5.

668 69 6
                                    

- Nie mogę zasnąć, chodź do mnie... - powiedział, a ja przez chwilę osłupiałem bez słów. Nie wiedziałem co powiedzieć. Mój szef właśnie zaprosił mnie do spania razem.
- No chodź, obu będzie nam lepiej - dodał po chwili, a ja się podniosłem i zszedłem z łóżka. Poklepał mnie po głowie. Dziwnie się czułem, chociaż z jednej strony wciąż nie potrafiłem odmówić, bo przecież kto by odmówił takiemu facetowi. Odwrócił się, a ja podążyłem za nim.
Weszliśmy do jego sypialni. Było ciemno, więc ledwo co doczłapałem się do łóżka. Położyłem się płasko na plecach po prawej stronie i poczułem jak łózko ugina się pode mną. Po chwili umięśnione ramię Jonesa było już na mnie. W tym momencie odwróciłem się do niego plecami. Nie chciałem, żeby sobie pomyślał, że może jestem chętny czy coś. Zaraz po tym, jak się odwróciłem, Jones zdążył mnie "załyżkować", a przez to mam na myśli, że moje dolne, tylne części były dokładnie nad jego dolnymi, przednimi częściami. Oczywiście było to bardzo niekomfortowo przyjemne. Z jednej strony facet snów własnie leży z tobą w łóżku, a z drugiej jeśli dostanę erekcji nie będzie miło. Jeszcze sobie pomyśli, że jakiś niewyżyty jestem i wywali mnie na zbity pysk. Swoją droga była już druga w nocy, a przeważnie już śpię o tej porze, więc po prostu postaram się zasnąć.
Rano, gdy się zbudziłem ze snu, co w sumie było trudne, bo to łóżko było prześwietne... Wracając, gdy się obudziłem, na moich dolnych częściach poczułem coś, co niezbyt chciałem tam czuć. Z podekscytowania i strachu zrzuciłem się z łózka, w miarę realnie, by wyglądało to tak jakbym spadł podczas snu. Bolało lecz było warto. Jones się obudził i spojrzał na mnie zabójczo, zmęczonym wzrokiem.
- Dlaczego mnie budzisz...? - Pytanie dotarło do moich uszu, po czym przeszły mnie ciarki, a moje serce prawie stanęło, bo chyba właśnie w tym momencie ponownie obudziłem tego złego Jonesa Clarka. Już widziałem, jak cały dzień się do mnie nie odzywa i traktuje jak zwykłą pokojówkę. Przeprosiłem go szybko, drapiąc się nerwowo po głowie. Odpowiedział mi, że nic się nie stało. Ulżyło mi trochę, jak zobaczyłem uśmiech. Ten głupi, sztuczny uśmiech, ale przynajmniej wiedziałem, że nie chce mnie zabić.
- Co byś chciał zjeść dzisiaj na śniadanie? - zapytałem go, wstając z podłogi.
- Z chęcią wypiję kawę i zjem tosty z serem.
- Dobrze, pójdę się ubrać i je przygotuję.
Wyszedłem z pokoju, kierując się do swojego naprzeciwko. Wszedłem, zamknąłem drzwi na klucz i odetchnąłem. "Było blisko, a jeszcze by mnie tam przeleciał" pomyślałem i przez chwilę się zastanowiłem.
- On przecież jest z żoną w separacji i ma córkę, kto taki poleciałby na chłopca... - Klepnąłem się w czoło. Podszedłem do komody i wyjąłem z niej spodnie, i zwykły ciemny t-shirt. Włożyłem je na siebie prędko i wylazłem z pokoju, by przygotować śniadanie. Zbiegłem ze schodów, po czym wparowałem do kuchni. Gdy tylko to zrobiłem, na całym swoim ciele poczułem wzrok. Spojrzałem za siebie i spostrzegłem mojego szefa siedzącego w bokserkach z Calvina Kleina na krześle przy stole. Niezbyt się cieszyłem, że zobaczyłem go teraz, ponieważ nie mam jak uspokoić siebie i swojego kolegi, który na szczęście wciąż leżał w jednej pozycji. Odwróciłem się równie szybko i zabrałem za robienie jedzenia. Wstawiłem wodę na kawę, oraz tosty do tostera. Po jakichś dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Postawiłem śniadanie przed Jonesem na stole i usiadłem naprzeciw.
- A ty nie jesz? - zapytał mnie, unosząc lewą brew i biorąc gryza tosta z serem.
- Przywykłem do niejedzenia rano, przez szkołę nie mam czasu, a jeszcze wcześniej niż się budzę, nie mogę się budzić - odparłem, wzruszając ramionami.
- To o której ty wstajesz, kolego? - zapytał, kładąc łokieć na stole, po czym oparł głowę o swoja dłoń.
- O piątej trzydzieści - odpowiedziałem, przeczesując włosy i wzdychając - Ciężko  jest, ale do szkoły muszę chodzić.
- To dlatego codziennie tak wcześnie wstajesz... Zastanawiało mnie to - powiedział i wstał od stołu. Przejechał po nim ręka, zmiatając okruchy i zebrał wszystko, kładąc naczynia do zlewu. W tym samym momencie telefon Jonesa zawibrował, wydając charakterystyczny dźwięk. Chwycił urządzenie i przejechał po nim kilka razy kciukiem.
- Oho... - powiedział niepewnym tonem. - Dostałem cynka od brata, że moja kochana żoneczka będzie dzisiaj na plaży niedaleko. A wiesz co to oznacza? - zapytał retorycznie, unosząc brew. - Jedziemy na plażę.
- A-ale jak to? Skąd wiesz, że to prawda? Skąd on może wiedzieć? - zadałem serię pytań zmartwionym głosem.
- Mój brat i jego żona Beth jadą z nimi, a on wie, ponieważ Beth jest dobrą przyjaciółka mojej żony - wytłumaczył mi. - Znamy się od studiów. Może gdybym poślubił ją, to nie byłoby tego co dzisiaj... - W tym momencie flaki mi się poprzewracały i dopadła mnie lekka zazdrość. - No ale, nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu poznałem ciebie. - Te słowa powstrzymały mnie przed wyjściem i spowodowały, że na mojej twarzy zaczął pojawiać się mocny rumieniec. - No dalej, leć i zabierz jakieś potrzebne rzeczy dla siebie i jeśli możesz, to mnie też spakuj, mam coś do załatwienia. - Odszedł od blatu i przeszedł szybko przez pokój, po czym zniknął za rogiem. Usłyszałem tylko wbieganie na górę, nie zdążyłem nawet przytaknąć.
Podszedłem do zlewu i zacząłem zmywać to, co w nim było. Szybko posprzątałem i także skierowałem się na piętro, by spakować rzeczy. Przeszedłem cichym korytarzem, zastanawiając się gdzie wcięło mojego szefa. Najpierw oczywiście poszedłem do siebie, by zabrać moją małą podręczną torbę. Po spakowaniu moich kąpielówek i ręcznika, poszedłem do sypialni Jonesa. Wiedziałem gdzie ma garderobę, bo nie dało się jej nie zauważyć. Były to sięgające sufitu odsuwane drzwi zakryte ogromnym lustrem. Wszedłem tam po cichu i zacząłem rozglądać się za jakimiś rzeczami nad wodę. Zajęło mi to koło pięciu minut, bo nie łatwo było się połapać co gdzie jest wśród tych wszystkich wieszaków i innych pierdół. Ubrania nad wodę wisiały  na malutkich wieszaczkach zaraz nad półką z butami, która była mojej wysokości i szerokości, a więc tak trochę niemożliwa dla mnie do zdobycia. Wyszedłem z garderoby w poszukiwaniu czegoś wysokiego. W kącie zaraz obok wejścia dostrzegłem białą pufę. Taką otwieraną, która prawdopodobnie mogłaby mi pomóc, więc jej użyłem. Przesunąłem ją do szafy, bo niestety nie mogłem jej podnieść, bo była zbyt ciężka. Zauważyłem, że jest otwierana, więc nie chcąć byćwścibskim, nie otworzyłem jej, by zobaczyć co tam jest. Wracając, gdy stanąłem na pufę, z łatwością udało mi się dosięgnąć do stroi kąpielowych mojego szefa. Wszystkie były ślicznie powieszone na malutkich wieszakach, więc nie musiałem się martwić, że wezmę jakieś za małe, lub takie, których nie da się nosić na plaży. Zdjąłem z wieszaka kąpielówki wyglądające jak bokserki i zrzuciłem je na podłogę. Za strojami zauważyłem parę japonek, więc postanowiłem je zabrać. Niestety stały one na samym końcu zaraz przy ścianie, więc ciężko było je dosięgnąć. Stanąłem na palcach i w tym samym momencie mój bardzo zabawny szef postanowił mnie wystraszyć.  Tak jak znałem swoje szczęście, nie wylądowałem na ziemi lecz w ramionach mojego szefa.
- Nic ci nie jest? - zapytał, bardziej zaciekawiony niż zmartwiony. W tym momencie otworzyłem oczy i ogarnąłem gdzie jestem. Właśnie wisiałem przerzucony przez ramię mojego szefa i to oczywiście tyłkiem do przodu.
- Żyję, ale nie wiem jak długo potrwa to życie, jeśli zrobisz tak jeszcze raz... - odparłem, po czym odetchnąłem, spuszczając głowę w dół. Jones odstawił mnie na ziemię, a ja przetarłem twarz dłonią, by się uspokoić. - Wiesz, nie dość, że dostałem ataku serca przez to głupie "bu" - zaakcentowałem to, wykonując palcami cudzysłów - to jeszcze spadłem z tej pufy. Masz szczęście, że mnie złapałeś, bo wtedy miałbyś lekki problem z tym, gdzie schować ciało! - Cicho parsknęliśmy śmiechem, patrząc sobie w oczy. Po chwili potrząsnąłem głową, by się obudzić, a on zaczął się znowu śmiać.
- Takie mam piękne oczy, że aż cię zahipnotyzowały? - zapytał, wykonując dziwny ruch brwiami i unosząc kąciki ust, przez co jego urocze dołeczki się pokazały.
- N-nie... ja tylko... - zacząłem się denerwować jak głupek. - Wezmę się lepiej za pakowanie... - powiedziawszy, odwróciłem się i schyliłem po te głupie klapki, które upuściłem, gdy upadałem. Zebrałem lewego oraz kąpielówki, które leżały na ziemi. Odwróciłem się wciąż kucając i ponownie ujrzałem te piękne, magnetyzujące, brązowe oczy. Tym razem patrzyłem na nie dłużej. Czułem, jak moja twarz cała się rumieni, a na moich ustach spoczywają inne usta. Brązowe oczy momentalnie zniknęły, a jedyną rzeczą, którą mogłem widzieć, była ciemność. Na swojej twarzy poczułem dużą, męską dłoń.
~~~~~~~~
No i mamy długo wyczekiwany moment! Widocznie słuchanie Lany Del Rey pobudza we mnie romantyka. Rozdział trochę krótki, wiem, ale nie martwcie się. Rozdziały są krótkie, ponieważ wtedy opowiadanie skończyłoby się za szybko, a mam nadzieje, że tego nie chcecie, haha. Z resztą, mam dla was parę niespodzianek, gdy opowiadanie dobiegnie końca. No, koniec mojego gadania. Wierzę, że rozdział Wam się podobał i zostawicie po sobie miły komentarz. To do następnego! C:

I don't really care about you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz