Scott
Stiles był roztrzęsiony i zmarznięty. Zabrałem go do jego domu, Szeryf Stilinski kazał mi wrócił do domu i wyspać sie.
-Ale niech pan do mnie zadzwoni jak by się coś stało.-Powiedziałem i wyszedłem żegnając się. Wsiadłem na swój motor i pojechałem do domu. Gdy wchodziłem do swojego pokoju mój telefon oznajmił, że dostałem SMSa.
Od Lydia:
Hej czy ze Silesem wszystko ok?
Odpisałem dość szybko.
Do Lydia:
Tak jest tylko trochę roztrzęsiony.
Odpisałem. Po chwili dostałem odpowiedź.
Od Lydia:
To dobrze że nic mu mnie jest. Ale muszę zapytać. Czy zauważyłeś to dziwne zachowanie Stilesa przez ostatnie dni?
Odpisałem szybko.
Do Lydia:
A to pewnie przez to że miał problemy ze snem.
Odpisałem, ale nie dostałem już odpowiedzi.
Poszedłem widać prysznic i położyłem się spać. Rano obudził mnie budzik tak ja co dzień. Pierwsze co zrobiłem, gdy otworzyłem oczy sprawdziłem, czy przypadkiem Szeryf Stylinski do mnie nie dzwonił. Miałem tylko jedną wiadomość od mamy której treść brzmiał tak jak większość wiadomości od niej. "Wrócę rano". Westchnąłem i poszedłem do łazienki wziąć poranną toaletę. Po zjedzeniu śniadania ze względu ze była sobota postanowiłem pojechać do Stilesa. Napisałem kartkę dla mamy i pojechałem swoim motorem do mojego przyjaciela. Gdy zadzwoniłem do drzwi usłyszałem coś w stylu jęku bólu. Nacisnąłem klamkę a drzwi ustąpiły wszedłem do środka. Znów ten jęk, nagle poczułem zapach krwi. Wbiegłem do pokoju Stilesa zobaczyłem szatyna siedział na podłodze a obok biurka było rozbite lustro.
-Stiles! Co ty wyrabiasz?-Zapytałem i załapałem go za ramiona.
-Scott. Ja...ja nie wiem co się dzieje. Ciągle go widzę cos mówi nie kontroluję swoich ruchów czasami też słów.-Szlochał.-Ja jestem chyba opętany.-Wyszeptał i uderzył zakrwawionymi dłońmi w podłogę.
Stiles
Całą noc nie spałem. Nie wiem co się ze mną dzieje. Słyszę ciągle jego głos każe mi zabijać. Nie mogę odróżnić czy to moje myśli, czy to on mi mówi. Chce umrzeć, to doprowadza mnie do szaleństwa. Gdy uderzam w szkło głosy ustaje na chwilę. Sprawia mi to ulgę i ból. Cale dłonie mam pokrwawione. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Nie mam sił czegoś powiedzieć wydaję z siebie cichy jęk jeden po chwili następny. Nagle do pokoju wbiegł Scott.
-Stiles! Co ty wyrabiasz?-Pyta i łapie mnie za ramiona. Resztkami sił odpowiadam.
-Scott. Ja...ja nie wiem co się dzieje. Ciągle go widzę cos mówi nie kontroluję swoich ruchów czasami też słów.-Zatrzymałem się, by wydać z siebie cichy szloch.-Ja jestem chyba opętany.-Dodałem i uderzyłem w podłogę. Scott wyciągną telefon i wybrał jakiś numer.
-Hallo? Mamo, musisz przyjechać do Stilesa. Proszę.-Mówił a ja traciłem powoli przytomność.
-Scott.-Wyszeptałem.
-Stiles! Stiles! Nie zamykaj oczu! Stiles!-Słyszałem rozpaczliwy krzyk przyjaciela widziałem jak upada przy mnie na kolana i potrząsną moim ciałem. Widzę jego twarz zaczyna się rozmazywać. Nagle nastała sama ciemność.
Obudziłem się na jakimś twardym stole. Nade mną była włączona lampa, która mnie oślepiała. Przetarłem po swoim czole strużkę potu zobaczyłem że moje dłonie są zabandażowane.
-Gdzie ja jestem?-Zapytałem. Zobaczyłem Melisse, Deatona, Lydię, bliźniaków i Scotta.
-Stiles. Jak dobrze, że się ocknąłeś.-Powiedziała Lydia. Nagle zacząłem tracić kontrolę nad ciałem znów to uczucie jak by ktoś władał moim ciałem.
Scott
Nagle Stiles zaczął mówić i zachowywać się jak nie on. Tak jak on to mówił, tak jak by był opętany.
Wyglądał też jak chodząca śmierć. Nagle w klinice, ponieważ tu przywieźliśmy pojawiło się pięć istot bardzo przypominających samuraje, ale byli jak by stworzeni z czarnego pyłu.
-To są Oni. I poszukują jednego z rodzajów Kitsune. Mrocznego Kitsune.-Mówił Deaton.-Oni szukają Nogitsune. Które opętało ciało Stilesa. Musimy go bronić.-Powiedział. Przemieniłem się w Wilkołaka i ruszyłem do ataku tak samo ja Aiden i Ethan.
CZYTASZ
More than friend /Sciles #1
FanficOd nie dawna staram się dowiedzieć, jaka więź łączyła mnie i moją mamę. Lecz na marne, ostatnio dowiedziałem się od naszego druida że niektórzy robią bardzo ryzykowne, rzeczy, ale odradzał mi je. Ja niestety zaryzykowałem i miało to marne skutki. Ta...