2.

958 89 2
                                    

   Clark objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Mocno przytulił oraz spojrzał w oczy, a w momencie, gdy byliśmy wystarczająco blisko siebie, by złączyć się ustami, wszystko zniknęło razem z dźwiękiem mojego jebanego budzika. Otworzyłem szeroko oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu, lekko dysząc. Przetarłem oczy i ziewnąłem. Gdy już wstałem, lekko się chwiejąc, podszedłem do okna i odsłoniłem zasłonki, wpuszczając słońce do środka. Przymrużyłem oczy, gdy fala światła słonecznego uderzyła mnie prosto w twarz, przy okazji nieco rozbudzając. Ponownie podlazłem do łóżka, chwyciłem swój telefon, który wskazywał na godzinę dziesiątą rano.
    - Ładny dzionek mamy, oby ta mała go nie zepsuła...
    Stałem jeszcze chwilę w oknie, po czym podszedłem do torby leżącej na komodzie i wyciągnąłem czysta bieliznę, zwężane dresy i szarą bluzę z kapturem. Zabrałem wszystko do łazienki. Zaczynałem już zdejmować swoją piżamę, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
    - Tony, jesteś tam? - zapytał Clark zdenerwowanym głosem. - Wychodzę za minutę, więc jak możesz to bądź gotów zaraz, chce zapoznać cię z moją córeczką.
    - D-dobrze, proszę pana! - krzyknąłem lekko poddenerwowany, nie wiedząc, czy mężczyzna już poszedł. - Szlag, nie mam za bardzo czasu na prysznic teraz, no, ale trudno...
    Kompletnie zdjąłem swój strój do spania i wlazłem pod prysznic. Odkręciłem wodę i szybko obmyłem całe ciało odrobiną mydła i wodą. Wyszedłem równie prędko, wytarłem się białym ręcznikiem i zacząłem się ubierać. Jak przystało na osobę spiesząca się, prawie się wywaliłem gdy próbowałem założyć majtki, a potem włożyłem bluzę tył do przodu. Gdy byłem już gotów, wyszedłem z łazienki, rzucając brudne ubrania na łóżko. Wybiegłem z pokoju i powędrowałem schodami na dół, gdzie spotkałem zakłopotanego Jonesa, który próbował zawiązać krawat, przy dużym lustrze w przedpokoju.
    - Potrzebuje pan pomocy? - zapytałem nieśmiało.
    - Tak, zaraz spalę ten krawat w piecu. - Mężczyzna gwałtownie go puścił i złapał się za głowę.
Podszedłem do pracodawcy i w ciągu trzydziestu sekund jego krawat był gotowy. Odsunąłem się od niego i uśmiechnąłem.
    - Proszę, i nie ma za co - powiedziałem.
    - Mhm - przytaknął. - Victoria! - zawołał swoją córkę.
    Słysząc po chwili głośne stąpanie nagich stop po płytkach, spojrzał na mnie, mierząc mnie wzrokiem.
    - Jutro ubierz się w coś porządniejszego... - dodał, na co kiwnąłem głową.
    Gdy mała osóbka weszła, uśmiech wymalował się na jego twarzy. Obok Jonesa stanęła drobna blondynka, ubrana w białą falbankową sukienkę, pudrowo-różowe rajstopy, a we włosach miała opaskę z białym kwiatkiem. Sięgała swojemu tacie do kolana. Widząc mnie, schowała się za Clarkiem i zrobiła smutną minę.
    - Przywitaj się z Tonym. - Jones uśmiechnął się do niej, tym razem szczerze i złapał ją za rączkę.
    - Dzień dobry - powiedziała zawstydzona dziewczynka.
    - Witaj. - Przykucnąłem, uśmiechając się do niej szeroko.
    - Tatuś jedzie do pracy i wróci za niedługo. Do tego czasu zajmie się tobą Tony - rzekł Clerk, po czym podniósł małą na ręce, wciąż szczerze się uśmiechając.
    - Nie jedź! - Blondynka rzuciła się tacie na szyję i mocno go ścisnęła, po czym kilka łez poleciało z jej niebieskich oczek.
    - Hej, mała - powiedział. - Będę w domu jak najszybciej się da. - Mocno przytulił dziewczynkę, stawiając ją na ziemi. - Bądź grzeczna... I ty też.
    Gdy spojrzał się na mnie, uśmiech nagle zniknął z jego twarzy. Stanął na równe nogi i nie patrząc na płacząca córkę, szybko wyszedł z domu.
Podszedłem do małej wciąż kucając i rzekłem:
    - Jadłaś już śniadanie? - Blondynka tylko pokiwała głową. - Nie? Więc na pewno jesteś głodna. - Chwyciłem smutna dziewczynkę za dłoń i skierowaliśmy się do kuchni.
    - Chcę parówki - poprosiła cichym głosem, patrząc jak otwieram lodówkę.
    - Same parówki?! - zapytałem pretensjonalnie, robiąc zabawny wyraz twarzy. - Nieee - przeciągnąłem. - Zrobimy coś więcej do tego.
    Wziąłem smutną dziewczynkę na ręce i posadziłem na czarnym krześle przy stole skierowanym w moją stronę. Victoria obserwowała każdy mój ruch, gdy właśnie przygotowywałem dla niej posiłek. Co chwilę wyciągałem inne składniki z lodówki oraz ze smolistych szafek i kładłem na białe blaty. Gdy z tostera wyskoczyły podpieczone kromki chleba, jajko i smażone parówki były już gotowe. Zrzuciłem to wszystko na biały porcelanowy talerz. Posypałem szczyptą soli i postawiłem na stole z ciemnego szkła przed dzieckiem.
    - Oto moje specjalne śniadanie, robię takie tylko wyjątkowym osobom. I nie, nie kłamię. - Uśmiechnąłem się i pogłaskałem jej miękkie włosy.
Victoria złapała widelec i nabiła parówkę, po czym ugryzła i zaczęła powoli przeżuwać. Po chwili przyglądaniu się mi, dziewczynka zapytała:
    - Ile masz lat?
    - Szesnaście w tym roku - odpowiedziałem jej z ciepłym uśmiechem na twarzy, po czym usiadłem naprzeciw niej i oparłem łokcie o blat stołu.
    - A ile to sesnaście? - zapytała sepleniąc, co wywołało większy uśmiech na mojej twarzy.
    - Dziesięć dodać sześć - wytłumaczyłem powoli.
    - Dziesięć... - Puściła swój w połowie plastikowy widelec i zaczęła powoli liczyć na palcach. -...Seść.. - Ponownie zaczęła liczyć, tym razem tylko do sześciu.
    - Spójrz, ile to dziesięć? - zapytałem, a gdy Victoria pokazała mi jej rozłożone dłonie, dołączyłem do niej swoje dwie, pokazując liczbę sześć. - Teraz policzymy razem, ty zacznij.
    - Jeden, dwa, tsy... - Liczyła każdy palec po kolei z bardzo skupioną miną i zmarszczonymi brwiami. - Ctery, pięc, seść, siedem, osiem, dziewięć, diesięc... - zatrzymała się, nie wiedząc co przychodzi po dziesiątce.
    - ...Jedenaście, dwanaście, trzynaście - pomogłem jej dalej liczyć - czternaście, piętnaście i szesnaście! - podniosłem głos z entuzjazmem.
Opuściliśmy razem dłonie, po czym przybiłem z nią piątkę.
    - Brawo, mała. Teraz kończ jedzenie i spadamy coś porobić.
    Po moich wypowiedzianych słowach, pięciolatka odepchnęła talerz i pokiwała głową, że już więcej nic nie zje. Na talerzu zostało pół jajka i spalony kawałek grzanki.
    - No, przynajmniej parówki zjadłaś - skomentowałem, wstając i odkładając talerz obok zlewu.
Oboje przeszliśmy przez przedpokój kierując się do salonu, w którym o dziwo jeszcze nie byłem. Był to ogromny pokój. Ciemna czerwień na ścianach idealnie pasowała do kanapy i foteli z ciemnawej, brązowej skóry, a wykuszowe okna zakryte były aksamitnymi zasłonami w kolorze czereśni.
    Mała usiadła na kanapie, uprzednio chwytając kartkę papieru i kilka kolorowych kredek, które leżały na drewnianym, kruczoczarnym stoliku do kawy.
    - Lysuj! - krzyknęła podekscytowana.
    Usiadłem obok niej, wziąłem kartkę, czarna kredkę i zacząłem rysować. Po kilku minutach oddałem jej papier z jej portretem.
    - Umiem lepiej! - podniosła ponownie głos i zabrała mi kredkę, na co roześmiałem się i zacząłem przyglądać, jak dziewczynka rysuje niedokładne kształty.
    - To bardzo ładne... - Ugryzłem się w język, przed zapytaniem co przedstawia obrazek.
    - Wiem - powiedziała i wybuchnęła śmiechem, przechwalając się.
    Ponownie wstała z kanapy i gdzieś pobiegła. Słysząc chodzenie po schodach, szybko podszedłem sprawdzić co robi. Jednak zanim znalazłem się przy schodach, dziewczynka zdążyła już z nich schodzić. Mało tego, w dłoniach trzymała dwie lalki Barbie.
Gdy Victoria podeszła do mnie, wręczyła mi jedna z zabawek i złapała za dłoń, prowadząc do salonu.
    - Usiądź tu - rozkazała, wskazując lewy róg czarnego, włochatego dywanu.
    Usiadłem na wskazane miejsce, a pięciolatka usadowiła się naprzeciw mnie i zaczęła bawić się kukiełką, robiąc nią różne akrobacje. Wiedziałem dokładnie co mam robić, bo sam kiedyś miałem kilka lalek. Dołączyłem do niej, wykonując podobne czynności.
    Po około półgodzinnej zabawie, Victoria wyglądała na znudzoną, więc wstała i pobiegła do kuchni. Oczywiście zrobiłem to samo. W kuchni spotkałem dziewczynkę grzebiącą w jednej z szuflad obok zlewu.
    - Czego szukasz? - zapytałem spokojnie, podchodząc do niej. Kucnąłem przy szufladzie, po czym odskoczyłem, gdy pięciolatka wyciągnęła karton z serii "Zrób to sam..." ze zdjęciem czekoladowych babeczek.
    - Zróbmy je! - wrzasnęła, wciąż trzymając pudełko przed moją twarzą. Chwyciłem je i zrobiłem przerażoną minę, ponieważ sam niezbyt potrafię zagotować wodę.
    - A może poczekamy, aż twój tatuś wróci? - rzuciłem ze spanikowanym uśmiechem, gdyż nie chciałem podpalić tego pięknego domu w pierwszy dzień tutaj.
    - Tatuś mówił, że zrobi je ze mną, ale chyba zapomniał... - Mała Victoria natychmiastowo posmutniała i opuściła głowę razem z pudełkiem, które wylądowało obok niej.
    - Hej, hej, hej! - Podniosłem wesoło głos, razem z pudełkiem. - Dobrze, zrobimy je... - zgodziłem się, by dziewczynka nie była smutna.
Victoria szybko rozpromieniała i równie prędko zabrała mi karton i zaczęła śledzić tekst na tylnej okładce, udając, że idealnie go rozumie. Zachichotałem i zabrałem jej pudełko, wesoło podskakując, na co dziewczynka zareagowała głośnym rechotem.
    - Więc tak, potrzebujemy paru rzeczy, a ja nie mam pojęcia gdzie mogą być... - oznajmiłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
    Po dokładnym przeczytaniu przepisu, podbiegłem do kilku szafek i szuflad. Wyciągnąłem potrzebne przedmioty. Dokładnie tak jak na opakowaniu: wsypałem mąkę, wlałem mleko, dodałem jajka i wsypałem trochę proszku do pieczenia do miski, wymieszałem i rozłożyłem w foremkach, które Victoria rozłożyła na blacie, stojąc na swoim małym stoliku, który pomagał jej dosięgnąć do blatu.
    - Dobra, teraz musimy ustawić piekarnik. - Spojrzałem na urządzenie i znieruchomiałem na moment.
    Był to piekarnik najnowszej generacji z, którym nigdy nie miałem do czynienia. W domu mam jakiś stary gruchot, który ledwo co przypieka pizzę z zamrażarki. Przyjrzałem się mu dokładniej. Po kilku minutach rozpracowałem jak działa i ustawiłem go na daną temperaturę, po czym wstawiłem tacę z kolorowymi foremkami z jeszcze surowym ciastem czekoladowym. Po wsadzeniu słodyczy piekarnika, razem z Victorią usiedliśmy przy stole.
    - Co byś chciała porobić, podczas czekania na babeczki? - zapytałem uśmiechając się do niej.
    - Puzzle! - wrzasnęła, po czym uniosła oba ramiona w górę i spuściła je z hukiem na stół, o mało go nie tłukąc.
    - Dobra, dobra! - zaśmiałem się głośno. - To poczekaj tutaj, ja przyniosę jakieś puzzle.
    Wstałem od stołu, przesuwając głośno czarne krzesło. Udałem się na górę, by znaleźć jakieś puzzle. Przeszedłem po schodach, długim, ciemnym korytarzem i trafiłem do pokoju Victorii. Otworzyłem drzwi i doznałem kolejnego szoku. Wszystkie ściany, były koloru pudrowego różu, a okna w białych ramach wpuszczały dużo światła do środka. W centrum stało duże łóżko z białym baldachimem, a wszędzie wokół były rozsypane zabawki. Podszedłem do jednego z kątów w, którym wisiało kilka białych półek i dwie komody. Rozejrzałem się i spostrzegłem po kilku sekundach pudełko z puzzlami z kolorowymi księżniczkami. Złapałem je, włożyłem pod pachę i wyszedłem szybkim krokiem z pokoju, omijając wszystkie porozrzucane zabawki. Równie szybko minąłem korytarz, który za każdym razem mnie przerażał, i szybko zbiegłem po schodach. W kuchni spotkałem pięciolatkę w tym samym miejscu i pozycji, w której ją zostawiłem. Położyłem karton z puzzlami na stół. Dziewczynka chwyciła je automatycznie i rzekła:
    - Te już układałam - powiedziała i puściła pudełko, które uderzyło głośno o stół, po czym odsunęła je na drugi koniec.
    - No dobra...
    Jako, że nie mogłem znaleźć żadnych innych, postanowiłem improwizować.
    - Mam pomysł! - podniosłem entuzjastycznie głos. - Jak ułożysz te puzzle, to tatuś przyjedzie szybciej z pracy niż zwykle.
    Po wypowiedzianych przeze mnie słowach, Victoria wstała i sięgnęła po pudełko oraz wysypała wszystko, rzucając kartonem w stronę wyjścia kuchni. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, lecz gdy usłyszeliśmy ciche kaszlnięcie w drzwiach, obu z nas przeszły ciarki po plecach, a uśmiechu znikły z naszych twarzy. W tym samym momencie spojrzeliśmy się w stronę dźwięku i ujrzeliśmy Jonesa, z zabijającym wyrazem twarzy. Podszedł do nas bliżej, rozejrzał się i westchnął.
    - Ty - zwrócił się do mnie. - Miałeś zająć się moją córką, a nie robić z niej bałaganiarę - powiedział, po czym spuścił ze mnie wzrok, odwracając się w stronę dziewczynki. Patrzył na nią chwilę w ciszy, po czym zaśmiał się i ją przytulił.
    - Nie martw się, niania posprząta - dodał.
    Stałem tam osłupiony i wiedziałem już, dlaczego nie mogą znaleźć niani lecz wciąż nie rozumiałem, dlaczego zachowanie mężczyzny zmienia się tak drastycznie, gdy rozmawia z córką.
    - Ale ja chce skończyć! - krzyknęła, puszczając jego szyje i siadając na krześle. Chwyciła dwa puzzle, próbując połączyć je razem.
    - No dobrze, mała... - Zaplótł ramiona pod klatką piersiową i ponownie spojrzał na mnie. - No, dziś masz szczęście, nie jest smutna ani zła... - rzucił, jego wszechobecnie znanym sztucznym uśmieszkiem. - Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jestem dumny. - Poklepał mnie po ramieniu, o mało co mnie nie przewracając i przeszedł obok. - Idę się przebrać w coś wygodniejszego i zaraz wrócę.
    - D-dobrze, proszę pana - przytaknąłem i spojrzałem w jego stronę, gdy wychodził. Po parunastu minutach Clark wrócił do kuchni w tych samych dresach, które miał wczorajszej nocy i usiadł na przeciw pięciolatki.
    - No więc kochanie, co robiłaś dzisiaj? - zapytał dziewczynki, która zdążyła już ułożyć połowę układanki.
    - Nic.. - odpowiedziała, na co facet wywrócił oczami z uśmiechem na twarzy i obrócił się w moją stronę. - Co dziś robiliście?
    - Nic takiego. Jak pan pojechał, zrobiłem jej śniadanie. Potem mała kazała mi rysować, spędziliśmy około pół godziny na tym - zachichotałem cicho. - Następnie bawiliśmy się lalkami, a potem wyciągnęła z szuflady pudełko z muffinami, które pan obiecał zrobić razem z nią i przygotowałem je, właśnie się pieką - wzruszyłem ramionami. - Szczerze mówiąc, myślałem, że będzie pan w pracy dłużej.
    - Przeważnie jestem dłużej, ale dzisiaj miałem tylko dać jakieś porady młodym modelom i mnie puścili. - Zarzucił nogę na nogę tak, że kostka lewej nogi spoczywała na prawym kolanie. - A co do babeczek, to tak, niestety byłem trochę zapracowany i jeszcze te... - przyciszył głos. - Walki z jej matką - powiedział, przybliżając twarz w moją stronę, by dziewczynka go nie usłyszała. Na szczęście była zbyt zajęta układaniem puzzli. - A w ogóle to mnie zadziwiłeś. Wiesz ilu nianiom musiałem tłumaczyć jak działa ten cholerny piekarnik? - zaśmiał się, pytając retorycznie i wskazując na urządzenie.
    - Naprawdę? - zakpiłem lekko. - Przecież to banalnie proste... - Oczywiście skłamałem, by przypadkiem mnie nie zapytał o to, jaki ja mam piekarnik. Nie lubiłem, gdy ludzie pytali jak wygląda mój dom lub gdzie mieszkam. Moje okolice nie były zbyt przyjazne.
    - Naprawdę! - parsknął cicho, unosząc prawy kącik ust na moment. - Ja sam miałem problem, żeby to cholerstwo opanować... Chyba go za niedługo wymienię na jakiś starszy model, będzie na pewno prostszy w obsłudze - powiedział patrząc na urządzenie.
    - Ależ czemuż to? To bardzo ładny model... - Starałem się jakoś utrzymać temat, bo bardzo miło rozmawiało mi się z Clarkiem, mimo że jego wyraz twarzy wyglądał jakby właśnie wyszedł z więzienia. Zawsze taki kamienny. Nie widziałem, człowieka tak pozbawionego emocji. Pomijając momenty, gdy Victoria jest z nim, bo widać, że ją akurat kocha.
    - Skońcyłam! - krzyknęła nagle Vicotoria, co przykuło moją i jego uwagę. Jones wstał i podniósł małą na ręce.
    - Brawo, mała! - Uśmiechnął się do niej szczerze.
    Prawdę mówiąc, nie rozumiem czemu robi to tak rzadko. Jego uśmiech jest taki ciepły i miły. Mógłby sobie szybko inną laskę znaleźć, jeśli tylko by chciał. Podszedłem do nich i lekko zaklaskałem w dłonie, również się śmiejąc.
    - Cy jeśli ułozyłam, to mamusia wróci sybciej? - zapytała, bardzo szczęśliwa. W tym samym momencie na twarzy mojego szefa pojawił się znak zapytania.
    - Słuchaj kochanie... Przecież wiesz... - odpowiedział jej lekko poddenerwowany całą sytuacją. - Mamusia, pracuje i... Nie będzie jej w domu, jeszcze jakiś czas...
    Przyglądałem się całej sytuacji, nie rozumiejąc jej. Dlaczego on ją okłamuję? Jest wystarczająco duża, by zrozumieć rozwód, a przynajmniej ja tak myślę.
Niezręczną sytuację przerwało cichy alarm, który wskazywał na to, że babeczki są gotowe
    - O patrz, zrobiły się! - Dziewczynka spojrzała z ciekawością w stronę piekarnika i poprosiła tatę, żeby puścił ją na ziemie.
    Zrobił to, a ona podbiegła do urządzenia, które ja właśnie wyłączyłem. Przesunęła się, gdy otworzyłem go i wyjąłem tacę ze słodyczami z pomocą rękawic. Postawiłem na płycie indukcyjnej. Jones podał mi jeden z większych, białych talerzy. Podekscytowana blondynka skakała ze szczęścia, podczas gdy ja i jej tata zdejmowaliśmy słodycze z tacki. Victoria zażyczyła sobie, by zjeść je w salonie, więc razem z tuzinem czekoladowych babeczek, skierowaliśmy się we trójkę do salonu. Postawiłem je na stoliku do kawy, a pięciolatka i Clark rozsiedli się wygodnie na kanapie oraz włączyli telewizję.
    - Dobrze, więc... - zacząłem. - Jeśli będzie mnie pan potrzebować, proszę mnie zawołać, ja będę w swoim pokoju - powiedziałem spokojnie, a Jones tylko kiwnął głową.
    Wszedłem z salonu słysząc, jak Victoria pyta o mnie. Nie słyszałem niestety jej słów dokładnie. Poszedłem na górę i gdy trafiłem do swego pokoju, chwyciłem swój telefon i zacząłem odpisywać na wszystkie trzynaście wiadomości od mamy i Izy, mojej polskiej przyjaciółki. Odkąd przeprowadziła się do Anglii, bardzo ją polubiłem. Zawsze uśmiechnięta i miła dla każdego. Niby szara myszka lecz potrafiła przemówić niejednemu do rozsądku, a czasem nawet potrafiła przyłożyć i to dość mocno, czego sam doświadczyłem. W sumie to nawet mi się podobała, ale czułem tylko przyjaźń do niej. Gdy pomyślałem, że po zerwaniu miałbym ją stracić, to serce mi stawało. W wiadomościach wypytywała się o wszystko. Dlaczego mnie nie ma jeszcze, co robię i gdzie jestem. Po jakimś czasie siedzenia w pokoju i odpisywania, dowiedziałem się, że mamy w szkole nowego chłopaka, który jest niesamowity, co tego, co się już od niej naczytałem. Już widzę to, gdy jak wrócę, będzie się za mną chować, za każdym razem, gdy będzie przechodził obok. Śmieję się na samą myśl o tym. Przez około godzinę siedziałem w pokoju, odpowiadając i słuchając muzyki, gdy nagle do mojego pokoju niespodziewanie wszedł Jones.
    - Wołałem cię, powinieneś przyjść. - Zmierzył mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem i rozejrzał się po pokoju.
    - Przepraszam... - Wstałem z łóżka i poprawiłem swoje ubranie. - Miałem słuchawki w uszach i po prostu nie słyszałem. - Ukłoniłem się w ramach przeprosin i wyszedłem z pokoju razem z moim szefem. - Czego pan potrzebował? - zapytałem grzecznie.
    - Chciałem, żebyś posprzątał. Ja mam zajęcia w siłowni za niedługo i nie mogę się spóźnić, więc nie mam na to czasu... - Wydał mi polecenie nie patrząc na mnie i skierował się w stronę schodów. - Victoria jest na dole i ogląda telewizję, więc będzie zajęta na dłuższy czas.
    - Dobrze, to ja się biorę od razu za sprzątanie.
    - Okej, ja będę w garażu, tam mam zajęcia z trenerem - oznajmił i zabrał ręcznik oraz butelkę wody, po czym przeszedł przez kuchnię i wyszedł tylnymi drzwiami.
    Ja natomiast powędrowałem do salonu i pierwsze co zobaczyłem, to pełno okruchów na kanapie i wszędzie wokół, oraz jakieś cztery babeczki zostawione na talerzu. Zabrałem jedną, gdy Victoria mi pozwoliła. Zjadłem wypiek ze smakiem i zdziwiłem się, że wyszły takie dobre. Wracając do sprzątania, zacząłem od zgarnięcia okruszków ze stołu na talerz i wyniesieniem go do kuchni, skąd zabrałem mokrą ścierkę i wróciłem do pokoju,  by zmyć stół. Teraz zostało mi odkurzenie wszystkiego dookoła. Wróciłem się do kuchni w poszukiwaniu odkurzacza. Zajęło mi to trochę, ponieważ, kto by pomyślał, trzymali go w większej szafie, która wyglądała jak szafa na kurtki. W salonie poodkurzałem dokładnie oraz wytrzepałem poduszki.
    Po skończeniu, usiadłem wygodnie na kanapie i złapałem oddech. Gdy posprzątałem salon i ogarnąłem kuchnię, postanowiłem, że nie zostawię Victorii tutaj samej, więc usiadłem obok niej na kanapie. Gdy to zrobiłem, przysunęła się do mnie i oparła swoje ramię o moje. Ogólnie była bardzo grzeczna. Ja to mam szczęście, moje modły zostały wysłuchane. Cieszę się bardzo, że nie jest jakimś rozpieszczonym bachorem, bo wtedy zaproponowałbym Jonesowi odwiezienie mnie z powrotem na stacje kolejową. Nim się obejrzałem, Clerk zdążył wrócić z treningu. Zacząłem się zastanawiać jak to jest mieć swoją własną siłownię.
    - I jak tam u ciebie, mała? - zapytał, wchodząc do salonu cały spocony i lekko zadyszany.
    - Dobse - odpowiedziała szybko, zagapiona w telewizor.
    - Antony, mam jedną prośbę - powiedział Jones, popijając zimną wodę z plastikowej butelki. - Zrobisz obiad? Ja jestem całkowicie zielony, jeśli chodzi o gotowanie, a nie chce, żeby mała znowu jadła pizze... - Czyli jednak ten zimny typ potrafił prosić, lub pytać o cokolwiek.
    - No jasne, że zrobię - zgodziłem się, mimo że ryzykowałem podpaleniem domu.
    Wstałem automatycznie i pośpieszyłem do kuchni. Zacząłem powoli zastanawiać się, dlaczego się zgodziłem. W lodówce znalazłem parę rzeczy, ale nie miałem pojęcia co mógłbym z nich zrobić. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu inspiracji i po kilku minutach szperania po szafkach znalazłem książkę kucharską. Otworzyłem ją i okazała się być bardzo przydatna. Według przepisu postawiłem znalezioną w jednej z szafek patelnie na rozgrzanej płycie, po czym wsypałem na nią zamrożone warzywa, które znalazłem w zamrażarce. Podczas gdy one się przygotowywały, a przynajmniej tak myślałem, postanowiłem pokroić i dodać kurczaka na patelnie. Usmażył się niestety szybciej niż warzywa, więc musiałem go wyciągać widelcem na talerz. Zajęło mi dobre pół godziny, bo było tego całkiem sporo. Zadecydowałem, by ugotować do tego ryż, ponieważ wydawało mi się, że po prostu będzie pasować. Po przygotowaniu wszystkiego, rozłożyłem to na talerze, nie wiedząc za bardzo czy jest zjadliwe. Zawołałem Clarków, a gdy przybyli do kuchni, postawiłem im przed nosami parujące danie. Oboje wyglądali na zachwyconych jedzeniem, co bardzo mnie zdziwiło.
    - A ty co? - zapytał mnie Jones. - Odchudzasz się?
    - N-nie, proszę pana... - odpowiedziałem lekko poddenerwowany. Jego wzrok na mnie sprawiał, że ledwo co nie dostawałem zawału.
    - Więc nakładaj sobie, siadaj i jedz. - Mówiąc to, wskazał mi miejsce przed nim. - Chyba że zatrułeś to jedzenie, by mnie okraść - zaśmiał się gorzko.
    Ja, niezbyt wiedząc co zrobić, nałożyłem sobie małą porcję i usiadłem na krześle, tuż przed moim szefem.
    - Słuchaj młody. - Ponownie przemówił, podnosząc na mnie wzrok. - Jeśli jesteś głodny, rób sobie coś.
    - Dobrze, proszę pana... - odparłem zawstydzony.
    - Niezbyt mi się widzi, żeby policja tutaj przyjechała, bo "przypadkiem" - zagestykulował - sąsiedzi zobaczyli, że mam takie wychudzone dziecko w domu.
    A w sumie już myślałem, że się o mnie martwi... Ale racja, byłem bardzo chudy. W szkole też to zauważyli. Nie miałem problemów z jedzeniem od dwóch lat. Jako trzynastolatek naczytałem się jakichś blogów i mi odwaliło, odchudzałem się i ćwiczyłem, dlatego teraz wyglądam jak patyk. Po obiedzie, z którego i mój szef i jego córka byli bardzo zadowoleni, oboje zaprosili mnie na wieczorne oglądanie telewizji. Oglądaliśmy ją do około w pół do siódmej, gdy pięciolatka zasnęła na kanapie, oparta o moje ramię. Jej tata w tym czasie robił podobno coś ważnego na komputerze, więc postanowiłem go nie pytać, lecz kiedy spostrzegł, jak próbuję podnieść śpiącą Victorię, podszedł i sam zaniósł ją do łóżka. Ja szedłem za nim, by w razie czego na schodach nic się nie stało. Po tym wszystkim postanowiłem udać się do siebie, wziąć prysznic i porozmawiać z mamą przez telefon.
    Po umyciu się, w trakcie leżenia na łóżku w mokrych włosach, zadzwoniłem do rodzicielki i opowiedziałem jej wszystko co się dzisiaj stało. Gratulowała mi, że pierwszy raz udało mi się zająć samodzielnie dzieckiem, lecz mimo, że całkiem wesoło brzmiała, wciąż mogłem wyczuć smutek w jej głosie. A ona w moim pewnie też. Po zakończeniu rozmowy poczułem pragnienie w gardle, więc postanowiłem pójść się czegoś napić. Gdy wyszedłem, ujrzałem uchylone drzwi od sypialni Jonesa. Gdy podślizgnąłem się do nich, by je domknąć, spostrzegłem coś, co na zawsze zostanie w mojej głowie.

I don't really care about you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz