Promienie słoneczne wpadały do pokoju, a za uchylonym oknem można było usłyszeć wesołe świergotanie ptaków. W tym dniu naprawdę wszystko byłoby idealne gdyby nie dwie rzeczy.
Pierwsza - rodzice nadal są w pracy, a dziś mam osiemnaste urodziny! ...
Druga - Sarah zmusza mnie do zagrania w horror.
- Jezu, Rine, ta gra nawet nie jest straszna!
- Łatwo ci mówić, ty nie będziesz potem sama w wielkim domu! - kłóciłam się z przyjaciółką, ale niestety, była ona bezkompromisowa.
Włączyła Steam i szybko wystukała na klawiaturze: "Five Nights At Freddy's".
Usiadłam na łóżku i westchnęłam. Czy to moja wina, że gdy byłam mała mój znajomy pokazał mi straszny film i przez miesiąc bałam się wychodzić z pokoju? Mimo tego, byłam zaciekawiona tą grą, która według Sary jest genialna, a ja jej bezgranicznie ufałam. Problem leżał w tym, że byłam bardzo strachliwa.
- Która część by ci się najbardziej spodobała... - zastanawiała się, pukając palcem w przycisk spacji. Trochę mnie to denerwowało, ale nie chciałam zwracać jej uwagi.
- Część? - nie wiedziałam, że to ma kontynuacje.
- Catherine, nie dobijaj mnie! - odparła zniecierpliwiona dziewczyna. - Po czwórce pewnie nie wyjdziesz z domu przez rok...
- Ej! Mam osiemnaście lat, bez przesady - przerwałam jej. Ona spojrzała na mnie, a ja przewróciłam oczami. Czy ja naprawdę jestem aż taka słaba?
Po skreśleniu ostatniego wydania gry, podeszłam do komputera i przejrzałam sklep. ,,Wygląda dosyć... ciekawie" - przyznałam myślach.
W końcu Sarah uroczyście wybrała dla mnie sequel FNAF'a. Podczas czekania na zainstalowanie gry, porozmawiałyśmy trochę o szkole i koncercie naszego ulubionego zespołu.
Kiedy FNAF 2 był gotowy, pewna siebie, kliknęłam przycisk: ,,zagraj".
- No to słuchawki na łeb i graj! - powiedziała Sarah i przyglądała się ekranowi.
Włączyłam nową grę, a przede mną pojawiła się jakaś scenka. Byłam chyba w stroju misia, a obok mnie byli kurczak i królik.
- What the... O co w tym chodzi? - spytałam, ale po chwili zostałam przekierowana do biura.
- Hello? Hello, hello? - usłyszałam głos jakiegoś faceta i uśmiechnęłam się. Ta gra wcale nie była straszna. Mogłam odetchnąć z ulgą, przynajmniej nie będę bała się zasnąć. - Uh, hello and welcome to your new summer job...
Jednym uchem słuchałam telefonu i jednocześnie zaczęłam przeglądać kamery. Faktycznie, zauważyłam pokój z pozytywką i szybko ją nakręciłam, na wszelki wypadek. Nic specjalnego się nie zdarzyło, odgoniłam roboty i co jakiś czas wkładałam maskę misia. O szóstej usłyszałam dzwonek i zobaczyłam 6:00 na ekranie.
- No i co - było straszne? - spytała Sarah.
- Nie czepiaj się mojej traumy z dzieciństwa... która jak się okazało zniknęła - powiedziałam żartobliwe.
Kiedy Sarah musiała iść, ja postanowiłam przejść noc drugą, ale przedtem trochę poczytać o grze. Dowiedziałam się, że animatroniki nazywają się Bonnie, Chica, Freddy, Foxy, Mangle, Balloon Boy i Marionetka. Póki co, najbardziej lubiłam Marionetkę, przynajmniej z wyglądu.
Kiedy włączyłam kolejną noc, znowu zadzwonił ten gość. Na początku wszystko było dobrze, ale o piątej zostałam zaatakowana przez Foxy'ego, przez co odsunęłam się gwałtownie od monitora. Po chwili wzięłam głęboki oddech i zaśmiałam się. Czego ja się bałam? Ta moja "trauma" była jakieś osiem lat temu.
Odruchowo sięgnęłam po telefon i zauważyłam, że mam nową wiadomość od Sary.
"Spotkamy się w kawiarni o trzeciej?"
Odpisałam, że przyjdę i szybko zbiegłamna dół, żeby wyjść z domu. Na szczęście mieszkałam w mieście i mogłam szybko dojść, do praktycznie każdego obiektu.
Pogwizdując, przechodziłam przez jezdnię. Nagle, okropnie rozbolała mnie głowa. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam... fioletowego mężczyznę.
Jak to możliwe? Dlaczego on jest fioletowy? Może to jakaś nowa moda?
Nagle wszystko zdarzyło się w zwolnionym tempie - usłyszałam trąbienie, odwróciłam się i poczułam, jak uderzyło we mnie coś metalowego. Ostatnie co pamiętałam, to ten dziwny chłopak.
***
Następnego dnia, obudziłam się gdzieś w lesie. Wstałam z wilgotnej ziemi i od razu poczułam mocny ból głowy. Co się stało? Gdzie jestem?
Wiem, że zostałam potrącona przez kierowcę ciężarówki, ale czy nie powinnam się teraz znajdować w szpitalu, albo rozjechana na ulicy?
Zauważyłam, że obok mnie jest moja torebka. Było w niej wszystko co spakowałam wcześniej: portfel z dokumentami i kartą kredytową, klucze do domu, długopis, zegarek oraz telefon, który miał rozbitą szybkę i nie chciał się włączyć. Miałam nadzieję, że to tylko przez rozładowaną baterię...
Nie chciałam tracić czasu na przemyślenia, musiałam wydostać się z tego lasu (niezbyt mi się uśmiechało zostanie tam na noc).
Wzięłam torebkę i ruszyłam przed siebie. Zegarek wskazywał w pół do czwartej, więc albo przespałam cały dzień, albo to wciąż dzień wypadku.
Po kilku minutach zauważyłam ścieżkę, która prowadziła do miasteczka. Odetchnęłam z ulgą - cywilizacjo nadchodzę!
Idąc przez mało ruchliwe uliczki, rozglądałam się za tabliczką z nazwą miejscowości, albo czymś podobnym. Moją uwagę przykuł budynek na końcu drogi. Podeszłam bliżej i oniemiałam gdy przeczytałam nazwę restauracji.
Freddy Fazbears Pizza.
***
Nie no, to musiała być pomyłka! Przecież ... FNAF to tylko gra!
Wtedy wpadłam na szalony pomysł - wejdę tam. Otworzyłam drzwi i od razu uderzył we mnie zapach pizzy. Rozejrzałam się i zauważyłam Toy animatroniki, obsługujące dzieci.
Zauważyłam tabliczkę z napisem: ,,Poszukujemy pracownika".
- Nie wierzę, że to robię - mruczałam pod nosem, stojąc przed biurem szefa pizzerii. Raz się żyje.
Już sięgałam ręką po klamkę, ale niespodziewanie, drzwi się otworzyły i wyszedł z nich jakiś chłopak z fioletowymi włosami, związanymi w kucyk. Rzucił mi złowrogie spojrzenie, a przez ułamek sekundy wydawało się, że jego skóra jest tego samego odcieniu, co włosy.
Otrząsnęłam się, zapukałam i weszłam do pokoju.
Za biurkiem siedział młody mężczyzna, który przeglądał papiery. Na plakietce miał napisane imię: ,,Scott".
- Emm... Dzień dobry. Jestem Catherine Parker i przyszłam tu w sprawie pracy - odparłam nieśmiało. Scott podniósł wzrok znad dokumentów i szybko na mnie spojrzał.
- Ok. Nazywam się Scott Winston i jestem synem szefa tej restauracji. Chwilowo ja tu rządzę - powiedział żartobliwie.
Załatwiłam oficjalne sprawy i zostałam przyjęta do pracy. Miałam zacząć dziś o północy. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że animatroniki mogą być niebezpieczne. Nie wiem dlaczego się tam zatrudniłam. Coś mnie tam... przyciągało.
Dowiedziałam się rozmawiając z moim nowym szefem, że pracowali tu także Jeremy Fitzgerald, Michael Schmidt i Vincent Stone (jak miło, byłam jedyną dziewczyną w ekipie).
Kiedy miałam już wyjść z lokalu, poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię. Szybko się odwróciłam, w razie potrzeby gotowa się bronić,
i zobaczyłam młodego chłopaka o jasnych włosach i przenikliwych, zielonych oczach. Normalnie nie zwracałam uwagi na kolor tęczówek, ale jego były... niezwykłe. Wręcz hipnotyzujące, jakby skrywały jakąś tajemnicę.
Zaśmiałam się w duchu, od kiedy to zaczęłam rozmyślać nad sekretami obcych ludzi?
- Hej, widzę, że jesteś tutaj nowa - powiedział pracownik, a ja nadal nie wiedziałam o co mu chodzi. - Jestem Jeremy. Będziemy dziś razem pracować.
"To by wyjaśniło, dlaczego do mnie zagadujesz" - pomyślałam.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i odpowiedziałam:
- Nazywam się Catherine, miło mi poznać. Przepraszam, ale muszę już iść, do zobaczenia!
- Cześć!
To było zdecydowanie dziwne. Nigdy nie byłam zbyt zorientowana w tym, o co chodzi chłopakom. Ale przynajmniej kogoś poznałam. Prawdę mówiąc, mogłabym się z nim zaprzyjaźnić, ale nie powinno mnie to interesować. Najważniejszą kwestią, było to, gdzie mogłam pójść spać.
Wyszłam z budynku i do głowy zaczęło mi napływać coraz więcej złych myśli. Nie chciałam tam utknąć, ani mieszkać na wysypisku... Chciałam wrócić do mojego domu.
Kilkanaście metrów za pizzerią, znalazłam w miarę spokojne miejsce, z dala od ludzi. Usiadłam na kamiennych schodach i schowałam twarz w dłoniach.
- Co mam teraz zrobić... - mówiłam do siebie. Nie miałam gdzie się podziać, nie znałam nikogo, oprócz tamtego blondyna, a na tamtą chwilę, nie byłam w stanie racjonalnie myśleć.
Tego było już dla mnie za wiele.
Pojedyncze łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Chciałam wrócić do domu, do Sary, mamy i taty, mojego miasta... do mojego świata!
Po kilku minutach opanowałam się na tyle, żeby przestać płakać. Pociągnęłm nosem i spojrzałam w niebo. Do zmroku miałam jeszcze mnóstwo czasu, musiałam coś wymyślić. Przez prawie całe życie, twoich rodziców nie było z tobą w domu, więc jako tako żyłaś sama. Jakoś to ułożę - pocieszyłam się.
Jeszcze jedna łza kapnęła na podłogę, a ja obiecałam sobie, że to będzie ostatnia.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam nagle jakiś głos.***
Oto jest pierwszy rozdział powieści Purple Eyes. Mam nadzieję, że wam się spodobało, a teraz trochę informacji:
- rozdziały będą zawierać około 1000 słów (chyba, że wolicie krótsze rozdziały, które będę wstawiać częściej, piszcie w kom.)
- postaram się wrzucać rozdziały co tydzień w weekendy
Zapraszam was do polecania opowiadania znajomych, głosowania na nie oraz komentowanie (może macie jakieś sugestie, za mało dialogów lub opisów, śmiało piszcie).
Do zobaczenia w następnej części!
~Shadow
CZYTASZ
Purple Eyes [FNAF] (Short Story)
FanfictionCatherine, zwana też Rine to 17-latka, która pochodzi z bardzo zamożnej rodziny. Ale po co to jej, skoro jej rodzice zawsze pracują i musi sama przesiadywać w wielkim domu? W dzień jej osiemnastych urodzin, Sarah - koleżanka dziewczyny - kupuje dl...