rozdział 4

18 0 0
                                    

W tym względnie spokojnym nastroju minął tydzień. Przekomarzaliśmy się, śmialiśmy i ogólnie dobrze się bawiliśmy.
- Ej, a może byśmy namówili resztę i wyskoczyli razem do jakiegoś fajnego miasta... - zastanawiał się na głos Nick, kierując swoje słowa do mnie.
- A może ty byś choć raz odwrócił się i pozwolił mi się przebrać, gdy cię o to proszę? Uważam, że moja propozycja jest bardziej kusząca. - Nick westchnął ciężko, ale obrócił się tak, że zamiast leżeć na plecach i z uniesioną głową tak, żeby mnie widzieć, leżał ba brzuchu z głową zwróconą do ściany i wspartej na przedramionach dając mi komfort przebrania się bez jego gapienia się na różne części mojego ciała. Obróciłam się do niego tyłem i wciągnęłam koszulkę przez głowę. Zwykła, czarna bokserka do tego czarne, krótkie jeansy, czarne Ray Bany i czarne Conversy. To był mój ubiór na dzisiaj.

- Ale w sumie, to to może być dobry plan. Wyrwać się trochę stąd. - przyznałam rację Nickowi, który uznał, że może się już odwócić. Skinął głową. On oczywiście był już ubrany i wyglądający olsniewająco jak zwykle. Biała koszulka z czarnymi kroplami, jeansy i Ray Bany na zmierzwionych, brązowych włosach. Taki typowy bad boy, pomyślałam. Po naprędce zjedzonym śniadaniu, zapakowalismy się wszyscy do vanu. Siegnęłam do radia i włączyłam naszą ulubioną płytę. Składała się z pięćdziesięciu nagranych na nią piosenek. Były to nasze ulubione utwory. Jako pierwsze z głośników ryknęło "Can't Hold us down" Macklemore'a i Ryana Lewisa. I nagle wszyscy zaczęliśmy wspólnie krzeyczeć słowa tej piosenki. Poszły w ruch ręce. Odwróciłam się i z wielkim uśmiechem patrzyłam jak ci z tyłu się kręcą się w rytm muzyki. Kątem oka spojrzałam na Nicka, któremu na ustach błąkał się zawadiacki uśmiech. Jednym palcem stukał do rytmu w kierownicę. W dzwadzieścia minut dotarliśmy do miasta. Poszliśmy na dreptak szukać jakichś fajnych miejsc i sklepów. Kat, jak zwykle, rozglądała się za jakimś butikiem z ładnymi ubraniami albo akcesoriami. Ja i chłopacy raczej szukaliśmy dobrej lodziarni. Po chwilii marszu, zauważyliśmy budkę. Oblegliśmy ją całą naszą sześcioosobową grupą. Nawet Katie straciła chwilowo zainteresowanie ciuchami. Złożylismy zamówienie i odeszliśmy na bok, żeby zaczekać na nasz kolorowe świderki. 

- Ej, wy! - krzyknęła w naszą stronę kobieta pracująca w budce. - Chodźcie po swoje lody!

Każdy złapał swoją słodkość i ruszyliśmy w dalsze oględziny miasta. W pewnym momencie, Nick stwierdził, że nudzi mu się na deptaku. Zostawiliśmy więc Kat i Petera w sklepie i skręcilismy w jakąś uliczkę. 

- Podaj!

- Tutaj!

- Rzucaj! Rzucaj! Dajesz! Biegnij!

Podeszliśmy do siatki oddzielającej ulicę od boiska jakiejś szkoły. Ośmiu chłopaków grało na nim w kosza. 

- Ej, a może zagramy sobie z nimi? - powiedziałam przyciszonym głosem do bliźniaków i Nicka. Michael wzruszył ramionami. 

- Jeśli się zgodzą, to je chętnie - powiedział. Nick i Chris przytaknęli.

- Hej! - krzyknęłam w stronę grających. Jeden z nich odwrócił się w naszą stronę. Po twarzy i tułowiu spływał mu pot. Jego koszulka leżała koło siedmiu innych pod koszem. Chłopak miał blond włosy i niebieskie oczy. Do tego dobrze ponad metr osiemdziesiąt co znaczyło, że przewyższał mnie o około dzudziestu centymetrów. Podszedł do nas. Uniósł jedną brew w geście zapytania.

- Hmm? 

- Nie przydałaby się wam przypadkiem czwórka nowych graczy? - zapytałam. Jego wzrok zeslizgnął się z moich oczu na resztę mojego ciała po czym przeniósł się na moich przyjaciół. Uśmiechnął się krzywo. 

- Jak mógłbym odmówić takiej ładnej lasce? 

ShatteredWhere stories live. Discover now