"Ona żyje na tym świecie, ale w nim nie przebywa"
~Fannie Flagg
"Smażone zielone pomidory"Przyszedł czas w którym poszłam do szkoły podstawowej. Wydawać by się mogło - świetne chwile. Jednak to nie prawda. Owszem kończyłam lekcje wcześnie i popołudniami miałam dużo czasu na spotykanie się z przyjaciółmi jednak nie było tak bajkowo. Zacznijmy najpierw może od klas 1-3.
Na początku było super...wiecie: wymienianie się z koleżankami karteczkami, skakanie przez linę, gra w klasy itd. Ale w tym czasie zaczęłam poznawać co to znaczy być nie akceptowanym, ponieważ owszem byłam tolerowana ale tylko na tym się kończyło. Zaczęło się od mojej blizny pooperacyjnej, jednak na ich niekorzyść docinki nic mi nie przeszkadzały ponieważ z moim "wzorkiem" już się oswoiłam. Tylko, że moje koleżanki potrzebowały kolejnego powodu aby mnie dobić (po czasie dowiedziałam się, że są zazdrosne o mój dobry kontakt z nauczycielami). Generalnie pamiętam sytuacje w której pojechałam z wiekszością dziewczyn do szkoły na rowerach. Byłyśmy troszkę przed czasem. Oczywiście koleżanki nie miały zrobionej pracy domowej oprócz jednej z nich, która dała im spisać. Musicie wiedzieć, że na terenie szkoły nie można było "zgapiać" ponieważ jeśli zostało się przyłapanym dostawało się ocenę niedostateczną (co dla tak ambitnej osoby jak ja było wtedy nie dopuszczalne!). Dziewczyny wiec, wpadły na pomysł zrobienia pracy domowej na ławce przed szkołą. Po wszystkim nie powiedziałam nic nauczycielce, bo nie chciałam aby miały przez to kłopoty. Jakiś tydzień pózniej to ja nie miałam pracy domowej i pamietam, że robiłam ją samodzielnie przed klasą już na terenie szkoły. Moje "kochane" przyjaciółki (dobre mi sobie!) na przerwie widząc to poszły poskarżyć się nauczycielce i zarobiłam moją pierwszą jedynkę! Kolejne takie akcje działy się już póżniej. Od 3-6 klasy grałam w koszykówkę. Byłam w drużynie do której w klasie 3 wybrała mnie trenerka - drużyna która dopiero powstawała. Niestety wraz ze mną trafiła tak większość mojej klasy ponieważ naszą trenerką była mama kolegi z klasy dlatego padło na nas. Powiem Wam, że do tej pory nie wiem jak potrafiłyśmy współpracować na boisku. Coś nam musiało z tego wychodzić ponieważ pani Basia zabrała nas na zawody. To była nasza pierwsza i nie ostatnia wygrana. Na przełomie tych lat jeździłyśmy jeszcze wiele razy i za każdym razem z powodzeniem. Jednak to nie o to chodzi. Przypomniała mi się jedna sytuacja. Moment w którym spóźniłam się na jeden trening, weszłam do szatni a tam-na ścianie jak gdyby nigdy nic napisane moje imię. A właściwie ksywka jaką wymyśliły mi dziewczyny. I nie chodzi o to, że była obraźliwa, bo nie była ale strasznie bałam się odpowiedzialności za to. Bałam się, że dziewczyny po raz kolejny stwierdzą, że one są nie winne i że to ja zrobiłam. Na szczęście nic takiego się nie stało, ale dało mi wtedy do myślenia.
W połowie szóstej klasy musiałam ograniczyć moją grę w kosza ponieważ poszłam do szkoły muzycznej ( ale o tym pózniej ). Pamietam fakt w którym dziewczyny miały kolejne zawody a ja przestałam chodzić na treningi. I w pewnym momencie trenerka stwierdziła, że ja pojadę na zawody ale przez to nie mogła na nie pojechać jedna z dziewczyn. Nie powiem-poczułam w tym momencie satysfakcję z tego, że jestem w czymś od nich lepsza.
Kolejną z sytuacji jaka spotkała mnie od strony pseudo-przyjaciółek była dosyć dziwna sytuacja...a mianowicie musicie wiedzieć, że ze względu na to, iż byłyśmy klasą koszykarską to praktycznie w całości trafiliśmy w 4-6 do tej samej klasy i niektóre z przyjaźni zachowały się na dłużej, ale nie na dużo dłużej. Mowię teraz o sytuacji w której główną rolę pełniła moja "przyjaciółka"
Iza (to nie jest jej prawdziwe imię). Nasze mamy kiedyś się przyjaźniły po tym jak spotkały się na pierwszej wywiadówce i okazało się, że znają się ze szpitala bo ja z Izą urodziliśmy się tego samego dnia w tym samym szpitalu. Kiedy byłam w 2 kl. wciągnęła mnie ona w grę o koniach o nazwie howrse. Jednak nagle kiedy byłyśmy starsze i trafiliśmy juz do 4 kl. nagle obraziła się na mnie o coś. Do tej pory nie wiem o co tak naprawdę poszło. Pamiętam tylko, że kiedy ponownie po powrocie do domu zalogowałam się na konto do gry okazało się, że wszystkie moje najlepszego konie zostały sprzedane na jej konto. Od razu wiedziałam, że musiała włamać mi się na konto. Jak by tego było mało, po chwili dostałam wiadomość na grze z jej konta ( uwaga cytuje!): "Ty dziwko, ty cioto, czy ty nie masz rozumu?!" i następny: "Co?! Znowu pójdziesz się poskarżyć mamusi?!"
Hmmm...pomyślmy...TAK! Znowu poszłam się poskarżyć mamusi a dokładniej zawołałam ją po prostu i pokazałam tą wiadomość. Moja mama przy najbliższym spotkaniu porozmawiała sobie z jej tatą i on miał się dowiedzieć dlaczego tak zrobiła. Po przyciśnięciu do ściany Iza stwierdziła, że to dlatego, że podlizuje się nauczycielom. Ja jednak wiem, iż to był jakiś głębszy powód tylko ona nie chciała o tym mowić.
Mimo wszystko pogodziliśmy się, jednak tak jak mówiłam wcześniej to żadna z przyjaźni nie trwała długo. Już w szóstej klasie znowu Iza potrzebowała jakiejś zaczepki. Wiem, że czekałyśmy wtedy na niemiecki. Na tej przerwie pokłóciłam się z Izą. Ona zaczęła na mnie wjeżdżać. Ja się na nią wkurzyłam i powiedziałam do niej (to zdażyło mi się pierwszy raz, sama byłam zdziwiona): "Spierdalaj". Ona się popłakała i poszła do łazienki. Jak się pózniej okazało, będąc w łazience zadzwoniła do mojej mamy i powiedziała jej o tym jak się do niej odezwałam. Rozumiecie to! Ale nie to było najgorsze. Po telefonie do mojej mamy (o którym nic nie wiedziałam), podeszła do reszty dziewczyn i one od razu zareagowały, że dlaczego płaczesz?; co sie stało?!. Iza powiedziała im wszystko tylko, że bez swojej wersji. Bez tego, że mnie wyśmiała itd. Oczywiście żeby było jasne - przy naszej kłótni byłyśmy tylko we dwie. Następnie przyszła nauczycielka a kochane koleżanki poszły poskarżyć się jej, twierdząc, że były świadkami tego wydarzenia. Oczywiście ja nie miałam nikogo na poparcie. Nikt nie mógł potwierdzić tych słów. Jak tylko weszliśmy do sali, Iza ściągnęła naszyjnik naszej przyjaźni i rzuciła mi go na stół. I myślałam, ze to będzie koniec kłopotów. Po lekcjach normalnie zeszłam do szatni zaczęłam się ubierać i zadzwoniłam do mamy, aby powiedzieć jej, że już skończyłam. A moja mama śmiertelnie poważnym głosem odpowiedziała mi, że ona już jest w szkole i że czeka na mnie na holu głównym. Idę z trzęsącymi się nogami na hol główny w tam moja wychowawczyni, moja mama i zdążyła już dojść nauczycielka z niemieckiego. Myślałam, że ja tam zginę. Jednak tak się nie stało - moja mama zrobiła mi ogromną aferę a następnie zostałam poinformowana, że dostałam uwagę.Jeśli już mówimy o mamie to miałam jeszcze jedną przykrą sytuacje z nią związaną. Pamiętam jak któregoś dnia wychodziłyśmy ze szkoły. Ja chciałam aby moja mama mi coś kupiła jednak ona się nie zgodziła. Wtedy zapytałam ją dlaczego a ona odpowiedziała tylko, że nie mamy tyle kasy. Jako dziecko zapytałam się jej tak: "Mamo to czy my jesteśmy biedakami?". Moja mama strasznie się wtedy wkurzyła. Dostałam wtedy pierwszy raz w twarz. I chyba do końca życia będę pamietać karę jaką dostałam: trzy miesiące bez spotykania się ze znajomymi! I to była jedna z tych kar których moja mama dotrzymała. Dla mnie w tej karze było to, że jestem ekstrawertykiem. Bez znajomych ja cierpiałam. To była najgorsza kara jaką mogła moja mama wymyślić.
Jako dziecko bardzo dużo chorowałam. Pamiętam, że kiedyś miałam ostre zapalenie płuc. Cały stół był zawalony lekami. A ja cały dzień leżałam w łożku i czytałam. Czytanie to coś co kocham do dzisiaj (może dlatego teraz jestem na humanie). Moja mama okazała się w tym przypadku kochana. Rano, kiedy jeszcze spałam, pojechała do biblioteki szkolnej i wypożyczyła mi dwie książki. Jedną z nich był Herkules. Do godziny dwunastej miałam je oby dwie przeczytane i moja mama pojechała je oddać. Jak wróciła to powiedziała mi tylko, że Panie z biblioteki szkolnej się śmiały i dały jej na zapas tym razem cztery. Widzicie to była śmieszna sytuacja w moim życiu.
CZYTASZ
Inna |na faktach|
Non-FictionJest to opowieść o mnie. O tym co przeżyłam i o tym kim jestem. Innymi słowy jest to historia autentyczna, pisana spontanicznie. Obecnie poukładałam sobie część mojego życia i jestem gotowa aby podzielić się tym z Wami.