Życie i Śmierć

83 3 1
                                    

"Czy wszys­tko po­zos­ta­nie tak sa­mo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki od­wykną od do­tyku moich rąk, czy suknie za­pomną o za­pachu mo­jego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dzi­wić się mo­jej śmier­ci – za­pomną. Nie łudźmy się, przy­jacielu, ludzie pog­rze­bią nas w pa­mięci równie szyb­ko, jak pog­rze­bią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszys­tkie nasze prag­nienia odejdą ra­zem z na­mi i nie zos­ta­nie po nich na­wet pus­te miej­sce. Na ziemi nie ma pus­tych miej­sc".
                        ~Halina Poświatowska

Ostatnio w moim życiu wydarzyło się wiele - zbyt wiele. Zbyt dużo wzlotów i upadków. Cieżko jest pisać kiedy emocje siedzą jeszcze w Tobie zbyt głęboko. ZBYT. To słowo jest aż zbyt pasujące do wszystkiego co przechodzę. Zbyt młodo, zbyt szybko, zbyt niespodziewanie...Ostatnio spotkało mnie zbyt wiele. Pierwszą z takich rzeczy jest śmierć brata mojej wychowawczyni. Był to mój sąsiad. Jedyne co mogłam dla niego zrobić to zaśpiewać psalm. Było cieżko ale powoli dochodziłam do siebie. Niestety tydzień pózniej zmarła osoba której zawdzięczam życie - Abp Tadeusz Gocłowski. Wiąże się z nim pewna historia, ponieważ dla mnie znaczy wiele. Nie wiem na ile można wierzyć we wszystko co się usłyszy i co się przeżyje ale mam z tym pewne doświadczenie i wierze. Kiedy moja mama była ze mną w ciąży obawiała się, że straciła dziecko. Miała pewne problemy i ciążę przez cały czas miała zagrożoną. Kiedy czekała wsród innych kobiet na USG - płakała. Niestety miała powody ponieważ starała się o mnie 10 lat. Jednak w tym samym czasie był otwierany jeden z oddziałów w szpitalu i ks.Abp. przyjechał go pobłogosławić. Kiedy zobaczył moją mamę w tym stanie, zapytał się lekarza "dlaczego ta kobieta płacze?", na co lekarz odpowiedział mu: "bo boi się, że straciła dziecko". Gdy ks. Tadeusz usłyszał te słowa od razu do niej podszedł i pobłogosławił ją. I kiedy przyszła kolej na moją mamę okazało się, że to tylko pękła torbiel i, że ze mną jest wszystko okej. Nie wiem czy to był cud czy nie ale cieszę się, że nie zostawił mojej mamy samej w takim stanie. Rownież miałam zaszczyt uczestniczyć w jego mszy pogrzebowej tylko, że tym razem w mundurze harcerskim. Ostatni przypadek jest dla mnie najcięższy - bo najbliższy.

Może kiedyś się znowu spotkamy. Może. Może po drugiej stronie jest lepiej niż tutaj. Może. Może teraz jesteśmy tylko w drodze do celu - raju. Może. Może kiedyś dowiemy się na prawdę jak było. Może.

Może ostatnio słyszeliście/czytaliście o parze zakochanych, którzy razem poszli na dno Wisły? Tak chodzi mi o tą dwójkę: Ona - 16 lat, On - 21. Zbyt szybko. Zbyt boleśnie. Mowię tutaj o Julii i Łukaszu. Konkretnie o Julii. Miała dopiero 16 lat. Była moją rówieśniczką. Z Julią znałam się od 7 lat jednak dopiero przez ostatnie 4 lata poznaliśmy się bliżej. Ja jestem altruistą, ona lubiła ryzyko. Przez ostatni czas, kiedy Julia miała jakiś problem, zawsze do mnie podchodziła i mówiła mi o nim. Natomiast ja, zawsze starałam się jej pomóc. Julia nie raz popełniała jakieś głupstwa ale zawsze potrafiłyśmy ją jakoś z tego wyciągnąć. Ona w pewnym momencie chciała zmienić swój wizerunek, chciała aby ludzie zaczęli inaczej ją postrzegać. Jednak wtedy jej rodzice postanowili się przeprowadzić. Julia się wyprowadziła i z pozoru wszystko było ok. Jednak podczas nie jednej rozmowy Julia mówiła mi o relacjach rownież z rodzicami. Nie miała lekko. Wtedy poznała Łukasza. Miłość jej życia. Niestety nie mogli się sobą nacieszyć zbyt długo. Pewnej niedzieli wybrali się na spacer nad wodą. Niestety weszli tam, gdzie chodzić nie można było. Julia nie potrafiła pływać a beton był śliski. Niestety - Julia poślizgnęła się na jednej z kierownic, która wyglądem przypomina falochron ale służy do czegoś innego, i wpadła do wody. Na brzegu pozostał jeszcze jej chłopak i dwójka młodszego rodzeństwa. Łukasz oczywiście bez chwili namysłu skoczył by ją ratować...
Niestety po 15 minutach oboje zniknęli pod wodą...
Ona - 16 lat, On -21.
Po dwóch dniach z wody wyłowiono ich ciała. Po tygodniu - 21.05 odbył się ich pogrzeb. Nie da się opisać tego, co przezywają bliscy takiej tragedii. Rodzeństwo - na pewno zapamięta to do końca życia. Julia była bardzo zżyta ze swoją siostrą. Teraz jej siostra została sama. Kiedy byłam na pogrzebie najbardziej współczułam właśnie jej - siostrze. Bo nie ma nic gorszego niż widzieć najpierw ciało własnej siostry, a następnie rodziców którzy byli na tak silnych prochach, że nie wydobywali z siebie żadnych emocji. Jedynie biedna siostra musiała sobie sama ze wszystkim poradzić.

Teraz jedyne co czuję to pustkę. Pustkę po stracie bliskiej osoby. Czuję jakbym straciła cząstkę siebie. A najgorsze jest to, ze ludzie nie mieli jeszcze okazji poznać jej z tej lepszej strony i oceniają. I mówię tutaj głównie o samych negatywach. To straszne bo ostatnio nie mieli z nią kontaktu i nie zdążyła się zapisać w ich pamięci jako zupełnie inna osoba.

Ja dostałam dar życia i dlatego nie chce go sobie odbierać ale na razie dopiero szukam sensu mojego istnienia.

Mam dosyć, ale na szczęście z czasem zawsze nadchodzi ukojenie.

Inna |na faktach|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz