Rozdział 12

70 6 4
                                    

Gdy Charles opatrzył moją ranę, wszyscy z racji, że było już bardzo późno, powędrowali do swoich łóżek. W salonie zostaliśmy tylko ja i Raphael. Obydwoje wpatrywaliśmy się w pomarańczowe płomienie syczące w kominku.

Mimo iż moje ciało zdawało się spać, mózg nadal pracował na pełnych obrotach. Zastanawiałam się nad słowami Alex'a. Okazało się, że chłopiec wbrew pozorom nadal rozpaczał po stracie starszej siostry.

-Powinnaś iść już spać. Oczy ci się zamykają-powiedział nagle Raphael.

-Naprawdę?-wymamrotałam. Tak byłam pochłonięta swoimi myślami, że nie zwróciłam większej uwagi na swoje zmęczenie.

-Dlaczego nie wyprawiliśmy Emily pogrzebu?-spytałam nagle i skrzywiłam się na swoje własne słowa. Raphael spojrzał na mnie zdezorientowany, wziął głęboki wdech i w końcu odparł:

-Ponieważ była zdrajcą, przestępcą. Prawo zakazuje walk między gatunkami. Nie zasługiwała na...

-Na jej miejscu też bym tak zrobiła. Chciałabym zemsty.

-Teraz tak mówisz, ale jeśli...

-Teraz też jej chcę.

-Co? Katherine... myślałem, że chcesz przywrócić rodzinę do życia.

-Bo tak jest. Jednak nie mogę znieść myśli, że gdzieś po tej ziemi stąpają ścierwa, które doprowadziły do tej tragedii.

Chłopak tylko mierzył mnie wzrokiem, najwyraźniej nie mogąc nic z siebie wydusić.

-Jednak chcieć to nie móc-uśmiechnęłam się smutno.-Nie jest możliwe, żeby ich znaleźć, a nie będę mścić się na całym gatunku.

Prychnęłam.

-Inaczej głowy Nathaniela i Jeremy'ego służyłyby mi już jako breloczki do kluczy, a Charles wisiałby w moim pokoju jako trofeum.

Raphael zacisnął usta w wąską linię i pogłaskał mnie po głowie, jednocześnie pochylając się i całując mnie w czoło. Pod dotykiem chłopaka cała drżałam i ani się nie obejrzałam, a już zapadłam w głęboki sen.

***

Obudziłam się w swoim pokoju, tulona do piersi przez Raphaela, który od czasu do czasu słodko pochrapywał. Zaśmiałam się pod nosem, po czym podniosłam się z łóżka tak cicho, jak tylko umiałam. Podłoga zaskrzypiała mi pod stopami, jednak na szczęście chłopak tylko poruszył się niespokojnie, przewrócił na drugi bok i zaczął dalej chrapać. Ponownie zachichotałam i ruszyłam do szafy, by wybrać ubrania. Biorąc do ręki szare rurki i białą bluzkę, wyszłam z sypialni i ruszyłam w kierunku łazienek.

Już po paru minutach stałam przed lekko zaparowanym lustrem w samej bieliźnie i wpatrywałam się w zabandażowany brzuch. Westchnęłam ciężko, zamknęłam oczy i przywołałam swoje moce. Po chwili gdy uniosłam powieki, ujrzałam kręcące się wokół mnie cienie. Nakierowałam je na zranione miejsce i spróbowałam wyleczyć ranę. Niestety bez skutku. Zdziwiona spojrzałam na macki cieni, po czym znowu na swoje odbicie w lustrze i spróbowałam jeszcze raz. Z tym samym efektem albo raczej jego brakiem. Zrezygnowana odwołałam moce. Zastanawiałam się dlaczego nie mogłam się uleczyć. Czy była to sprawka podrzędnego demona? Czy może po prostu byłam zbyt słaba? Niestety nie znałam odpowiedzi na te pytania.

Ponownie ciężko westchnęłam i zaczęłam się ubierać. Po umyciu twarzy i rozczesaniu długich, białych włosów wróciłam do swojego pokoju. Rafael nadal znajdował się w krainie snów, a ja nie mając lepszego zajęcia, udałam się do kuchni by zaspokoić głód, który już od dłuższego czasu dawał o sobie znać. Niestety nie dane było mi w spokoju dokończyć swoich płatków zbożowych, ponieważ po paru minutach panna Marveaux przybyła zaparzyć sobie ulubioną herbatę. Nie poruszała się tak dostojnie jak zazwyczaj i uporczywie unikała mojego wzroku.

Czarne przeznaczenie: Wśród cieni księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz