Był dzień przed moim ślubem. Jutro miałam poznać, kim tak na prawdę jest wybranek mojej matki. Wstałam wcześnie rano przebrałam się i jak zwykle o tej porze poszłam do swojej pracy. Poszłam do pomieszczenia, w którym trzymane są wszystkie mopy i wiadra. Kiedy stamtąd wyszłam zobaczyłam galeony - ciężko uzbrojone statki Hiszpanów. Już drugi raz w tym roku na nas napadają. Kiedy korsarze zaczęli wychodzić z okrętu zrobiło się dość nieprzyjemnie. Na szczęście wiedziałam co trzeba zrobić w takiej sytuacji - prędko pobiegłam do najbliższego schronienia - budki na mopy i inne rzeczy do mycia pokładu. Kiedy już się tam znalazłam pozostawało mi tylko mieć nadzieję, aby tu nie weszli. Słychać było tylko ciche, ale szybkie bicie mojego serca oraz odgłosy szabli, armat i zawalających się budynków.
- Pomocy!!! - krzyknął chyba jakiś mężczyzna, ale nie jestem do końca pewna.
Siedziałam w ciszy i bezruchu już dobre dwadzieścia minut. Oblężenie nadal nie ustawało, lecz stało się cichsze - chyba przedarli się do miasta. Uchyliłam lekko drzwi od pomieszczenia - nikogo tam nie zauważyłam, więc postanowiłam wyjść. W razie czegoś miałam stary, ale nadal dość ostry nożyk - pamiątkę po moim ojcu - to jedyna rzecz, którą przez cały czas nosiłam przy sobie. Wyjęłam go z kieszeni moich trochę już zmasakrowanych szarych spodni i wyszłam na zewnątrz. W oddali, na linii horyzontu zauważyłam kolejny ogromny statek - różnił się tylko flagą. Postanowiłam jednak uciekać. Pobiegłam schodami w górę, a następnie skierowałam się w prawo - na szczęście mieszkałam niedaleko - może Hiszpanie tam jeszcze nie dotarli. Wtedy nie myślałam o niebezpieczeństwie jakie może czyhać za rogiem - chciałam za wszelką cenę uratować moją matkę. Może i doprowadzała mnie często do szału, ale to jedyna bliska mi osoba. Kiedy już skręciłam w uliczkę, na której mieszkałam zobaczyłam jak żołnierze Hiszpańscy wynoszą moją matkę z domu.
- Córeczko, kocham cię!!! - krzyknęła moja matka. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
- Ja ciebie też mamusiu...! - odkrzyknęłam.
- Zobacz! Niezła kobieta! Przyda się dla naszego kapitana! Złapać ją! Ale już!- krzyknął jeden z żołnierzy.
Trójka Hiszpanów rzuciła się na mnie. Próbowałam dźgnąć ich nożem, ale na próżno. Związali mi ręce i zawlekli mnie do portu. Przy brzegu stała szalupa. Nie pamiętam żeby tutaj wcześniej stała. Kiedy miałam już być wnoszona na statek, ktoś nas zaatakował, żołnierze wypuścili mnie z uścisków, lecz moje ręce nadal były skrepowane. Wpadłam do wody. Tonęłam. Jedyne co pamiętam to czyjś kojący, znajomy głos i silny, męski dotyk na mojej talii.
***********************************************************************
Przepraszam, że rozdział taki krótki. Mam nadzieję, że ta opowieść wam się spodoba ;)
CZYTASZ
Pirat
Teen FictionNazywam się Rosalie Wooderly. Od zaginięcia mojego ojca - dowódcy floty angielskiej - minął równo rok. Gdyby nie rozkaz królowej, w którym jasno dała do zrozumienia, że Hiszpanie muszą zapłacić za to co zrobili naszemu państwu, na pewno spędziłabym...