Rozdział 13

5.3K 305 22
                                    

Gdy pokonaliśmy las, wybiegliśmy na niedużą wysepkę, gdzie Telmarowie już przymierzali się do ucieczki przez most. Nie mogliśmy im na to pozwolić. Kiedy jednak coś ich zatrzymało, a wszyscy nagle przestali biec, ledwo wyhamowałam w piasku. Na środku mostu stała Łucja, z uśmiechem na ustach i sztyletem w dłoni. Zbledłam ze strachu o dziewczynkę. Cała trójka jej rodzeństwa również, bo przecież jakie ona miała szanse? Miałam już krzyknąć do niej, gdy zza jej ciała wyłonił się wielki, złoty lew. Dech mi zaparło w piersiach, kolana dosłownie zmiękły, a ja poczułam falę ciepła uderzającą we mnie. To był on – Aslan. Nieświadomych Telmarczyków najwidoczniej nie zraziła obecność lwa i ruszyli przed siebie. Dopiero głośne ryknięcie ich zatrzymało. Miało one w sobie jakąś potężną moc, jednak groźnie zabrzmiało tylko dla osób, dla których miało to być ostrzeżenie. Dla nas i dla Narnijczyków była to zbawienna melodia.
Ciężko powiedzieć, co się po tym stało. Ogromne, pieniste fale zaatakowały żołnierzy od prawej strony formując się w zarys męskiej twarzy. Kim ta osoba była? Można się tylko domyślać, ale razem z jej falami zabrało wszystkich Telmarów, którzy nie zdążyli uciec. Jednak na tych, którym się udało czekała nasza armia na plaży, która zaraz rozmiotła ich w pył. Być może i parę osób zdołało uciec i się uratować, lecz nikt się tym już nie przejmował. Aslan powrócił, co oznaczało, że Narnia została uwolniona od wszelkich wojen i konfliktów. Przeprawiliśmy się na drugą wysepkę wraz z rodzeństwem i Kaspianem, ponieważ morze zniszczyło także i most. Woda sięgała nam kawałek dalej niż do kostek. Idąc na przeciw Aslanowi niewiele nad tym myślałam, wpatrywałam się w niego jak w obrazek i wszystko inne przestało mieć znaczenie. Ocknęłam się dopiero, gdy zatrzymaliśmy się i wszyscy upadliśmy przed nim na kolana.
– Powstańcie Królowe i Królowie Narnii – rzekł Aslan swym aksamitnym, przyprawiającym o przyjemne dreszcze głosem, i tylko trójka z nas wstała.
– Wy również – dodał łagodnie zanim zdążyłam w ogóle pomyśleć, w jakiej to niezręcznej sytuacji się znalazłam, i wtedy, oddychając głęboko, oboje powstaliśmy. Nagle pomiędzy nogami Piotra i Kaspiana przeszły myszy niosąc rannego Ryczypiska na noszach. Łucja od razu padła koło niego i wlała kroplę swojej leczniczej mikstury do pyszczka myszy.
– Dziękuję, Wasza wysokość, dziękuję – powiedział i zeskoczył na nóżki.
– O, chwała Ci Aslanie. To dla mnie wielki zaszczyt móc Ci się... – upadł, a następnie spojrzał do tyłu szukając ogona, którego nie miał. Zaczął się jąkać i przepraszać Aslana. Lew zaśmiał się, gdy pozostałe myszy chciały również obciąć swe ogony, aby niczym nie różniły się od swego wodza. Były mu tak oddane i myślę, że on to na pewno docenia.
– Nie przez wzgląd na twą godność, ale na miłość twych braci – oznajmił Aslan i momentalnie Ryczypisk odzyskał swój ogon. Wszyscy ze śmiechem patrzyliśmy na tą scenę. Ryczypisk był tak zdezorientowany i szczęśliwy, że ciężko mu było wydusić z siebie jakieś podziękowania.
– Dobrze, gdzie ten wielki duchem przyjaciel, o którym tyle słyszałem? – spytał Aslan, a my zwróciliśmy się w stronę Zuchona, który ukrywał się pokornie za nami. Przypomniałam sobie jego słowa wyrażające wielką wiarę i nadzieję w istnienie lwa. No cóż, przekonał się na własne oczy.
Karzeł nieśmiało podszedł bliżej i uklęknął. Lew po chwili ciszy ryknął na niego, a ten aż podskoczył z wrażenia. Była to jego mała przestroga, ale wiedziałam, że Aslan nie był zły, ponieważ na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
– Czy teraz go widzisz? – zapytała Łucja chichocząc. Wtedy ni stąd ni z owąd przypomniałam sobie, jak i ja jeszcze nie tak dawno temu nie wierzyłam w takie bajki, jak gadające zwierzęta czy żywe drzewa. Jak to się w ogóle stało, że tyle we mnie się zmieniło i przede wszystkim dlaczego? Dlaczego trafiłam tutaj zamiast do londyńskiej szkoły, dlaczego udział w tej przygodzie przynależał do mnie, skoro byłam tylko nic nieznaczącą, zwykłą dziewczyną ze zwykłego świata. Bo rodzeństwo Pevensie było wielkimi władcami ze starożytnej przepowiedni, a ja?
– Czy coś się trapi, córko Ewy? – niespodziewanie zapytał Aslan, zupełnie jakby czytając mi w myślach. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a ja zarumieniłam się speszona.
– Od samego początku zastanawiałam się, jakim cudem się tu znalazłam i z jakiego powodu. Narnia jest wyjątkowa i moje przypadkowe przybycie-
– Nic nie dzieje się przypadkowo – przerwał mi Lew uśmiechając się ciepło i delikatnie. Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana. – Los sprzyjał Ci w dniu, gdy tu trafiłaś, a twój udział w bitwie tylko utwierdził mnie w fakcie, że dobrze wybrałem – czy to miało oznaczać, że to on mnie tu sprowadził, w dodatku celowo? Najwyraźniej tak, bo rodzeństwo posłało mi szczęśliwe i dumne spojrzenia. Wiedziałam, że i beze mnie świetnie by sobie poradzili, ale sprawy na pewno potoczyłyby się z deka inaczej. A to robiło dużą różnicę.

 Make Sure Of That, Jenn |  Edmund Pevensie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz