Rozdział 5

3K 265 15
                                    

To wszystko stało się jak ja spałem?! Co tu do cholery się dzieje?! Tak średnio widzę, abym tu mógł przeżyć choćby 4 godziny. Dlaczego akurat teraz ciągnie mnie do  szkoły i bez zastanowienia tam biegnę, i to nawet dłuższą drogą, unikając zatłoczonych miejsc. Po prostu mam przeczucie, że coś tam złego się stanie, że tam teraz jest najbardziej niebezpiecznie. W oddali usłyszałem ten dźwięk, który tak dobrze zdążył wyryć mi się w pamięci. To one...

Pod wpływem strachu schowałem się na wysokim drzewie, a kiedy tak tu już siedzę i się trochę uspokajam...czuje...czuje kogoś...4 osoby, czuje od nich strach, przerażenie, niepokój i bezradność. Mam tak samo, ale jeśli chodzi o bezradność to najbardziej. Kiedy tam to, coś sobie poszło, znów pognałem do szkoły. Czuję jak adrenalina we mnie rośnie i jest nieustępliwa, ale też mnie uspokaja. Zaczęło lać. Krople spływające po mojej twarzy, niczym łzy mojej bezradności i strachu. Deszcz moczy moje ubrania i przesiąka przez nie, aż czuje wilgoć na mojej skóra, która zdaje się być rozgrzana. 

-A ty mój ptaszku dokąd tak się śpieszysz?- wyszła przede mnie postać, ale nie czuje od niej nic.

Czerwone krwiste oczy, przeszywają mnie na wylot, a szeroki uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Jest przerażający i dziwny. W mgnieniu oka złapał mnie za ramię i rzucił o ziemię. Zerwałem się na równe nogi i odskoczyłem. Jego włosy falują, jakby wcale nie były mokre...head&shoulders? Teraz skoczył do przodu z nadludzką prędkością. Skoncentrowałem się i uderzyłem faceta w twarz. Zareagowałem prawidłowo, ale nikt by mnie za to nie pochwalił, tylko dostał bym opieprz. Facet jest niesamowicie szybki i walka wręcz to kiepski pomysł. Jestem czasem zbyt wolny i się szybko pocę, ale nie mówię, że zawsze bycie chłopakiem jest złe, po prostu mogło by być lepiej. Złapałem kolesia za rękę, wykręciłem i pociągnąłem do siebie, wykorzystując jego rozpęd, walnąłem nim o ziemię. 2:0 dla mnie^^. Kiedy się podniósł rąbnąłem go w nos, ale nie rozległ się trzask łamanych kości...to mnie boli pięść. Facet wpadł na mnie jak ciężarówka towarowa i razem polecieliśmy na ziemię. Będąc już na ziemi, doświadczyłem wielkiego bólu. Facet wstał i dostałem łokciem w twarz i poleciałem z dwa metry dalej. Wylądowałem na plecach i leżałem tak przez chwilę. Dzwoni mnie w głowie, jak w mariackim kościele, a świat wydaje się coraz bardziej rozmazany i odległy. Po dłuższej chwili zamrugałem i spojrzałem na niebo, z którego wciąż lecie zimny, ostry deszcz, który tak w tej chwili jest nie potrzebny. Zdecydowanie pamiętam lepsze czasy. 

-Zen?- ktoś potrząsnął mnie w ramię. Poczułem panikę, czuje się jak w horrorze, w którym gram główną i najcięższą rolę. Podniosłem się ledwo, ale jednak. 

Miejsca wypełnia jedynie deszcz uderzający o asfalt. Chwyciłem wyciągnięte do mnie ręce i wstałem. W głowie nadal mi dzwoniło, a plecy przeszywał okrutny i niemiłosierny ból. Kiedy ostatnio przeżyłem, takie coś. Odpowiedź jest banalnie prosta. Nigdy. I też nigdy tak się, nie biłem, to może mieć dla mnie złe skutki, w przyszłości. Potrząsnąłem głową i poczułem nieprzyjemną i ciepłą wilgoć pod nosem. 

Popatrzyłem przed siebie. Zess powalił na asfalt faceta, zacisnął na jego szyi swoje palce. Jego oczy płonął żywym ogniem, a ich czerń przybiera o ciarki. To rzadkość mieć tak ciemne oczy, jak on, czuje się pewnie wyjątkowo, ale nie czuje od niego żadnych emocji...klapa. Usłyszałem trzask kości, i po chwili facet przemienił się w kupkę dymu...mam kolejne pytania i jest ich znacznie więcej. 

-Co do...- nie dokończyłem, bo Zess złapał mnie w tali.

-Jak dobrze, że zdążyłem- wtulił głowę w mój tors!! AAAAA!! Zaraz zacznę zachowywać się, jak zakochana nastolatka!!- nie martw się, teraz już będziesz ze mną...na zawsze.

-Na zawsze?- lekki rumieniec wskoczył mi na policzki.

Cmoknął mnie w usta. Zignorowałem go i poszedłem przed siebie. Uspokój te szalone serce, albo ci z piersi idioto wyskoczy! Boli mnie lewa noga, coś ściekło po mojej wardze, od nosa. Dotykam ręką wargi..krew... Zess złapał mnie w swoje ramiona i rękawem swojego czarnego płaszcza wytarł mi nos i wargi, nie rozmazując krwi.

- Twoi przyjaciele, są bezpieczni- lekko się uśmiechnął. 

Położyłem głowę na jego ramieniu. Jego brązowe włosy  unoszą się delikatnie na wietrze. Dopiero teraz spostrzegłem, że przestało padać. Ma wyraziste rysy twarzy- jak by się tak przyjrzeć, niż tylko spojrzeć na niego przez 5 sekund- ma też prosty, długi nos ...ładne oczy. 

-Jezu- zabrzmiało, to jak "Jenot" roześmiałbym się, gdyby to wszystko było śmieszne- Zess- to natomiast zabrzmiało jak  "sssss", a wężem nie jestem, to wina zatkanego nosa i załzawionych oczu. Czuje się przy nim bezpiecznie. 

Odpłynąłem, w jego ramionach. 

Starałam się!!! I to bardzo!!! Mam nadzieje, że się podoba!! Na górze macie miasto!!



Zakon Piątego ^yaoi^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz