Gdy pokonaliśmy las, wybiegliśmy na niedużą wysepkę, gdzie Telmarowie już przymierzali się do ucieczki przez most. Nie mogliśmy im na to pozwolić. Kiedy jednak coś ich zatrzymało, a wszyscy nagle przestali biec, ledwo wyhamowałam w piasku. Na środku mostu stała Łucja, z uśmiechem na ustach i sztyletem w dłoni. Zbledłam ze strachu o dziewczynkę. Cała trójka jej rodzeństwa również, bo przecież jakie ona miała szanse? Miałam już krzyknąć do niej, gdy zza jej ciała wyłonił się wielki, złoty lew. Dech mi zaparło w piersiach, kolana dosłownie zmiękły, a ja poczułam falę ciepła uderzającą we mnie. To był on – Aslan. Nieświadomych Telmarczyków najwidoczniej nie zraziła obecność lwa i ruszyli przed siebie. Dopiero głośne ryknięcie ich zatrzymało. Miało one w sobie jakąś potężną moc, jednak groźnie zabrzmiało tylko dla osób, dla których miało to być ostrzeżenie. Dla nas i dla Narnijczyków była to zbawienna melodia.
Ciężko powiedzieć, co się po tym stało. Ogromne, pieniste fale zaatakowały żołnierzy od prawej strony formując się w zarys męskiej twarzy. Kim ta osoba była? Można się tylko domyślać, ale razem z jej falami zabrało wszystkich Telmarów, którzy nie zdążyli uciec. Jednak na tych, którym się udało czekała nasza armia na plaży, która zaraz rozmiotła ich w pył. Być może i parę osób zdołało uciec i się uratować, lecz nikt się tym już nie przejmował. Aslan powrócił, co oznaczało, że Narnia została uwolniona od wszelkich wojen i konfliktów. Przeprawiliśmy się na drugą wysepkę wraz z rodzeństwem i Kaspianem, ponieważ morze zniszczyło także i most. Woda sięgała nam kawałek dalej niż do kostek. Idąc na przeciw Aslanowi niewiele nad tym myślałam, wpatrywałam się w niego jak w obrazek i wszystko inne przestało mieć znaczenie. Ocknęłam się dopiero, gdy zatrzymaliśmy się i wszyscy upadliśmy przed nim na kolana.
– Powstańcie Królowe i Królowie Narnii – rzekł Aslan swym aksamitnym, przyprawiającym o przyjemne dreszcze głosem, i tylko trójka z nas wstała.
– Wy również – dodał łagodnie zanim zdążyłam w ogóle pomyśleć, w jakiej to niezręcznej sytuacji się znalazłam, i wtedy, oddychając głęboko, oboje powstaliśmy. Nagle pomiędzy nogami Piotra i Kaspiana przeszły myszy niosąc rannego Ryczypiska na noszach. Łucja od razu padła koło niego i wlała kroplę swojej leczniczej mikstury do pyszczka myszy.
– Dziękuję, Wasza wysokość, dziękuję – powiedział i zeskoczył na nóżki.
– O, chwała Ci Aslanie. To dla mnie wielki zaszczyt móc Ci się... – upadł, a następnie spojrzał do tyłu szukając ogona, którego nie miał. Zaczął się jąkać i przepraszać Aslana. Lew zaśmiał się, gdy pozostałe myszy chciały również obciąć swe ogony, aby niczym nie różniły się od swego wodza. Były mu tak oddane i myślę, że on to na pewno docenia.
– Nie przez wzgląd na twą godność, ale na miłość twych braci – oznajmił Aslan i momentalnie Ryczypisk odzyskał swój ogon. Wszyscy ze śmiechem patrzyliśmy na tą scenę. Ryczypisk był tak zdezorientowany i szczęśliwy, że ciężko mu było wydusić z siebie jakieś podziękowania.
– Dobrze, gdzie ten wielki duchem przyjaciel, o którym tyle słyszałem? – spytał Aslan, a my zwróciliśmy się w stronę Zuchona, który ukrywał się pokornie za nami. Przypomniałam sobie jego słowa wyrażające wielką wiarę i nadzieję w istnienie lwa. No cóż, przekonał się na własne oczy.
Karzeł nieśmiało podszedł bliżej i uklęknął. Lew po chwili ciszy ryknął na niego, a ten aż podskoczył z wrażenia. Była to jego mała przestroga, ale wiedziałam, że Aslan nie był zły, ponieważ na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
– Czy teraz go widzisz? – zapytała Łucja chichocząc. Wtedy ni stąd ni z owąd przypomniałam sobie, jak i ja jeszcze nie tak dawno temu nie wierzyłam w takie bajki, jak gadające zwierzęta czy żywe drzewa. Jak to się w ogóle stało, że tyle we mnie się zmieniło i przede wszystkim dlaczego? Dlaczego trafiłam tutaj zamiast do londyńskiej szkoły, dlaczego udział w tej przygodzie przynależał do mnie, skoro byłam tylko nic nieznaczącą, zwykłą dziewczyną ze zwykłego świata. Bo rodzeństwo Pevensie było wielkimi władcami ze starożytnej przepowiedni, a ja?
– Czy coś się trapi, córko Ewy? – niespodziewanie zapytał Aslan, zupełnie jakby czytając mi w myślach. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie, a ja zarumieniłam się speszona.
– Od samego początku zastanawiałam się, jakim cudem się tu znalazłam i z jakiego powodu. Narnia jest wyjątkowa i moje przypadkowe przybycie-
– Nic nie dzieje się przypadkowo – przerwał mi Lew uśmiechając się ciepło i delikatnie. Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana. – Los sprzyjał Ci w dniu, gdy tu trafiłaś, a twój udział w bitwie tylko utwierdził mnie w fakcie, że dobrze wybrałem – czy to miało oznaczać, że to on mnie tu sprowadził, w dodatku celowo? Najwyraźniej tak, bo rodzeństwo posłało mi szczęśliwe i dumne spojrzenia. Wiedziałam, że i beze mnie świetnie by sobie poradzili, ale sprawy na pewno potoczyłyby się z deka inaczej. A to robiło dużą różnicę.
CZYTASZ
Make Sure Of That, Jenn | Edmund Pevensie
RandomJenna* jak dotąd prowadziła swoje szare, nużące życie nie różniące się niczym od innych ludzi. 'Jak dotąd' ponieważ właśnie nieświadomie przeniosła się do innego świata, w którym wszystko funkcjonuje w zupełnie inny sposób. Dziewczyna będzie musiała...