Rozdział 3

6 0 0
                                    

- Klękaj - powiedziałam. Chris uklęknął, a ja wskoczyłam mu na plecy, po czym zaśmiewając się dobiegliśmy do reszty. 

- Widzę dwa aniołki, które będą mi dzisiaj obiad gotować - uśmiechnął się szelmowsko Michael. Wszyscy rozebraliśmy się do bielizny i nie zważając na to, że będziemy przemoknięci, skoczyliśmy z pomostu do jeziora. Wynurzyłam się jako druga, tuż po Nicku. W kilkusekundowych odstępach reszta zaczęła się wyłaniać. Michael zaczął podtapiać Kat i tak rozpętała się wojna. Dziewczyny plus Chris na Nicka, Michela i Petera. Zanosiliśmy się śmiechem. Było wspaniale, lecz po godzinie wszystkim zachciało się jeść. Chris i ja poszliśmy do domku skombinować jakieś jedzenie w trakcie, gdy reszta wylegiwała się na pomoście, grzejąc się w ciepłym, popołudniowym słońcu. 

- To co robimy?
- No i tu jest problem, misiu, a problemem jest kompletny i całkowity brak jakiegokolwiek jedzenia.

- Wiesz co, pojedźmy do najbliższego sklepu i kupmy jakiś makaron. Podsmażymyy jakiś boczek ba patelni, dodamy jakichś pomidorów i jajek i będzie dobry obiad - zaproponowałam. 

- Na tych ulicach chyba nie powinno być zbyt dużo policji, prawda? - zapytał z namysłem Chris.

- Nie wiem, ale to tylko trzy kilosy... Damy radę. A jak się cykasz, to zawsze możemy pojechać rowerami. To nie tak znowu daleko...

Po głębszym namyśle doszliśmy do wniosku, iż to będzie najlepsze wyjście. Pół godziny byliśmy zgrzani, zdyszani, ale z obiadem gotowym do zrealizowania. Tak, jakby wyczuli jedzenie na odległość, więc zaczął się schodzić nasz Team. Ugotowaliśmy z Chrisem dwa kilogramy makaronu. I wszystko zostało zjedzone. Pochylałam głowę nad talerzem, żeby wciągnąc ciągnące się pasmo sera i poczułam jak coś mokrego i śliskiego plasnęło mi na obojczyk i spłynęło za koszulkę, mocząc ci stanik i gnieżdżac się wygodnie w pewnym bardzo dla mnie niewygodnym miejscu. Podskoczyłam i uniosłam głowę. To  Michael, który stał przy zlewie i mył naczynia postanowił pobawić się jedzeniem a teraz zanosił się śmiechem na widok mojej miny.

- No hahaha. Gorzej z tobą niż z dzieckiem, Mike. Chyba troszkę cofnąłeś się w do lat, gdy chodziliśmy do przedszkola i postanowiłeś, że wkurzanie mnie będzie misją twojego życia. Też wtedy rzucałeś we mnie makaronem.

- Ale wtedy przynajmniej wypracowałem celność, bo wtedy tylko w głowę trafiałem. - wzruszył ramionami a reszta zrechotała głośno.

- Dobrze. - wycedziłam. - Chcesz wojny, masz wojnę powiedziałam, po czym złapałam swój talerz, podeszłam do Mike'a i wcisnęłam mu ją za koszulkę. Parsknęłam śmiechem widząc obłed w jego oczach. 

- O mój Boże! Twoja mina... - krztusiłam się śmiechem. Kątem oka zauważyłam, że Katie napluła sobie do jedzenia a Peter prawie spadł z krzesła. Michael z kolei, od razu musiał się pochwalić sześciopakiem, więc z wdziękiem ściągnął koszulkę i zaczął nią kręcić nad głową.

- A dla państwa, teraz przy zlewie tańczy Michael, Mike prezentujący idealnie wyrzeźbione kształty ma nadzieję na złapanie kilka loszek. - zaczął komentować Nick. - na jakichś przystojniaczków z kaszub też nie będzie narzekał... - ten komentarz został nagrodzony burzą oklasków, salwą śmiechu oraz oberwaniem koszulką pełną makaronu w głowę. Na włosach Nicka zawisło kilka nitek makaronu, które z uśmiechem złapał w dwa palce i odrzucił Michaelowi. Reszta obiadu minęła spokojnie. Ale jak ja wytrzymam z nimi przez tyle czasu?! pomyślałam.

ShatteredWhere stories live. Discover now