Jest już późno, kiedy wracam z lekcji japońskiego. Spoglądam na zegarek w telefonie. Dochodzi dwudziesta druga. Jak zwykle zostałem do zamknięcia. Idę chodnikiem. Do domu mam jakie dwa kilometry, ale nie chcę jechać autobusem. Powietrze jest dość ciężkie. Pachnie deszczem, ziemnia jest jeszcze wilgotna. Musiało padać, gdy błądziłem w odległej krainie zwanej "Nihongo". Gdy zaczynałem się uczyć ta nazwa bardzo mi się podobała, ale gdy dowiedziałem się co oznacza straciłem cały zapał. Kto nazywa szkołę języka japonskiego "Język japoński"Bo właśnie to ona oznacza.
Przeczesuję włosy ręka. Mama nadal uważa, że są za długie. Ja tam takie lubię.
Idę przez dzielnicę, która słynie z knajpek i restauracji. W taki piątkowy wieczór jak dziś, ulice pękają w szwach od ludzi szukających rozrywki. Lubię ich obserwować. Każdy z nich ma inną historię, każdy dzisiejszy dzień spędził inaczej, ale coś sprawiło, że wszyscy ci ludzie znaleźli się akurat tutaj.
Przyglądam się właśnie parze, która zamawia sushi. Podobno jest to jeden z najlepszych sushi barów na świecie. Przenoszę wzrok na ludzi przechadzacych przez pasy, przejeżdzające samochody. Nikt nie zwraca uwagi na dziecko, które płacze bo właśnie spadł mu lizak, czy na stararszą kobietę, która ledwo ciągnie wózek najprawdopodobniej z jedzeniem.
Od wielkiego gwaru, jaki panuje na ulicy zaczyna boleć mnie głowa. Odwracam wzrok w stronę pędzącego nieopodal tramwaju, wiatr który spowodowł pędzący pojazd porusza gałęziami nielicznych drzew rosnących koło torów. W głowie mi się kręci, patrzę na przystanek. Przez chwilę brakujęmi tchu. Jestem pewny, że go widzę. Wyglada identycznie, czarne włosy, wąskie oczy, szare tęczówki, blada skóra. Mrużę oczy, żeby się mu lepiej przyjrzeć, próbuje przedostać się przez tłum przechodniów na pasach. Teraz myśle tylko o jednym. Muszę dostać się na przystanek, muszę go zobaczyć z bliska. Światło zmienia się na czerwona, jestem już prawie na przystanku, przyspieszam ciagle krok. Jestem już tak blisko. Kolejny tramwaj podjeżdża, jestem od niego jakieś dziesięć metrów. Stawiam krok i z całym impetem wpadam na klatkę piersiową jakiegoś mężczyzny w garniturze. Upadamy do tyłu, w tym momencie tramwaj odjeżdża. Spoglądam na miejsce, w którym przd chwila stał człowiek tak łudząco podobny do Aleksandra. Teraz już go tam nie ma. Nie ma tez najmniejszego śladu, który wskazywałby na to, że taki człowiek rzeczywiście tam stał. Do moich uszy docierają czyjeś słowa.
- Hej, młody, nic ci nie jest?- Przez chwile nie reaguję, nadal jestem wpatrzony w tamto miejsce. - Dzieciaku, słyszysz mnie? Wszystkio w porządku?- Przenoszę wzrok na mężczyznę w garniturze. Wstaję, otrzepuje spodnie. Zauważam poranienie na dłoniach, mężczyzna też to zauważa. Na powrót pyta czy wszystko ze mną w porządku. Tym razem mu odpowiadam:
- T-tak, proszę pana, proszę się o mnie nie martwić. Przepraszam. - Mowię niezwykle speszony. Na moje policzki wpływają rumieńce, spuszczam wzrok. Nie cierpię nawiązywać kontaktu z obcymi ludźmi, tak samo jak nie cierpię sprawiać innym problemu, a tak się sklada, że właśnie robię obie te rzeczy. Poziom wstydu, który mnie ogarnął, jeszcze bardziej wzrasta. Podnoszę swoją torbę z ziemi. Kilka książkę się z niej wysypało, pakuję je jak najszybciej i prostuję się.
- Jeszcze raz przepraszam. - Rzucam na odchodne i puszczam się biegiem w stronę domu.Gdy wchodzę do przedpokoju, szybko się rozbieram. Odkładam lekką kurtkę na wieszak i powoli idę w stronę łazienki. Mam zadyszkę, cała drogę biegłem. Obmywam ręce wodą.Mam zdartą skórę po upadku. Rany dezynfekuję wodą utlenioną, piecze niemiłosiernie. Przechodzę do swojego pokoju. Wyjmuję szkicownik, siadam przy biurku i zaczynam go rysować. Takiego jakiego widziałem dzisiaj. Z delikatnym uśmiechem i przymrożonymi oczami. Nie, to nie mógł być on. Z resztą, czy istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie, dlaczego fikcyjna postać miałaby stać na przystanku tramwajowym w rzeczywistym świecie?
Zamykam ze złością szkicownik. Do oczu napływają mi łzy. Gdybym nie wpadł na tego gościa w garniturze, może mógłbym go zobaczyć z bliska... Stop! Nie ma takiego człowiek jak Aleksander, znowu daję się wkręcić własnej wyobraźni. Tak było od małego. Wymyślałem niestworzone historie, a pózniej cierpiałem bo okazywały sid fikcją. Tak jak opowieść o aniołkach. Raz na zawsze muszę nauczyć się oddzielać prawdę od fikcji. Rzucam się na łóżko. Powieki mam ciężkie. Ocieram mokre oczy. Zdejmuje koszulkę i spodnie. Zostaje w samych bokserkach. Bokserki z postaciami z jakieś kreskówki dla dzieci. Cóż, to nie moja wina, że nie jestem najwyższy. Można powiedzieć wręcz, że jestem niziutkie i chudziutki. Niestety przz to wiele moich ubrań muszę kupować na dziale dziecięcym.
Kładę się do łóżka. Przykrywam się szczelnie kołdrą i gaszę światło. Po chwili zasypiam.***
Tak prezentuje się drugi rozdział. Jest dość krótki niestety. Wena jest okropną przyjaciółką.
Dziękuje wszystkim, którzy to czytają i tak jak poprzednim razem proszę o wszelkie komentarze. Pozytywne i negatywne.
Jeszcze raz bardzo dziękuje i mam nadzieje, że się podobało.
Black Pollux
CZYTASZ
Anielski mrok
Teen FictionDwanaście lat temu, pięcioletni chłopiec imieniem Natan usłyszał od mamy słówa, które zapadły mu w pamięci. Ale czy słowa były prawdziwe, czy może to tylko wyobraźnia małego dziecka.