Cześć

716 46 22
                                    

Derek

W nocy obudził mnie ból w ramieniu i głos Stilesa.

Przecież to jest niemożliwe, przecież Stiles nie żyje.- pomyślałem.

Parę dni temu go pochowaliśmy. Zostałem sam z naszym synkiem. Synkiem, który każdego dnia przypomina mi ukochanego i nie wiem jak długo to wytrzymam.

Otwieram powoli oczy i to co widzę wprawia mnie w osłupienie. Obok mnie leży przerażony Stiles, w ciąży.
Nie wiem co mam myśleć. Przecież... przecież on nie żyje. Nie ma go już z nami i nigdy nie będzie.

Dotykam go delikatnie jakby nie wiedząc czy jest prawdziwy i tak, to na pewno mój Stiles. On żyje. Czyli to był tylko sen, okropny sen. Jestem szczęśliwy, ale trwa to tylko chwilę.

-Chyba się zaczęło...- słyszę zdenerwowany głos młodszego.

O nie! Przecież to już było.

-To już... ? Jezu i co teraz? -zaczynam panikować. Wstaje szybko z łóżka i podbiegam do szafy po torbę, którą spakowała nam Mellisa parę dni temu.

Może jeśli się pospieszę, to Stiles przeżyje.

-Musimy jechać. Długo tak nie wytrzymam. -Stiles powoli wstaje z łóżka, a ja od razu do niego podniegam i łapię go w pasie.

-Stiles, proszę daj mi chwilę. Zadzwonię tylko do Johna i Mellisy. Ty w tym czasie oddychaj głęboko i spokojnie. - mówię szybko.
Wiem, że bez tego telefonu nie przyjmą nas tak szybko.

-Derek jakie spokojnie? Ja rodzę! -słyszę przepełniony bólem głos Stilesa.

-Tak wiem, wiem, ale proszę cię daj mi parę sekund.- staram się przekonać Stilinskiego.

-Dobra, masz minute i ani sekundy dłużej.-odpowiada wściekły.

-Dobra.-odpowiadam krótko i wyciągam telefon. Jak najszybciej wybieram numer McCall'ów i czekam. Po dwóch sygnałach słyszę głos Mellisy.

-Derek? Co się dzieje? - słyszę kobietę.

-On rodzi. Zadzwonisz proszę do Johna? Przyjedźcie szybko do szpitala.-mówie od razu i czekam na odpowiedź.

-Zbierajcie się już dzwonie do niego. Będziemy za dziesięć minut.-mówi szybko kobieta.

-Dobrze, dziękuję.- mówię krótko i się rozłączam.

Podchodzę do chłopaka i biorę go delikatnie na ręce, a na ramieniu zawieszam torbę. Szybko wychodzę z mieszkania, podbiegam do samochodu i kładę Stilinskiego na przednim siedzeniu.

Jedę najszybciej jak mogę, a gdy przekraczam sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, słyszę zdenerwowany głos Stilesa.

-Derek, jeśli dalej będziesz jechał jak wariat, to nie wylądujemy na porodówce tylko na ostrym dyżurze. -odpowiada ciężko oddychając.

-Ja przepraszam Stiles, masz racje. Przepraszam.-mówię, ale zwalniam tylko minimalnie.

-Dobra, teraz spokojnie. Mamy czas, przecież nie wyjdzie przez nogawkę.- słyszę nerwowy śmiech Stilinskiego.

Po piętnastu minutach dojeżdżamy na miejsce, w środku czekają już na nas Mellisa, Scott i John.

-Jesteśmy! -krzyczę niemal od razu.

-Od razu bierzemy go na cesarkę.- ktoś krzyczy. Pielegniarka przywozi wózek i zabrają mojego narzeczonego. Chcę być przy nim, ale niestety nie wpuszczają mnie.

Jezu, wszystko jest dokładnie tak samo, jak w moim śnie.

*** Kilkadziesiąt minut później.

Siedzę z McCall'ami i tatą Stilesa, czekając na jakąkolwiek informacje. Chwilę później z sali wychodzi mężczyzna w białym fartuchu, cały ubrudzony krwią. Wszyscy natychmiast wstajemy i czekamy na to co powie. Mężczyzna, jednak milczy.

Zaczynam się martwić. Czy wszystko w porządku. Co ze Stilim i małym. Czy to skończy się tak samo, jak w moim śnie.

-Urodził się chłopczyk.-mówi poważnym głosem. - Niestety...- przerywa.

NIE. NIE. NIE.

To nie może się tak skończyć. Oczy zachodzą mi mgłą. Chcę stąd uciec, lecz Scott domyślając się tego łapie mnie za rękaw.

-Niestety, musimy zatrzymać pana Stilinskiego na pare dni w szpitalu. Stracił bardzo dużo krwi, lecz jego stan jest stabliny.-mówi lekarz i lekko się uśmiecha.

Zaczynam płakać. On żyje, mój Stiles żyje. Dziękuję Bogu za to, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz wierzę w to, że ktoś czuwa nad nami.

Po godzinie wpuszczają mnie do niego. Wchodzę do pomieszczenia i znowu zbiera mi się na płacz. Jestem taki szczęśliwy.

-Cześć.- mówi chłopak i uśmiecha się szeroko. Zastanawiam się jak on ma na to siłę, po tym wszystkim co przed chwilą przeżył.

-No.. cześć. -zaczynam się śmiać płacząc jednocześnie.

Podchodzę do niego i widzę małe zawiniątko w jego rękach. To nasz synek, nasze malutkie dziecko.

- Boże kocham was i to tak cholernie mocno.-mówię siadając obok Stilinskiego.

- Derek!- słyszę oburzony głos Stilesa na co chce mi się tylko śmiać.- Nie przeklinaj przy dziecku. Ledwo co się urodził i już musi tego wysłuchiwać.

- Ohhh zamknij się. -mówię uśmiechając się szeroko i wpijam w usta narzeczonego.

Teraz wszystko będzie dobrze.

Koniec

***
To już był ostatni rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że podobało się. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki jak i komentarze. Jesteście wspaniali. xx
Ps Może napiszę kolejną część, ale to zależy od tego czy będziecie tego chcieli.


SZEWII

Wtopy / Sterek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz