Jak się okazało wyjechał bezpowrotnie do Ameryki.
Żyłam z tą świadomością i normalnie funkcjonowałam, chociaż czasami brakowało go w moim małym świecie. Rok 2009 był jednym z lepszych dla mnie albo raczej dla mojej obsesji Feliksem, którą byłam w stanie zaspokoić. Widywałam go często w swoich myślach, wspominałam jak było, kiedy miałam go na wyciągnięcie ręki. Na znak naszej zgody, chwyciłam go wtedy za dłoń. Dołączył do naszej zgranej paczki. Spędziliśmy ze sobą całe siedem miesięcy, w których ciemnowłosy zdołał się zadomowić w naszym dość deszczowym miasteczku; znajdującym się w północno-zachodniej części Anglii. Widziałam zawód w jego oczach, gdy oznajmiał nam, że wyjeżdża. Nie uśmiechał się, ale kąciki jego ust drżały, a odwracając się powiedział słowa, których nie zapomniałam po dziś dzień. "Wrócę, oczekujcie mnie"
Być może to złudna nadzieja, lecz mimo wszystko czekałam, aż do nas wróci. Nie tylko ja. Marcus również. Ktoś powiedział, że nadzieja wpływa kojąco na nasze serca. Pozwala wierzyć, że coś rzeczywiście się wydarzy, dzięki temu ludzie mogą być fałszywie szczęśliwi. Kiedy nie ma negatywnych odczuć nie ma zmartwień, a samo to uczucie wpływa na poprawę codziennego funkcjonowania. Ktoś inny powiedział, że nadzieja jedynie nas ogłupia, że nie powinniśmy wpajać sobie kłamstwa, żeby poczuć się lepiej.
Osobiście przez kilka ostatnich lat zdałam sobie sprawę, jaką wartość mają ludzkie słowa. Feliks również mógł zasłaniać się kłamstwem, byleby zamknąć nas w szklanej pułapce. Mimo wszystko zdecydowałam się mu zawierzyć, ponieważ od zawsze wydawał mi się godny zaufania. Troszczył się o wszystkich zdecydowanie bardziej od Marcusa, zresztą nic dziwnego. Rodzina chłopaka przeżywała kryzys, a więc nikt nie miał mu za złe, że zajmował się przez pewien czas sobą lub znikał, żeby pobyć samemu.
Leżałam na łóżku, opierając głowę na brzuchu Petera. Byliśmy ze sobą już od jakiegoś czasu. Sama się zastanawiałam, jakim sposobem nasze drogi znowu się spotkały. Ostatnim razem miałam z nim styczność w podstawówce, kiedy był takim małym, cherlawym chłopcem. Wyrósł na wysokiego i barczystego mężczyznę. Nawet za piętnastym razem, gdy wpajał mi swoją godność, nie potrafiłam uwierzyć. Zmiana była naprawdę widoczna. Zresztą w drugą stronę działało to w podobny sposób. Jak to możliwe, że ja to ta sama Allie?
– Śpisz? – spytał dość niespodziewanie. Poruszyłam się, żeby był świadomy, że jestem w pełni rozbudzona. Mimo wszystko nie podniosłam się, było mi zbyt wygodnie. Uśmiech na jego ustach odrobinę się powiększył, a mój zmalał, gdy spojrzałam na zegarek ścienny. Jeszcze pięć minut i w akademiku nastanie cisza nocna. Co za tym idzie, współlokatorzy Petera wrócą do pokoju, a ich w szczególności starałam się unikać. Wśród nich był dobrze mi znajomy Marcus, którego od dłuższego czasu próbowałam unikać. Powód był znany mi aż za bardzo, ale na tyle błahy, że szkoda poświęcić mi na niego zdanie.
– Tak, jasne. Zasnęłabym specjalnie, żeby rano obudził mnie twój trener. O której zabierasz się na trening? – powiedziałam, wyobrażając sobie wyraz twarzy starszego mężczyzny, gdyby zobaczył nas razem o poranku. Przebywanie w cudzych pokojach po wybiciu północy było zabronione, ale zasad trzymają się tylko Ci, którzy nie potrafią umiejętnie zmykać. Akademik chłopców mieścił się w lewym skrzydle, a dziewcząt w prawym. Biorąc pod uwagę, że nauczyciele zaczynają obchód od lewego, postanowiłam zebrać się w tym momencie, choć nadal było mi zbyt wygodnie, żeby się podnieść. Peter mnie wyręczył, zrzucając jednoznacznie na podłogę. Trzeba przyznać, że od czasów podstawówki nie udało mu się nabyć taktu, lecz przynajmniej był kulturalny i tu dobre cechy się kończyły. Z jakiego powodu nadal z nim byłam? Po prostu tak mi na rękę. Nie zamierzałam robić mu przykrości.
CZYTASZ
Borders
Roman pour AdolescentsZawsze stał sam i spod lekko uchylonych rzęs przyglądał się innym. Niczym się nie wyróżniał. Miał czarne jak heban włosy, migdałową cerę, a jego oczy połyskiwały jak onyks wystawiony na światło dzienne. Zaintrygował mnie, dlatego postanowiłam za nim...