Rozdział 6

6.9K 356 12
                                    

Ktoś zaczął mną trząść. To Edmund.
- Obudź się, no. Szybko  - powiedział, a ja błyskawicznie się podniosłam. Niepotrzebnie, bo zaczęło od tego kręcić mi się w głowie. Zuzanna już wraz z PK zbierali nasze rzeczy. Piotra i Łucji nie było.
- Co się stało? - spytałam trochę jeszcze zaspana.
- Łucja gdzieś poszła. Piotrek poszedł za nią i kazał mi was obudzić, by przy okazji ruszyć dalej. Więc was budzę - wyjaśnił.
- W porządku - pozbierałam swoje rzeczy i wszyscy razem ruszyliśmy w dalszą drogę. Edmund prowadził. Po jakichś niecałych 10 minutach usłyszeliśmy dźwięk odbijanych mieczy.Zaniepokojeni biegliśmy jak najszybciej w tamtą stronę, a ja po drodze sięgnęłam po nieduży kamień, by w razie czego mieć się czym obronić. W końcu znaleźliśmy się obok Łucji, która patrzyła na chłopaka trzymającego w dłoni miecz Piotra. Wokół nich zebrały się przeróżne istoty. Zwierzęta, minotaury, centaury, fauny i wiele innych. Znałam je jedynie z legend i mitów, więc szok, jaki przeżyłam był niemały.
- Piotrek! - zawołała Zuzanna, a młodzieniec o ciemnych włosach opadających mu na ramiona spojrzał na nas. Następnie spojrzał na miecz. Był zdziwiony.
- Ty jesteś król Piotr  - powiedział.
- Podobno nas wezwałeś - odpowiedział Piotrek.
- Tak z tym, że...jesteście dość młodzi - był niewiele bardziej zdezorientowany od nas. Zuchon mówił, że Czterej Władcy byli dla nich przez ten czas taką samą bajką jak dla nas chociażby gadające stworzenia.
- Wiesz, jakby co, możemy wrócić za parę lat - sarknął.
- Nie - zaprzeczył chłopak. - Nie, zostańcie. Po prostu wyobrażałem was sobie inaczej - spojrzał na nas wszystkich. Obdarzył mnie nieufnym wzrokiem, bo mnie nie rozpoznał. Wzrok swój zatrzymał na chwilę na Zuzannie.
- My ciebie też - dodał Edmund.
- Nic tak nie jednoczy dawnych nieprzyjaciół, jak wspólny wróg  - rzekł borsuk. Po raz pierwszy usłyszałam jak zwierzę się odzywa. To było nawet zabawne.
- Od dawna wyczekiwaliśmy waszego powrotu, mój panie - rzekła do najstarszego z rodzeństwa mysz z małym mieczykiem i czerwonym piórkiem na głowie. To strasznie urocze. - Nasze serca i klingi są na Twoje rozkazy - dodała mysz, a Łucja pochyliła się do mnie i powiedziała :
- Ojeju, jaki on milusi - mysz nagle wyciągnęła swą broń.
- Który to? - spytała zła i zaczęła się rozglądać. Łucja ze skruszonym uśmiechem powiedziała:
- Wybacz.
- Oo, ee wasza wysokość z największym szacunkiem - tu mysz ukłoniła się - ale słowa "nieulękły", "szlachetny" czy "dostojny" bardziej przystoją rycerzowi z Narnii - mysz schowała miecz.
- No proszę, ktoś tu jednak umie władać bronią - rzekł z uśmiechem Piotrek.
- W rzeczy samej, i zrobiłem z niej dobry użytek zdobywszy nieco oręża dla twej armii, Panie - odpowiedział prostując dumnie plecy.
- Doskonale - pochwalił go Piotr i odwrócił się do Kaspiana, bo tak przedstawił się nam brunet. - Tu liczy się każde ostrze - nie dało się nie zauważyć automatycznej potrzeby rywalizacji pomiędzy tą dwójką. Chłopcy, westchnęłam w myślach.
- Skoro tak, to może lepiej zwrócę ci ten twój miecz - odrzekł i ostrożnie wręczył broń jej właścicielowi. Piotr ją schował, obdarzył księcia swym spojrzeniem "Lepiej ze mną nie zadzierać" i wszyscy ruszyliśmy do brodu, bo jak się okazało, armia księcia Kaspiana też tam zmierzała. Idąc tak, Edmund wreszcie zagadnął mnie:
- Zauważyłem, że trzymałaś wcześniej w ręku kamień. To zawsze coś, przynajmniej pomyślałaś o samoobronie, ale mimo wszystko trzeba się za ciebie zabrać. Nie poradziłabyś sobie sama nawet z tym kamieniem - spojrzałam na niego zaskoczona i zdegustowana. Widziałam po jego twarzy, że droczył się ze mną, ale i tak musiałam polemizować.
- To nie moja wina, że w londyńskich szkołach nie uczą jak się posługiwać bronią białą. Ale skoro taki jesteś mądry to możesz mnie nauczyć - założyłam ręce na piersi.
- Nie wiem czy jest sens. Może lepiej, żebyś nie walczyła tak jak Łucja. Będzie o wiele bezpieczniej - uśmiechnął się zadziornie, ale ja nie dawałam za wygraną.Kiedy chciałam potrafiłam być bardzo zawzięta, na dodatek nie należałam do osób, które łatwo odpuszczają, jeśli im na czymś zależy. 
- Nie doceniasz mnie, książę.
- Jestem królem, nie księciem  - podkreślił. Zdaje się, że trafiłam w czuły punkt.
- Oh, doprawdy? - Edmund jedynie spojrzał na mnie z udawaną grozą, przez co się zaśmiałam. - Liczy się każde ostrze i każdy żołnierz, jak powiedział twój brat - wzruszyłam ramionami i wsłuchałam się na chwilę w inną rozmowę.
- Jacy oni są? - spytał cicho borsuk Zuchona.
- W kółko marudzą i narzekają. A uparci, jak muł o poranku - mruknął karzeł, a ja cicho parsknęłam.
- A ta dziewczyna? Kim ona jest? - dopytywał Truflogon.
- Nie wiem. Podobno jest tu pierwszy raz. Imienia jej nie pamiętam - fajnie wiedzieć, co o tobie myślą.
- O, polubiłeś ich - stwierdził borsuk, a Zuchon tylko się lekko uśmiechnął.
- Mogą być - mruknął tylko w odpowiedzi, a ja uśmiechnęłam się do siebie. Nim się zorientowałam zdążyliśmy wyjść na otwartą przestrzeń. Trochę dalej pod czymś co wyglądało, jak ogromny kopiec można było dostrzec tłum. Najwidoczniej już na nas czekali.
- Co to za zbiorowisko tam? - szturchnęłam Edmunda.
- Nie słuchałaś. Mówili przecież, że Narnijczycy zjednoczyli się by odzyskać swój kraj - odpowiedział. Wzruszyłam na to jedynie ramionami. Dla niego było to zupełnie normalne, ale ja czułam się tu obca. Domyśliłam się, że stworzenia czekały na nas, ale nie spodziewałam się, że będą oddawać przybyłym taką cześć. Kiedy przechodziliśmy przez wyłożoną kamieniami ścieżką prowadzącą do wejścia Kopca, centaury, które znałam jedynie z mitów, unosiły dumnie miecze w górę nad nami. Mimo to nie czułam się wyjątkowo. Przecież trafiłam tu przypadkiem. Rodzeństwo od razu wyrwało się na przód. Uśmiechnęłam się delikatnie do stojącego obok Kaspiana, bo zdawało się, że znajdowaliśmy się w podobnej sytuacji. Ruszyliśmy nieśmiało za nimi. Wchodząc do środka poczułam uderzenie gorąca i duchoty. Duża grota, do której weszliśmy wyglądała na kuźnię, w której wyrabiano broń.
- Zapewne nie tego oczekiwaliście, ale można się tu bronić - odezwał się Kaspian.
- Macie może już gotowe miecze? Jeden niewielki by się przydał - zwrócił się do niego Edmund.
- Na pewno. Pogadaj z nim - książę wskazał na jednego z centaurów. Poczułam podekscytowanie, ponieważ wiedziałam, że jeden z tych pięknych mieczy będzie dla mnie.
- Piotr - zawołała Zuzanna. - Chodź, coś zobaczysz - nasza piątka podążyła za nią w stronę ciemnego korytarza. Chłopcy wzięli w ręce pochodnie, aby oświetlić nam drogę. Edmund chyba nie pomyślał, by wyciągnąć swoją latarkę, ale nie poruszyłam tego tematu. Na ścianach tunelu dostrzec mogliśmy wyryte ilustracje przedstawiające życie czterech władców. Trudno się było nie domyślić, że przedstawiały rodzeństwo Pevensie.
- Co to za miejsce? - zapytała Łucja Kaspiana. On nic nie powiedział tylko wziął pochodnie i poprowadził nas dalej. Ostrożnie zeszliśmy po schodach. Nagle dokoła ogień zapłonął wokół nas oświetlając dużą, chłodną jaskinie. Nie mogłam przestać oglądać się wokół siebie, podczas gdy rodzeństwo wpatrywało się z szokiem w jedno konkretne miejsce.
- Stół Aslana - cała czwórka spojrzała po sobie. Definitywnie już tu kiedyś byli. Jak bardzo musiało zmienić się to miejsce, żeby od początku tego nie wiedzieli?

 Make Sure Of That, Jenn |  Edmund Pevensie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz