Ostatnia część opowiadania ,,Jak to jest umieć nad sobą panować?"
Nie wiem co mam jej odpowiedzieć. Moja dusza w tym momencie jakby się rozpadła. Tak od razu, bez żadnych uprzedzeń, bez sensu. W oczach pojawiły się łzy wściekłości. Zamachuję się jakbym chciał ją uderzyć, ale w ostatniej chwili zmieniam zdanie. Karcę się w myślach i wybiegam na świeże powietrze. Zostawiam ją tam samą. Pewnie ma wyrzuty sumienia. Nie czuję się z tym źle. Wykorzystała mnie tak perfidnie, jak tylko mogła. Spojrzenia spod dziennika, niby przypadkowe muśnięcia, szept do ucha - to było dla niej nic, kompletne nic.
Zauważam grupkę pustych, umięśnionych kolesi. Dwóch wsiada do auta i odjeżdża. Zostaje trójka. Rozpoznałem twarz chłopaka, który kiedyś nas nakrył. Szantażował mnie i tę odrażającą kobietę, którą mimo wszystko nadal kocham.
Nieświadomie zaczynam biec. Spostrzegam to, gdy moja noga wtapia się w tułów jednego z kolesi.
Przez parę minut czułem się jakbym zemdlał. Czarna dziura w głowie. Powraca mi świadomość, kiedy czyjeś ręce odciągają mnie. Zauważam tych chłopaków. Krew ocieka z nosa, maja zadrapania na twarzy, szyi. Czuję lepką maź na twarzy i dłoniach. Uspokajam swoje ciało i trzymającego mnie człowieka.
- Oprzytomniałem - uspokajam bardziej siebie, niż innych. Zbiera mi się na płacz. Widzę ludzi, którzy pewnie już mnie oceniają jako zbira, kryminalistę. Podjeżdża karetka i zabiera Grisza. Kiedyś bardzo go lubiłem. Często bawiliśmy się na podwórku. Wszystko się zmieniło wtedy jak nas nakrył. To on spowodował lawinę strachu i smutku. Mimo wszystko mam wyrzuty sumienia. Nos przekręcony pod dziwnym kątem, na pewno jest złamany. Czerwona ciecz spływa powoli z czoła na jego kości policzkowe i skapuje na ciemny grunt.
Niebo zaczyna płakać ścierając ślady bójki. Bójki, którą ja zainicjowałem. Bójki, w której pobiłem do nieprzytomności najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.
Opadam na twardą ziemię. Okładam ją rękoma, jakby to była jej wina. Histeryczny płacz to za mało, aby opisać co się ze mną dzieje. Wołam Boga i imię swojego ojca. Pragnę, aby teraz mnie przytulił i powiedział, że jestem jego małym bohaterem. W starych czasach, kiedy żył i był przy mnie, lubił to powtarzać. Byłem jego oczkiem w głowie. Zawsze miał wytłumaczenie na moje głupie zachowanie. A potem zginął w wypadku samochodowym. Po tym matka się załamała i zaczęła pić. I tak jest do teraz. Niedługo minie całe dziesięć lat od tego wydarzenia.
Ktoś próbuje mnie podnieść. Silne ręce ciągną w górę moje zmęczone ciało. Zaszklonym wzrokiem próbuję odczytać kto to. Pierwsze wrażenie wygląda tak, że to mój zmarły ojciec. Po chwili zauważam siwe włosy i w trochę ciemniejszym kolorze brodę. Wylewa się ze mnie jeszcze większa fala rozpaczy.
Odpycham wszystkich wokoło. Krzyczę do nich. Wyzywam ich. Zachowuję się jak chłopczyk z przedszkola, któremu nie dano upragnionej zabawki.
Dopiero policja zanosi, dosłownie, mnie do radiowozu. Moje emocje w samochodzie nie opadają, a raczej stają się jeszcze głębsze. Myśli kręcą się wciąż przy bliskiej mi osobie, jaką był mój tato. Nigdy nie chciałby, abym był w takim miejscu jak teraz. Razem snuliśmy marzenia, że będę biegał zawodowo. Miał być na każdych moich konkursach i mnie dopingować.
Przez kolejne kilka miesięcy stałem się bardzo nieobecny. Sam to zauważyłem. Nie rozumiałem pytań, nie słyszałem co ktoś do mnie mówi. Przestałem chodzić do szkoły. Nie rozmawiałem już z nikim.
Oczywiście, zostałem zmuszony do rozmawiania z panią psycholog i z policją, ale to się nie zalicza do normalnych rozmów.
Wykryto u mnie chorobę, a dokładniej ADHD. Wiedziałem, że to mam już od paru lat, ale matka nie chciała pójść ze mną na badania. Uważała to za stratę cennych pieniędzy.
- Nie będziemy mieli za co żyć później. Wiesz ile to kosztuje? - miałem wtedy ochotę wykrzyczeć jej ile ona wydaje na butelki wódki.
***
Budzę się obolały na zapadniętym materacu. Zakładam uprasowany wczoraj garnitur. Myję zęby i wychodzę. Wiem, że ona i tak zjawi się w ostatniej chwili. Z jej ust popłyną słowa i ciepły odór alkoholu. Będzie mówiła jaki to jej syn jest cudowny. Obietnice, że się zmieni i mną zajmie.
Rozprawa przebiegła dość szybko, ale to nie znaczy, ze wszystko pamiętam. Byłem rozkojarzony i niespokojny. Matka przyjechała stosunkowo szybko jak na nią. Dwie minuty przed rozpoczęciem siedziała obok mnie na sali. Myślę, że wyjadła całe opakowanie gum do żucia. Wiele obcych twarzy mówiło o mnie same złe rzeczy. Chciałem krzyczeć, że to nie ja. Prawda była inna.
***
Pakuję najważniejsze dla mnie rzeczy z domu. Przenoszę się do poprawczaka. Podjąłem decyzję, że tutaj już nie wrócę. Nie wiem co zrobię dalej, naprawdę. Cztery lata w poprawczaku to długi czas. Gdy stamtąd wyjdę to będę pełnoletni nawet w USA. Zamykam torbę. Patrzę, czy moja matka może już nie wróciła.
Trzaskam drzwiami od bloku i odchodzę w stronę zachodzącego słońca. W stronę zakładu poprawczego.
CZYTASZ
Ludzie alii
Short Storyalii - słowo z łaciny oznaczające ,,inni". Zastanawiałeś się jak to jest odstępować od reszty grupy społeczeństwa?