Mam zamknięte oczy. Słyszę, jak ktoś krzyczy. Jasne światło bijące z niezasłoniętego okna razi mnie, kiedy otwieram oczy. Znowu zapomniałem zaciągnąć rolety wieczorem. Słyszę czyjś krzyk. To mama, jakby to delikatnie powiedzieć, drze się w niebiogłosy z kuchni:
-Natan! Masz natychmiast zejść na dół. Za dwadzieścia minut masz autobus! Śniadanie stygnie!-Przecieram oczy i z niedowierzaniem patrzę na zegarek. Jestem pewny, że jak zwykle przesadza co do czasu. Przyglądam się wskazówkom i natychmiastowo zrywam się jak opętany z łóżka, z przerażeniem stwierdzajac bardzo niekorzystną dla mnie rzecz. Nie mam dwudziestu minut, mam piętnaście! Podbiegam do szafy i wyjmuję pierwsze lepsze ubrania, przebieram się i błyskawicznie "zlatuję" do kuchni. Siadam przy stołu i niezwłocznie zaczynam jeść śniadanie.
- Witaj Natanie. Też się cieszę, że cię widzę. Miło, że pytasz, spało mi się dobrze, a tobie?- Fakt, nie przywitałem się z mamą, ale to nie moja wina, że nie znoszę poranków. Uśmiecham się do niej przepraszająco. Wiem, że się na mnie nie gniewa. Stwierdziła kiedyś, że jestem zbyt uroczy (w szczególności rano) żeby się na mnie gniewać dłużej niż chwilkę.
- Cześć mamo. Cieszę się niezmiernie, że cię widzę. Jak ci się spało? - Pytam z niewinnym uśmiechem. Ona tylko kręci głowa i czochra mi włosy, tak jak to robiła, gdy byłem mały. Kończę jeść i chwytam swoją torbę. Nie mogę spóźnić się do szkoły...znowu. Całuje mamę w policzę. Gdy jestem już w przedpokoju, zakładam buty i krzyczę:
- Moja najukochańsza mamo, wychodzę do szkoły! - I wybiegam z domu. Całą drogę na przystanek pokonuje biegiem, zostały mi jakieś dwie minuty do przyjazdu autobusu. Gdy dobiegam, drzwi właśnie się otwierają. Wpadam zdyszany do środka i siadam na pierwszym wolnym miejscu. Zdecydowanie muszę popracować nad kondycją. W autobusie jest dość tłoczno, jak to zazwyczaj rano. Przyglądam się ludziom. Większość z nich to uczniowie mojej szkoły. Po kilku minutach jazdy autobus zatrzymuje się na przystanku obok szkoły. Wysiadam i już spokojnym krokiem idę w stronę wejścia. Do pierwszej lekcji zostało mi pięć minu, więc zachodzę jeszcze do szafki i wyjmujęz niej szkicownik. Wczoraj niefortunnie go tutaj zostawiłem. Staram się z nim nie rozstawać. Jakby to nazwać? Ten niepozorny zeszycik to mój prawdziwy skarb. Mam go od dobrych pięciu lat, na początku nie rysowałem w nim za wiel, ale od jakiegoś roku nie wyobrażam sobie bez niego życia. Mam tam wszystkie najważniejsze rysunki. Od postaci z moich ulubionych mang* i anime* po własne postacie i nawet krótkie historyjki z ich udziałem. Jestem jeszcze w szatni, gdy słyszę dzwonek na lekcje. Znowu biegnę tym razem pod klasę docieram gdy wchodzi ostatnia osoba. Mam szczęście, gdybym znowu się spoźnił nauczyciel bymnie chyba zabił, albo przynajmniej przepytał. Szczerze mówiąc nie wiem co gorsze. Siadam w ostatniej ławce. Lubię tutaj siedzieć, wolę trzymać się z boku, a to miejsce jest do tegoidealne. Wyjmuję książki i mój szkicownik. Nie przepadam za historią, a tak się składa, że to właśnie na tym przedmiocie mam najlepsze pomysły. Udając, że słucha i robię notatki, rysuję moją ulubioną postać, którą sąm wymyśliłem. Jest to wysoki mężczyzna czarnymi włosami,sięgającymi trochę za ucho, chociaż czasami rysuję go z włosami do pasa, tak jak dzisiaj. Ma szczupłą twarz, dość wąskie oczy jak na postać z mangi. Muszę przyznać, że jego wygląd przypomina mi minimalnie Sebastiana* z mojego ulubionego anime*. Nazwałem go Aleksander. Jeśli mogę być szczery to naprawdę bardzo mi się podoba. Ma w sobie to coś, czego nie mogę złapać u innych postaci wymyślonych przeze mnie. Kierowany dziwnym przeczuciem podnoszę wzrok i właśnie w tym momencie wzrok nauczyciela pada na mnie. Gdybym rysował w momencie, w którym na mnie spojrzał miałbym przechlapane. Nie mam najlpszych ocen z historii, ale pan Deavis jest przekonany, że mam w sobie potencjał do tego przedmiotu. Nie wiem skąd w tym człowiekim tyle optymizmu i wiary w swoich uczniów. Gdy jestem pewny, że już nie patrzy wracam do rysowania. Zaczynam myśleć "przeczuciu". Moja mama nazwalaby to pewnie głosem anioła, ale ja ostatnio zaczynam poddawać watpliwości tę teorię. Po historii jest już z górki. Biologia, angielski, chemia i matematyka. Do domu wracam zmęczony, ale to nie koniec zajęć na dzisiaj. Jeszcze język japoński. Mimo usilnych starań mamy, nie dałem się przekonać i od dwóch lat choćbym miał czterdzieści stopni gorączki chodzę na zajęcia. Dzisiaj jest tak samo, wychodzę z domu. Tylko piętnaście minut i będę na miejscu. Ta szkoła to praktycznie mój drugi dom.****
Tak więc to by było na tyle jeśli chodzi o pierwszy rozdział. Przepraszam za tak dużą ilośc opisów.
Jeśli chodzi o gwiazdki (*)
Manga- jest to japoński rodzaj komiksu, charakteryzuje się dość specyficznym wyglądem postaci i jeszcze masą innych rzeczy, którymi nie chcę zanudzać. Wydaje mi się, że każdy kojarzy co to jest.
Anime- japońska kreskówka, charakteryzuje się praktycznie tym samym co manga
Sebastian Michaelis- jest to jeden z głównych bohaterów mangi i anime Kuroshitsuji (pl "Czarny lokaj")
Ulubione anime- w tym wypadku jest to właśnie Kuroshitsuji, opowiada ono o losach trzynastoletniego hrabiego Ciel'a Phantomhive i jego lokaj, a zarazem demona Sebastiana Michaelis'a z którym zawarł pakt
Dziękuje wszystkim tym, którzy to przeczytali. Mile widziane bedą rownież wszelkie komentarze, te pozytywne jak i te negatywne.
Jeszcze raz dziękuje.
Black Pollux
CZYTASZ
Anielski mrok
Teen FictionDwanaście lat temu, pięcioletni chłopiec imieniem Natan usłyszał od mamy słówa, które zapadły mu w pamięci. Ale czy słowa były prawdziwe, czy może to tylko wyobraźnia małego dziecka.