Kol..
Wybiegłem z domu Sami nie zwracając uwagi na krzyczącą za mną Luci.
Edłaro był wkurwiony do szpiku kości. Wolałem nawet nie myśleć co zrobi Sami.
W głowie rozbrzmiewało mi echo jego słów "W samochodzie masz niespodzianke ode mnie".
Bałem się jak cholera nawet zbiżyć do samochodu i to wszystko przez to że przespałem się z jego dziewczyną- chore.! Ale w sumie to mu się nie dziwie laska była zalana w trupa. KIedy chciałem ją posiąść opierała mi się no ale coż... mi było przyjemnie. Zbliżyłem się do srebnej Hondy i uważnie obserwowałem auto. Gdy stwierdziłem, że nic nie ma zagrażającego mojemu bezpieczeństwu wszedłem do środa.
A jednak było nie zagrażło mi ale ... do lusterka wisiał przmocowany mały czarny kościotrup. Przestraszyłem się ... wyjadę z miasta... wyjadę ... wróce za pare miesięcy... Te myśli nie wychodziły mi z głowy. Odpaliłem silnik i z piskiem opon wyjechałem z rezydencji.
Edłardo...
Sami płakała a ja wiedziałem dlaczego. Nie powinienem był jej uderzać w policzek ale mnei poniosło. Po chwili usłyszałem dźwięk mojego telefonu na ekaranie pojawiła się wiadomość od Jerremiego "Ptaszek wyleciał z klatki" . Chciałem przeprosić Sami ale nie...zasłużyła sobie.
-Musze już iść. Pa kochanie. - Nie chciała mnie pocałować ale przyciągnąłem ją do siebie... mimo, że jej twarz ściągneła się z bólu.. Wpiłem się w jej usta... po dłuższej chwili odwzajemniła pocałunek. Odsunąłem się od niej gwałtowniej, miałem ochotę na coś więcej ale nie teraz... w nocy.. pomyślałem... po załatwionej robocie. Wybiegłem z domu na wariata i wskoczyłem prosto do mojego BMW. Włączyłem GPS zainstalowanego w małym podarunku dla Kola i zaśmiałem się w duchu... Jak ja uwielbiam te zabawki i nową technologię.! Kol wyjeżdżał z miasta co za mięczak.! Goniłem go przez całą drogę po chwili dołączyło do mnie dwóch motocyklistów. Czarną R1 jechał Jerr... a czerwoną Simon. Srebna Hona była mały kawałeczek przed nami. Jerr dał znak, że on zatrzymuje samochód.
Kol...
Spojrzałem w lusterko i... KURWA ! Jechało za mną czarne BMW a obok niego dwóch motoyklistów. Wiedziałem, że źle się do dla mnie skończy zacząłem panikować. Sięgnąłem po telefon i za przypływem impulsu zadzwoniłem na policje. Podając swoje dane i wyjaśniąc sytuacje jechałem coraz szybciej. Czułem, że się ze mną bawili. Po chwili dwóch motocyklistów ruszyło przodem. Wjechałem w las. Zbliżali się coraz bardziej i bardziej. Jeden wyciągnął pistolet i szczelił w opony. Drugi natomiast zaczął celować mi w głowę. Schyliłem się i uniknąłem pocisku. Ale co z tego skoro poczułem tylko mocne uderzenie. Samochód stanął. Kopnąłem drzwi które się otwarły. Czołgając ledwo co wyszedłem z auta a złapały mnie silne dłonie. Lustrując zamazanym wzrokiem ogarniający mnie teren stwierdziłem, że wjechałem w drzewo. Trzymali mnie motocykliści. Rozpoznałem ich. Przyjaciele i dilerzy Edłarda. Czarne BMW się zatrzymało koło nas. Wysiadł z niego Edi. Założył ciemne skórzane rękawiczki.
-Puście go. Sam to załatwię. A może zechce mi oddać.? - Zaśmiał sie pod nosem. W chwili kiedy puściły mnie dwie pary rąk poczułem uderzenie z pięści w brzuch. Było tak mocne, że zwinąłem się w kulkę i upadłem na kolana. Następnie była seria uderzeń i kopniaków. Czułem tylko rozpierający ból. Na pewno miałem coś połamane. Nie myślałem o niczym ważniejszym chciałem tylko przestać czuć. Kiedy dostałem z buta w nos i zalałem się krwią, nie umiałem oddychać, zacząłem się dusić. Wtedy przyszła do mojej głowy ta przerażająca myśl "Przecież ja umrę.! " Wszystko we mnie krzyczało "Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje" spojrzałem na mojego przśladowce, jego oczy patrzyły na mnie z lodowatą furią. W dłoniach miał pistolet skierowany na moje czoło. Wypowiedziałem słowa na głos : "przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie..." Usłyszałem strzał... po chwili nie było już nic.
Edi...
- przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie...- strzeliłem.
- Tak i na ziemi - dokończyłem.
Usłyszleliśmy syreny policyjne. Spojrzałem na Jerra pytającym wzrokiem na co on odpowiedział tym samym. Simon również nie wiedział co się dzieje. Nie było czasu pozbywac się ciała ani samochodu. Wszyscy tróje uciekliśmy z miejsca wypadku wiedząc, że nikt tego nie widział a śladów nie zostawiliśmy.