8 - Groźba

2.2K 162 40
                                    

Kilka godzin po moim gwałtownym przebudzeniu, nadal nie mogłam zasnąć. Rozmyślałam nad wszystkim, co mnie spotkało, ale także o tym, co jeszcze może mi się przytrafić. Mimo tego, że nigdy nie wierzyłam w żadnego boga, odmówiłam szeptem krótką modlitwę:

- Proszę, obym trafiła do domu.

Zdziwił mnie fakt, że praktycznie nie płakałam. Zastanawiałam się czy to przez wejście w pełnoletniość. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jeśli kiedykolwiek wróciłabym do mojego świata, miałam zamiar urządzić najlepszą spóźnioną osiemnastkę, jaką można było sobie wyobrazić. Zamknęłam oczy i udało mi się zasnąć na około półtorej godziny. Obudziłam się popołudniu i zupełnie nie wiedziałam co ze sobą począć. Miałam ochotę porozmawiać z Andreą, może razem mogłybyśmy coś wymyślić... Niestety, nie miałam jej numeru.

Postanowiłam znowu pójść do kafejki internetowej i poszukać jakichkolwiek informacji, które pomogłyby mi rozwiązać moje małe śledztwo. Miałam nadzieję, że jeśli udałoby mi się powstrzymać mordercę, to wróciłabym do domu, albo chociaż uratowała lokal przed kolejną tragedią. 

Musiałam wyglądać okropnie - wchodząc do kawiarni miałam podkrążone oczy, przeczesane palcami włosami (nie posiadałam szczotki) i zmięte ubrania. No cóż, w razie zaczepek miałam usprawiedliwienie ostatnimi wydarzeniami u Freddy'ego. Zamówiłam mocną czarną kawę i rozsiadłam się przy komputerze. Wypiłam łyk i skrzywiłam się. Nigdy nie lubiłam goryczy, ale postanowiłam, że w mojej sytuacji powinnam zacząć trening przetrwania, nawet jeśli miałby on polegać na piciu nielubianych przeze mnie napojów. Włączyłam przeglądarkę i starałam się wyszukać informacji o miejscu z animatronikami, jednak nic nie znalazłam. Co prawda na stronie miasteczka był krótki artykuł o zwłokach w robocie, ale nie było tam czegokolwiek, czego bym nie wiedziała. Westchnęłam i zrezygnowana skierowałam się do wyjścia.

Gdybym tylko znalazła Andreę, Vincenta, kogokolwiek z kim mogłabym o tym porozmawiać... 

W tej samej sekundzie, przez szklane drzwi kafejki ujrzałam dobrze znane mi fioletowe włosy. Co prawda Vincent skręcał w następną ulicę, ale gdybym pobiegła, to raczej bym go nie zgubiła. Wahałam się przez chwilę, myśląc czy nie będzie to dziwne, gdy nagle na niego wybiegnę, ale stwierdziłam, że gorzej już być nie może. Wzięłam długi oddech i truchtem skierowałam się w kierunku mojego współpracownika. 

- Vince-! - zaczęłam wołać, gdy skręciłam w ciemną alejkę, ale ... nigdzie go nie było. Zdziwiona poszłam kilka kroków naprzód, jednak nic nie widziałam - było całkowicie ciemno, chociaż nie było nawet czwartej. Odwróciłam się, a za mną była tylko ciemność. Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać, ale otaczał mnie mrok, niczym gęsta mgła. Przełknęłam ślinę i zaczęłam szybciej oddychać. Przecież przed chwilą było w miarę jasno, jak to możliwe? 

Nagle z mgły przede mną zaczął wyłaniać się jakiś kształt. To było... małe dziecko. Najwyżej ośmioletni chłopiec stał kilka metrów przede mną i cicho oddychał, patrząc w podłogę. Gdy chciałam się odezwać, podniósł wzrok, a ja byłam przerażona. Jego oczy było całkowicie czarne, jakby znajdowały się tam tylko ciemne dziury. Lekko rozchylił usta, z których zaczęły się wydobywać słowa, niczym z głośników. Nie poruszał wargami.

- Dlaczego nic nie robisz? Przysłaliśmy cię tutaj abyś ich uratowała. 

- C-co? Dlaczego tak mówisz? Kim jesteś?! - krzyknęłam.

- Mimo wszystko rozumiemy cię. Pierwsza ofiara niestety już została zamordowana. Złoty chłopiec umarł - kończąc zdanie spojrzał w górę, po czym kontynuował. - Jeśli nie ocalisz innych, zabijemy cię. 

Zaniemówiłam. O czym on - to coś - mówiło? Zaczęłam się cofać, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Z jego oczu sączyły się łzy. Za nim pojawił się stary, zniszczony Freddy Fazbear i chwycił go za ramiona.

- Andrea to rozpoczęła. Nie uratowała swojego brata, naszej Marionetki - powiedział... sama nie wiem kto. Głos wydobywał się z ust chłopca, ale czułam, że to niedźwiedź go... opętał? Oczy dziecka stały się nagle normalnymi, niebieskimi ślepkami, z których zaczęły sączyć się łzy. Tym razem poruszał wargami, wypowiadając bez słów wyraz "pomóż mi". Freddy chwycił go i cisnął w ciemność, a sam odparł:

- Będziesz jedną z nas! 

Rzucił się w moją stronę. 

***

Zacisnęłam oczy i poczułam, jak ktoś potrząsa mnie za ramiona. 

- Rine? Catherine! 

Zamrugałam i wzięłam gwałtowny oddech. Zaczęłam kasłać i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w alei, do której weszłam za Vincentem, która tym razem była zwyczajna. Mężczyzna coś do mnie mówił, ale zupełnie go nie słuchałam. Próbowałam zrozumieć, co się przed chwilą stało. 

- Do jasnej cholery, odezwij się! - wrzasnął, a ja wróciłam do teraźniejszości. W moich oczach zaczęły się pojawiać łzy, które szybko rozwiałam potrząsając głową.

- Co się ze mną stało? - spytałam patrząc w dal.

- Ty mi powiedz! Dobre dziesięć minut próbuję przywołać cię do porządku, a ty stoisz jak wryta! Miałem wzywać pomoc, ale na szczęście się ocknęłaś! Martwiłem się... Ja pierdolę - przeczesał włosy palcami i westchnął. 

- P-przepraszam, nie wiem co się wydarzyło... To morderstwo... źle na mnie zadziałało. Muszę iść.

Zaczęłam odchodzić, nadal gapiąc się w nieokreślony punkt, pewnie wyglądając jak ćpun, kiedy Vincent chwycił mnie za ramię. Wzdrygnęłam się i gdy spojrzałam mu w oczy, od razu mnie puścił. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, po czym powiedział:

- Nie ma mowy żebyś sama szła do domu. Odprowadzę cię.

Parsknęłam i podniosłam brew: - A od kiedy to zrobił się z ciebie taki dżentelmen? - Najwyraźniej uspokoiłam go faktem, że mimo tego co pewnie myślał nie straciłam zmysłów. Spojrzał na mnie chłodno, ale widziałam na jego twarzy minimalny uśmiech. W końcu przewróciłam oczami i gestem wskazałam żeby za mną szedł. 

Przez kilka minut szliśmy w ciszy, która jednak po chwili zaczęła nam przeszkadzać. W tym samym momencie zaczęliśmy mówić:

- A więc... 

- Heh... Przepraszam, ty pierwszy - powiedziałam. 

- Nieźle tam odleciałaś. Brałaś coś? - zapytał pół żartem pół serio. 

- Oczywiście, że nie! Co ty sobie myślisz! Poza tym, znam tylko was i Andreę, skąd niby miałabym wytrzasnąć dilera?! - przez chwilę się na siebie patrzyliśmy, po czym zaczęliśmy się śmiać. Przez resztę drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, na szczęście Vincent nie wypytywał o incydent, za co byłam mu wdzięczna. Gdy stanęliśmy przed motelem, mężczyzna zmierzył wzrokiem budynek. Widziałam, że chciał skomentować moje lokum, ale uciszyłam go gestem dłoni. Podziękowałam mu za odprowadzenie mnie i już miałam skierować się do pokoju, kiedy nagle coś mi się przypomniało.

- Czekaj! Masz może numer do Andrei? 

- Tak, a  co? Chcecie sobie urządzić babską imprezę czy co? - spytał sarkastycznie.

- Proszę, nie pytaj. Mógłbyś mi go przesłać? - zapytałam najgrzeczniej jak potrafiłam, na co on tylko uśmiechnął się nonszalancko. Zastanawiałam się czy nie zacząć go błagać, ale on tylko przewrócił oczami i pokiwał głową. Wymieniliśmy się numerami, po czym przesłał mi wiadomością numer dziewczyny. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy się w swoje strony.

Miałam z Andreą do pogadania.

***

Hej hej hej! Wróciłam moi drodzy! Nie pisałam, ponieważ już dawno niestety przestałam interesować się FNAF'em, byłam w szpitalu, ale także nie miałam weny, jednak chciałabym dokończyć tą książkę! Nie obiecuję regularnego wstawiania rozdziałów, ale postaram się. 

Miłego czytania i do zobaczenia!

Purple Eyes [FNAF] (Short Story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz