-Lily pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć i zawsze będę przy tobie.- powiedział to, wręczając mi białe, pachnące świeżością lilie, po czym pocałował mnie w czoło.
-I nawet jak nie wrócę, to będę cię kochał. Pamiętaj o tym Lily. Jak będzie ci smutno, to spojrzyj na te kwiaty i przypomnij sobie o mnie.- wziął mnie w swoje ramiona i mocno przycisnął do piersi.-Kocham cię tatusiu.-powiedziałam, przytulając go jak najmocniej.
Wziął dość dużą i ciężka torbę, uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Później tylko widziałam jego Toyotę odjeżdżającą z podjazdu. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że widzę go po raz ostatni.
Po sześciu miesiącach od jego wyjazdu zadzwonił do mojej mamy Adams Haynes (dowódca wojskowy) i złożył kondolencje.
Nie wiele pamiętam co było dalej, w końcu, jak to się stało to miałam tylko pięć lat.
Mama mi kiedyś opowiadała, że tata od zawsze kochał lilie. Nawet na ślub jej dał bukiet z tymi kwiatami a nie róże, bo uważał, że są przereklamowane. A kiedy się urodziłam dali mi imię Lily,( nie żeby ojciec był pomysłodawcą, no w ogóle ).
>>>>>>>>>>>>>>>
Leżąc na moim wielkim łóżku właśnie sobie uświadomiłam, że mam strasznie nudne życie. Nie chodzę na imprezy, chłopka nie mam, w ogóle nie rozmawiam z płcią przeciwną, nie lubię poznawać nowych ludzi (inaczej- po prostu się ich boję) i nigdy nie zrobiłam nic szalonego, ani wbrew zasadom.
Tego wieczora postanowiłam to zmienić.
Ubrałam się w czarną bluzę, czarne spodnie spodnie i tego samego koloru conversy.
Wyszłam cicho z mieszkania i szybko popędziłam schodami na sam dół. Nikt mnie oczywiście nie widział, byłam niczym assasin, połączony z ninja i odrobiną Batmana.
Wzięłam czarny spray i napisałam przy wejściu szkoły: x tu był.
Ja wiem, to było takie szalone i takie niebezpieczne. No ale ej, nie będę obrabiała banku, czy też kogoś zabijała.
Po za tym to był mój pierwszy raz.Nie miałam co robić sama w mieszkaniu, Liv i Kate poszły gdzieś na imprezę, a ja jak zawsze zrezygnowałam i nie poszłam z nimi. Postanowiłam więc, przejść się po ulicach Miami. Odkąd tutaj przyjechałam rzucił mi się w oczy opuszczony, dosyć niski szary budynek, stojący nad oceanem. Był to zapewne kiedyś jakiś kantor albo schowek. Nabrałam powierza do płuc i wdrapałam się tam. Zdarłam sobie przy okazji trochę skórę z dłoni, ale to rekompensował widok.
Siedziałam na dachu i patrzyłam przed siebie. Czerwień, fiolet i róż dominowały na niebie a wolno zachodzące słońce odbijało się w tafli wody. Jednym słowem, było cudownie.
Hejka naklejka :D
Oto kolejny rozdział :> Mam nadzieję, że się spodoba.
Ps. Szczególne podziękowania dlaTemperowka
U.
CZYTASZ
Message from the old friend
Teen FictionKiedyś najlepsi przyjaciele, teraz zupełnie obce osoby, unikające kontaktu wzrokowego na ulicy. Czy uda im się to naprawić ?