Kolejną noc z rzędu nie mogę spać. Wiercę się na starym materacu umiejscowionym na starej, trzeszczącej podłodze obok kominka. To najlepsze miejsce w domu, które wywalczyłem. O wszystko w tym domu muszę walczyć. O każdą drobnostkę. Nawet o uwagę mojej matki, która kolejny raz złamała obietnicę, że nie będzie pić. Powiedziałbym nauczycielce od języka rosyjskiego jak moja sytuacja w domu, ale boję się, że zabiorą mnie z tej szkoły i wyląduję w jakimś gorszym miejscu, w gorszej rodzinie.
Słyszę pukanie przesuwającego się nerwowo łóżka w pokoju obok. Tak, to moja matka z kolejnym typem, który przez następne kilka miesięcy za takie sytuacje będzie dawał jej kasę na wódkę.
Zakrywam głowę poszarpanym przez psy kocem i staram się nie myśleć o nadchodzącej fali energii i wściekłości. Czuję, że to już koniec snów na tę dobę. Jak najciszej ubieram bluzę znalezioną przypadkiem, gdy wstałem z materaca. Otwieram okno i czuję wiatr, który obwiewa moje, już zbyt długie, włosy. Przeskakuję przez parapet, siadam na nim od zewnętrznej strony ściany.
Wiem, że nie mógłbym wytrzymać jeszcze paru minut tam, więc skaczę. Wylądowałem na czworaka i trochę pościerałem sobie dłonie. Nie przejmuję się tym. Podrywam się do góry i biegnę. Nie truchtam, biegnę szybkim tempem, daję z siebie wszystko, choć dziś nie chce znów się porzygać, bo rano nie zdążę się wykąpać, nawet jeśli byłoby w czym.
Już czuję się lepiej. Nareszcie. To ten moment, kiedy nie muszę niczego ukrywać (prócz swojej obecności w środku nocy w mieście, bo może mnie policja zgarnąć). Skręcam do pobliskiego parku. Czuję wiatr na twarzy, grząski grunt pod stopami, walące serce, pot na czole i ogarniająca mnie radość. Dzika radość, którą ledwo opanowuję. Mam ochotę krzyczeć, bardzo głośno i mocno, ale tłumię to z całych sił. Kopię z pobliskie drzewo i trochę mi przechodzi. Oddycham z ulgą i czekam. Gdy się trochę po torturuję to później mam więcej szczęścia z dalszego biegu.
To już codzienność, że zdaję sobie sprawę po dłuższym czasie, że coś robiłem. Tym razem to wykopana czubkiem buta dziura. Karcę siebie w myślach i próbuje skoncentrować myśli, śmieszne.
Sprawdzam godzinę na zegarku i się przerażam. Było już sporo po godzinie piątej. Za pół godziny moja matka, od siedmiu boleści, wychodzi do pracy. Nie może zobaczyć, że uciekłem. Znów będę miał piekło w domu.Gnam w stronę mieszkania z całych sił, jakie mi pozostały. Czuję zimny wiatr, bardzo zimny, ale czy mi to przeszkadza? Nie. W moim wnętrzu każdy organ skacze z radości, że ma jakieś zajęcie-trzymanie wszystkiego, abym nie wypluł, gdy za chwilkę będę zwracał za zbyt duży wysiłek, bywa.
Połykam ohydne wymiociny przed oknem swojego domu, bo wiem, że inaczej się zdradzę. Szybkim ruchem podciągam się na wystającym parapecie, przerzucam ciało, ściągam kurtkę i buty. W ostatniej chwili zamykam oczy na materacu. Do pokoju zagląda matka, już dość wypita, aby to zauważyć. Wydaję mi się, że chciała po cichu zamknąć drzwi, ale jej się nie udało. Nie ma co oczekiwać takich rarytasów po wypiciu kilku kieliszków na pusty żołądek, jak sądzę.
Trzask zamykanych, frontowych drzwi daje mi sygnał wolności. Biegiem przemieszam się do łazienki i wymiotuję. Mógłbym jeszcze wytrzymać, ale nie ma potrzeby. Spłukuję każdą falę mojego starego posiłku, aby nie kusić następnych. Szybko przepłukuję usta wodą i siadam na sedesie.
Opieram głowę o swoje dłonie, przez jakiś czas tam siedzę i myślę o pewnej cudownej istocie. Z rozmyślań wybudza mnie głośny budzik z pokoju, który nastawiłem wczoraj wieczorem. To oznaka, że mam 30 minut na pójście do szkoły. Już się nie mogę doczekać.~
Zaczynam kolejne opowiadanie. Mam nadzieję, że się spodoba. Proszę o zostawienie komentarza ze szczerą opinią - cieszy mnie to nieważne od zawartości.
CZYTASZ
Ludzie alii
Historia Cortaalii - słowo z łaciny oznaczające ,,inni". Zastanawiałeś się jak to jest odstępować od reszty grupy społeczeństwa?