• Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ II •

900 98 112
                                    

     Dwa dni. Dwa dni na spakowanie walizek i pogodzenie się z dwutygodniowym wyjazdem. Tyle właśnie otrzymał. Siostra przy wspólnym obiedzie obwieściła mu, że wybierają się na wycieczkę, o której wcześniej nie pisnęła ani słowem. Oczywiście rodzice uważali jej pomysł za wspaniały i ją poparli, co postawiło go w dość trudnej sytuacji. Nie miał dużego pola manewru, by się wykręcić. Zwyczajne nie nie wchodziło w grę. Gdyby się nie zgodził, rodzice w najgorszym wypadku mogliby odciąć go od pieniędzy. Nie zamierzał bawić się w bunt i deklarować, że bez funduszów doskonale sobie poradzi. Już dawno wyrósł z takich niedorzeczności, o ile w ogóle kiedyś przeszły mu przez myśl. W końcu co zasilane konto, to zasilane konto.

     Wycieczka wycieczką. Sama w sobie byłaby jeszcze do zniesienia, gdyby Isabella nie zabierała swojej koleżanki w nadziei, że Nathaniel otworzy się na jej uczucia. Co z tego, że już tyle razy mówił nie, nie przyjmowały negatywnej odpowiedzi do wiadomości. Jego cierpliwość dobiegła końca, dłużej nie zamierzał pobłażliwie traktować ich zachowania. Skoro nie po dobroci, to w mniej przyjemny sposób.

     Westchnął z frustracji i bezsilności. Wizja nieustannego spędzania czasu w towarzystwie Madison przyprawiała go o ból głowy. Toteż zły jak osa usiadł na pierwszym lepszym siedzeniu, gotowy użądlić każdego, kto tylko podszedłby bliżej. Jedynym plusem w dzisiejszym dniu było to, że cudem udało mu się przejść niezauważonym obok zapatrzonej w telefon Madison.

     Że też Isabella miała ochotę się w to bawić. Naprawdę. Rozumiał, że być może chciała pobyć w innym towarzystwie, poznać miłego chłopaka, ale przecież nie musiała wciągać w to jego osoby. Razem z przyjaciółką spędziłyby wspaniały czas, a on mógłby w spokoju odpoczywać w domu. Nawet wizja pomocy ojcu w firmie wydawała się cudowna i z chęcią by dla niego pracował.

     Lekko odchylił głowę, opierając ją o fotel. Jak teraz sprawić, by Madison nie usiadła obok niego?


     Wolnym krokiem przemierzała autokar, rozglądając się w poszukiwaniu kuzyna. I choć pierwsze miejsca świeciły pustkami, tak kolejne wypełniali młodzi ludzie. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że znalazło się tylu chętnych na wycieczkę. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, ilu z nich dobrowolnie w niej uczestniczyło. Zaraz jednak otrząsnęła się z niepotrzebnych myśli i wróciła do poszukiwania Marka.

     Dopiero w połowie pojazdu ujrzała znajomą blond czuprynę i jej właściciela. Już chciała coś powiedzieć, jednak zamarła z ustami otwartymi w niewypowiedzianych słowach. Chłopaka, niezmiernie zadowolonego, doszczętnie pochłonęła rozmowa z jakąś dziewczyną. Chwilę im się przyglądała, jednak żadne z nich nie zwróciło na nią uwagi, wpatrzone w siebie niczym w drogocenne obrazy.

     Ruszyła więc dalej z płonną nadzieją na znalezienie wolnego miejsca w tylnej części. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, jak to śmiała się z Marka, gdy powiedział, że kto wie, a uda mu się znaleźć drugą połówkę. A tu nie dość, że znalazł ładnego osobnika płci żeńskiej, to w dodatku już pierwszego dnia. Pod tym względem różniła się od Marka diametralnie. Nie spieszno jej było do poszukiwań miłość. Ba! O ile w ogóle kiedykolwiek chciałaby się zakochać! To romantycznie uczucie jawiło jej się czymś kruchym, czymś co tylko zagrzeje serce tak łatwe do przekształcenia. To tak jakby zapisać imię na kartce papieru, którą łatwo można zamoczyć, spalić czy chociażby zmiąć i wyrzucić. Nie, nie miała zamiaru wpakowywać się w takie bagno. Ponadto nawiązywanie nowych znajomości nie przychodziło jej tak prosto i naturalnie jak kuzynowi.

     Wkrótce na horyzoncie dostrzegła wolny fotel i już chciała dziękować za szczęście, które jej dopisało, dopóki nie ujrzała osoby siedzącej od strony okna. Momentalnie skrzywiła się na swoje szczęście, będące raczej pechem. Dobrze, że nie pospieszyła się z podziękowaniami. Nawet gdyby było to ostatnie miejsce, za nic by je nie zajęła.

Nigdy się nie zakocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz