Rozdział I

15.7K 636 140
                                    

Paryż w listopadzie nie był najbardziej przyjemnym miejscem na Ziemi, a już na pewno nie dla jego mieszkańców. W taką pogodę wszyscy najchętniej zaszywali się w swoich mieszkaniach z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach i dobrą książką. Szkoda tylko, że nie wszyscy faktycznie mogli pozwolić sobie na taki luksus.

Marinette była stuprocentowo pewna, że trzecia klasa liceum w końcu ją wykończy. Mało tego, że odkąd tylko sięgała pamięcią, nigdy nie mogła trafić na czas na pierwsze lekcje, to teraz dodatkowo nie trafiała również na ostatnie. Omijało ją dużo materiału, a ona sama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przez jej wszystkie nieobecności nie tyle będzie miała problem z frekwencją, ile z zatroskanymi rodzicami. Sabine i Tom, najlepsi rodzice na świecie (a przynajmniej zdaniem ich córki), mieli mimo wszystko swoje wady. Zresztą – jak każdy. Niestety tak się złożyło, że przykładali ogromną wagę do spóźnień i dziwnych zniknięć Marinette z lekcji. Owszem, byli przyzwyczajeni do faktu, że ich dziecko nigdy nie było w stanie wstać wcześniej, żeby zdążyć na tą 8:30 na pierwszy przedmiot. Tak, to ich jakoś nie dziwiło. Można powiedzieć, że właściwie pogodzili się z tym, wzdychając ciężko i myśląc: „Trudno! Każdemu może się zdarzyć!" Nieobecności na ostatnich zajęciach, ktoś by spytał? Cóż, tutaj sprawa wyglądała inaczej.

Już nie jeden raz dziewczyna dostała szlaban za „zrywanie się" z lekcji. Prowadząc podwójne życie – obrończyni Paryża i zwyczajnej nastolatki – zrozumiała, że niestety takie niesprawiedliwości będą ją spotykać co jakiś czas. Także nie była wielce zaskoczona, gdy mama spojrzała na nią, zmartwiona i oznajmiła:

-Skarbie, masz szlaban do końca tygodnia. Nie możesz tak często zrywać się ze szkoły.

Marinette mogła jedynie mruknąć pod nosem „Tak, mamo..." i zamknąć się w swoim pokoju na piętrze.

Odkąd otrzymała dar szczęścia te trzy lata temu, nie znała innego życia, jak życie w ciągłym biegu. Wstając z łóżka, była normalną dziewczyną – cztery godziny później skakała z dachu na dach, mając pod nogami jedynie pęd powietrza i widok ulic, i pokazujących ją palcem przechodniów. Z wiekiem obrona miasta zdawała się być coraz trudniejsza, to już nie były te same w gruncie rzeczy łatwe walki pomiędzy nią i Czarnym Kotem, a zaczernioną duszą jednego z Paryżan. Ich arcywróg, Władca Ciem, postarał się o coraz cięższy kaliber dla swoich przeciwników. W ciągu ostatnich trzech miesięcy jego akumy obrały sobie za cel znacznie gorszych przeciwników niż niezrozumiane nastolatki czy niesprawiedliwie potraktowani obywatele. Nie, Władca Ciem miał swoje plany wobec miasta, wobec Biedronki i Czarnego Kota. Jego pragnienie zdobycia ich magicznej biżuterii zwiększało się z każdym dniem, miesiącem, rokiem... aż w końcu mistrz zła odkrył, że jest w stanie jeszcze bardziej pokrzyżować plany dwóm bohaterom Paryża.

Marinette była przerażona.

Tamtego pamiętnego dnia udało jej się być na wszystkich lekcjach, od rana do popołudnia. Wracając ze szkoły, tryskała szczęściem, bo miała spotkać się z Alyą, Nino i Adrienem (tak, Adrienem!) za dwa dni, w piątek. Zaplanowali sobie spanie pod gołym niebem na polach tuż przy wieży Eiffela jako oficjalne zakończenie wakacji i rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Taki ostatni sielankowy wypad, zanim na dobre rozpocznie się ciężka praca w ostatniej klasie liceum. Dziewczyna układała sobie scenariusze w głowie z wyprzedzeniem, zastanawiając się, czy w końcu uda jej się w jakikolwiek sposób zbliżyć do chłopaka, w którym kochała się od trzech lat. Taka okazja nie zdarzała się codziennie. Doskonale wiedziała, że Alya i Nino zamierzali spać razem w jednym dużym śpiworze, bo w końcu chodzili ze sobą od roku. Po prostu było to oczywiste. Wobec tego ona i Adrien... I tak sobie rozmyślała, siedząc do późnych godzin wieczornych w swoim pokoju i słuchając odgłosów miasta zza uchylonego lekko okna. Po raz kolejny próbowała skupić się na pracy domowej, niezwykle nudnej i nieciekawej (kto w ogóle wymyślił coś takiego jak logarytm?!), ale nie dawała sobie specjalnie z tym rady, bo obok jej tablicy korkowej wisiał nowiutki plakat z Vogue, a na nim pozujący w ciemnym garniturze Adrien. Co chwilę jej wzrok z zeszytu leżącego przed nią na biurku przesuwał się w górę i napotykał przenikliwe spojrzenie zielonych oczu blondyna, a wówczas Marinette była już zgubiona, tak samo jak jej praca domowa z matematyki. Gdy zdarzyło się to już piąty raz z kolei, wiedziała, że jutro z samego rana będzie przepisywać zeszyt od Alyi, dziękując jej stokrotnie za bycie najlepszą przyjaciółką pod słońcem. Alya w takich sytuacjach kręciła głową z niedowierzaniem, całowała ją w czoło i przykuwała ponownie wzrok do ekranu swojego Samsunga, dodając kolejny post na założonym przez nią kilka lat temu blogu o Biedronce.

Fire in the rain [Miraculous PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz