko w porządku. Co się tam stało.- zaczyna się zastanawiać.

-Urodził się chłopczyk.-mówi poważnym głosem nieznajomy mężczyzna. - Niestety...

Wiem co zaraz powie. Stiles nie żyje... Nie przeżył. To wszystko moja wina. -myśli wilkołak i wybiega z szpitala.

Jak on sobie z tym wszystkim poradzi?

Picture perfect memories, scattered all around the floor....
Another shot of whiskey, can't stop looking at the door, wishing, you come sweeping in the way you did before.

(Zdjęcia idealnych wspomnień, rozrzucone po całej podłodze....
Kolejna szklaneczka whisky, nie mogę przestać patrzeć na drzwi, mając nadzieję, że przyjdziesz zamaszyście jak kiedyś.)

Koniec.





















***
Żartuję. To jeszcze nie koniec. Fragment na końcu jest z piosenki "Need you now" ~ Lady Antebellum. Będzie jeszcze epilog lub kolejna część. Wszystko zależy od tego czy będę miała wene i chcęci, żeby to ciągnąć. Dziękuję. xx

SZEWII

Wtopy / Sterek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz