• Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ VIII •

609 84 69
                                    

     Po wczorajszym skruszonym Brianie nie ostał się nawet najmniejszy ślad. Podszedł do Claire jakby nigdy nic, jakby sen tak zwyczajne starł zdarzenie. Dla niego przepadło jak maleńki kamyczek wrzucony w porywisty nurt rzeki.

     Niestety dziewczyna nie mogła powiedzieć tego samego. Gorzki smak pozostał na języku i nie sposób było go przełknąć. Nie czuła się na siłach, by swobodnie rozmawiać z przyjacielem. Ba! Nawet nie potrafiła na niego spojrzeć. Najchętniej unikałaby Briana, ale skoro przyszedł, obwieszczenie mu, że chciałaby pobyć sama, nie wchodziło w grę.

     Chłopak zdawał się zupełnie niezrażony. Szedł krok w krok obok Claire, która nerwowo skubała pasek plecaka. Rzucał od czasu do czasu parę słów, jednak porywał je wiatr i niósł bezszelestnie w dal. Uszy dziewczyny odnotowywały wyłącznie brzmienie, niekoniecznie każdorazowe znaczenie.

     Nic nie potrafiła zaradzić na to, że jej myśli wciąż i wciąż uciekały do wczorajszego zdarzenia. Czy Brian faktycznie by ją pocałował, gdyby go nie odtrąciła? Tak po prostu i bez zgody? A może jednak miał inne zamiary? Może źle odczytał jej sparaliżowanie? Tak czy tak żadne z nurtujących pytań nie chciało przejść przez gardło. Usta otwierały się bezgłośnie, a do policzków napływało ciepło.

     Brian jeszcze dobre pół godziny prowadził monolog.

     — Nie sądzisz, że wypada kogoś zapytać o zgodę, gdy chce się coś zrobić? — zapytała w końcu Claire, a w jej głos wdarła się nuta wyrzutu.

     Posłała chłopakowi krótkie spojrzenie.

     Brian zmarszczył brwi. Konsternacja malująca się jego twarzy wcale nie była udawana. Wprawdzie nie wiedział, do czego odnosiło się pytanie dziewczyny.

     — Nie musisz odpowiadać — uprzedziła go. Niezbyt zależało jej na tłumaczeniu się. Chciała wyłącznie, by następnym razem przyjaciel nie wybiegał z własnym widzimisię. — Po prostu miej to na uwadze.

     Spojrzała na Marka. Szedł parę kroków dalej, całkowicie pochłonięty rozmową z Isabellą. Przynajmniej on czerpał jakąkolwiek radość z wycieczki.

     Zamyśliła się.

     Właściwie nie rozumiała sensu tejże podróży. Te dwa tygodnie zdawały się opierać tylko na początkowym zapoznaniu się, chodzeniu po lesie i konkursie na zakończenie. Po co? Kogo cieszyło coś podobnego? Jak dla niej lepsze rozwiązanie stanowiłby basen, którego w ośrodku WYPOCZYNKOWYM nie było. Chociaż nie, był, ale w trakcie budowy. Człowiek przynajmniej by sobie popływał i takie spędzanie wolnego czasu bardziej przemawiało do Claire.

     Przyspieszyła kroku. Pragnęła oddalić się od Briana. Komfort w jego towarzystwie przepadł bez reszty — wczorajszy wybryk do końca go utopił. Mogła krzyczeć czemu, jednak krzyk pozostawałby głuchy. Nie odważyłaby się wydobyć wrzasku na zewnątrz.

     Drobne szpileczki złości zakłuły ją upierdliwie.

     Obejrzała się przez ramię. Z ulgą dostrzegła, że Brian nie próbował jej dogonić. Posłusznie został z tyłu. Widocznie dosadnie uświadczył wyrzutu, zobaczył podenerwowanie i poczuł chęć samotności dziewczyny. I bardzo dobrze! Niech przemyśli swoje zachowanie!

     Dziarsko pomknęła przed siebie, zamyślona i nieuważna. A jak wiadomo — kto nie patrzył pod nogi, ten prędzej czy później zbierał tego owoc w przykrych konsekwencjach. Dla Claire było to niestety prędzej.

     Wpadła na twardą ścianę pleców. W przypływie rychłego upadku, oburącz ścisnęła podkoszulek nieszczęśnika, który, chcąc się napić wody, zakrztusił się, a dodatkowo nią oblał.

Nigdy się nie zakocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz