Kiedy wyszłam z gabinetu pani psycholog dwóch sanitariuszy-Martin i Ivan- zaprowadziło mnie do mojego pokoju. Zanim wyszli kazali mi jeszcze spakowac moje rzeczy. W tamtym momencie na mojej twarzy zagościł uśmiech. Myślałam, że w końcu mogę wrócić do domu, więc czym prędzej zaczełam się pakować.
Po upływie zaledwie piętnastu minut wrócili po mnie. Wtedy jeszcze się uśmiechałam, ale kiedy minęliśmy wyjście ten uśmiech zniknął.
-Gdzie idziemy? -spytałam, szarpiąc się i próbując wydostać z mocnych uścisków sanitariuszy.
Oni nic mi nie odpowiedzieli. Szli dalej, ślepo wpatrzeni w długi i szeroki korytarz. Jedyne co upewniło mnie, że w ogóle coś usłyszeli to to iż ich chwyty stały się dużo mocniejsze. A może to dlatego, że się szarpałaś idiotko! Zamknij się, Nie mówię do ciebie!
Szliśmy tak dość długo, a ja skończyłam się szarpać dopiero pod koniec naszej wędrówki. Stali przed ogromnymi drzwiami, nad którymi widniał napis "ODDZIAŁ ZAMKNIĘTY". Jeszcze wtedy nie wiedziałam co to znaczy. Do tamtej pory o tym oddziale słuchałam tylko głupie plotki, które uważałam za bezsensowne i nieprawdziwe. Nie chciałam uwierzyć, że takie rzeczy mogą dziać się na prawdę. A teraz już wierzysz co nie? Tak teraz już wierzę.
Jestem na oddziale zamkniętym dopiero dwa dni. Przestałam się okaleczac. Zamiast tego bawię się w schizofreniczkę. Tak, tak tylko się bawisz. No dobrze. Zamiast się okaleczac wychodowalam drugą siebie, żeby tu nie zwariować bardziej niż to jest potrzebne. Czasami widzę rzeczy, których nie widzi nikt inny. Zdarzają się też ludzie, ale to tylko w wyjątkowych przypadkach. Odpowiada mi takie życie. Nawet jestem szczęśliwa. Przestań się oszukiwać Amelio! Dlaczego ty mi wszystko niszczysz Kler!? Czemu nie chcesz pozwolić mi być szczęśliwą!? Aż tak bardzo tego chcesz? -pokonałam głową na znak potwierdzenia. Skoro tak to patrz tam-wskazalam palcem chłopaka o obrazowych włosach, siedzącego na drugim końcu stołówki. Idź do niego. No dalej. Bierz go! Ale, ale co ja mam mu niby powiedzieć? -prowadzę dyskusje z samą sobą idąc już w kierunku wybranego chłopaka.
Kiedy stanęłam koło niego, poczułam jego zapach. Pachniał zupelnie tak jak to sobie wyobrażałam. Usiadłam przy nim i zabrałam mu jedną frytke z talerza. On i tak nic nie jadł. Chyba się nie obraził skoro tylko posłał mi słodki uśmiech. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego miał ten uśmiech cały czas? Debilko jesteś w psychiatryku, czego ty się tu niby spodziewałaś? Nie odzywaj się. Nie mam ochoty cię słuchać.
Kiedy już zjadlam mu całą porcję, wytarłam ręce o fartuch, w który kazali mi się ubrać i posyłając mu najpiękniejszy z moich uśmiechów powiedziałam.
-Część. Jestem Amelia. Ciełam się. Teraz mam tylko schizofrenię. Podobasz mi się. Twoja kolej.
Chłopak był wyraźnie zmieszany całą tą sytuacją, ale mimo to podał mi rękę i powiedział.
-Część. Jesteś Artur. Zabiłem swoją rodzinę. Chcę zabić samego siebie. Jesteś urocza gdy masz kechup na połowie twarzy. Wystarczy? Czy mam powiedziec coś jeszcze?
-Możesz opowiedzieć mi jak zabiłeś rodzinę? Uwielbiam takie rzeczy. -powiedziałam uśmiechnięta wycierając rękawem twarz z ketchupu.
Artur spojrzał na mnie jak na idiotkę ale zaczął mówić.
-Kiedy miałem dziesięć lat mój ojciec chlał całymi dniami. Kiedy już łaskawie wracał do domu zawsze mnie bił. Tylko mnie mimo, że ten bydlak spłodził jeszcze czwórkę innych bachorów. Ale ich kochał. Nie to co mnie. Byłem wyrzutkiem we własnej rodzinie. Matka bała się ojca ale wcale lepsza od niego nie była. Całą kasę jaką dostawaliśmy od ośrodka pomocy społecznej wydawała na piwo dla ojca i zabawki erotyczne dla niej i jej miliarda kochanków. Pewnego dnia miałem już tego dość. Kiedy wszyscy spali, nawet ojciec który wrócił z trzydniowej popijawy, ja nie spałem. Cicho dostalem się do kuchni. Znalazłem najostrzejszy nóż i ruszyłem na mord. Zacząłem od matki. Była taka spokojna gdy podcinalem jej gardło. Wtedy prawie zrobiło mi się jej żal. Następny był ojciec. Podchodząc do niego czułem okropny smród alkoholu. To tylko wzbudziło we mnie jeszcze większy gniew. U niego zaczałem od dolnych partii ciała. Po prostu ucialem mu jaja. Był tak schlany, że nawet się nie obudził. Następnie wbiłem mu nóż prosto w czoło. Nie w serce, bo on go zwyczajnie nie miał. Na koniec po kolei zadzgalem moje rodzeństwo. Dwóch starszych braci i dwie siostry. Na drugi dzień do mojego domu przyjechała policja kryminalna. Rozmawiałem z tysiącem psychologów. Byłem w sądzie rodzinnym. Gdyby nie to, że jestem dzieckiem trafił bym do więzienia. Ale za co? Ja tylko pomogłem światu pozbywając się taki potworów jakimi była moja rodzina. Czy to coś złego?- Artur w tej chwili przeniósł swój wzrok ze ściany prosto na mnie, a dokładniej na moje oczy.
Widzę, że szuka w nich strachu. A niech szuka. I tak go nie znajdzie. Ja już od dawna go nie odczuwam.
Jego historia bardzo mi się spodobała. Chcę poznać go bliżej. Duuuużo bliżej.
-Chcesz ze mną chodzić? - spytalam prosto z mostu, wpatrujac się w jego karmelowe tęczówki.
Chłopak wmurowany siedzi przede mną czekając chyba na wybuch śmiechu z mojej strony. Trochę na to poczeka.
-Oo... Motylek. Jaki piękny. -mowie, a to cudowne stworzenie siada na mojej ręce.
Między mną, a Arturem panuje grobowa cisza. Widocznie biedak nie wie co powiedzieć. Tak mi przykro. Zamknij się Kler!
-Jasne. Czemu nie. -mówi w końcu chłopak, a na jego twarzy widnieje dziwny, psychopatyczny uśmiech.
Wstaje od stołu i wracam na swoje miejsce. Koncze własny posiłek, który swoją drogą zdążył już wystygnąć i idę na wycieczkę po oddziale.
CZYTASZ
NIE KOCHASZ MNIE MAMO?
Novela JuvenilAmelia ma 15 lat i przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Właśnie odbywa rozmowę z psychologiem. Opowiada o najgorszych momentach swojego życia. Można powiedzieć, że mówi o całym życiu.