1.3| Dobro, miłość i strach zaczyna się w domu

74 6 0
                                    

Pragnę zastrzec, że to nie jest ostatni fragment one shota.

-

Ludzie myślą, że gdy ktoś różni się czymś znaczącym od nich to od razu trzeba to tępić. Tak było też i ze mną. W małym mieście roznosiły się plotki o tym czego ja nie robię w odludnionych miejscach z innymi dziewczętami. Gdy zaczęłam ubierać się jak chcę to słyszałam o sobie jako ,,satanistka" mimo tego, że Bóg jest mi bliski. Nie aż tak abym przestrzegała każdej zasady, ale jednak. 

   Złapałam Ją za rękę i delikatnie ciągnę ją do siebie. Stałyśmy nad ,,naszym" miejscem. Urwisko umiejscowione pięć trzy i pół minutowych piosenek od mojego domu. Widok stąd był nieziemski z każdej strony. Patrzyłam w dół i widziałam fale rozbijające się o ostro zakończone skały w ciemnym kolorze. Gdy spoglądałam to myślałam, że chciałabym to sfotografować dobrym sprzętem. Wyszłoby piękne zdjęcie. 

   Odwróciłam się i widziałam las. Dużo iglastych drzew o zapachu tak pięknym, że nie chce wracać. Różne wysokości, różne objętości, różne kolorystycznie, a jednak to nadal to samo - drzewa, drzewa, drzewa. Identycznie jak ludzie - każdy z inną opinią, kolorem skóry, wielkością, a jednak ludzie to ludzie. Nienawidzę ich wszystkich, bo nikt nie potrafił nas odciągnąć od tego momentu jak ten. 

   Jedna łza zsunęła się po policzku, druga się pojawiła, ale nie uciekła. Nie pozwoliłam. Przekręciłam głowę i uśmiechnęłam się. Grace wyglądała wtedy niesamowicie. Specjalnie na tę okazję rozpuściła włosy, okulary położyła obok stóp. Pastelowa, dziewczęca sukienka, którą podwiewa wiatr. Już na mnie to nie działało. Byłoby tak gdyby nie okoliczności naszego spotkania. Powoli zdejmowała buty, a ja kładłam jej rękę na plecach i zsuwałam na jej pośladki. Uśmiechnełam się znów i zabrałam rękę.

   - Boisz się? - spytałam patrząc na horyzont. Słonce niedługo miało zajść. Wtedy wybiła nasza godzina.

   - Boję się, że to co jest w biblii jest prawdą. Że Bóg mnie odepchnie za ten grzech i za ciebie - jej mina posmutniała, aby zabrać smutne wspomnienia wpiłam swoje usta w Grace, dłonią przyciągnełam ją w pasie a drugą sunęłam po plecach. 

   - Kocham cię, Lauren, najmocniej na świecie cię kocham i boję się bardziej od Boga, tego że nas tam rozdzielą - jej białka oczne przybierały czerwoną barwę, a ciekłe emocje spływały jedna po drugiej. 

   - Ja ciebie też kocham, Grace. Odejdź jeśli chcesz. Nie chcę cię zmuszać do niczego.

   Zamknęła oczy, ściskałyśmy dłonie. 

   Zastanawiałam się co jest dalej. Czy naprawdę jest tak jak mówią? Nikt tego nie przeżył, a każdy się wypowiada, to takie ludzkie. 

   - Już czas.

   Zdejęłam buty kiedy poczułam przeszywający ból po ugryzieniu wilka. Działo się to tak dawno, a nadal boli. 

   Powoli podeszłyśmy do końca urwiska. Patrzyłyśmy w dół, później na siebie i uśmiechałyśmy się. Szczery, choć nasycony cierpieniem uśmiech spoczywał na nas do końca.

   - Nie puszczaj mnie - wymusiłam na niej obietnice, chociaż wiedziałam, że zrobi wszystko aby ją dotrzymać. 

   - Nigdy już tego nie zrobię.

   Ostre ukłucie trawy,

   szybkie bicie serca,

   mocny uścisk dłoni ukochanej

   odepchnięcie

   i wiatr. 

   Wreszcie poczułam prawdziwe szczęście. Odważny skok z wysokości się ziścił w moim życiu.  

   Zamknęłam oczy, aby zmusić do lepszej pracy innych zmysłów. 

   - Grace - wypowiedziałam. Widziałam jej wzrok na sobie. Ostry ból w czaszce, ostry ścisk dłoni.

   ,,To koniec" pojawiło się w mojej głowie i jednym szybkim dotknięciem wystającego kamienia wyłącznika życia zasypiam. 

Ludzie aliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz