Chapter 14

9.3K 790 541
                                    

Obudził się i od razu podniósł się z łóżka zerkając na zegar wskazujący piątą rano.

Po cichu wszedł do łazienki, gdzie umył zęby, oraz twarz, ubrał wygodne spodenki i szary podkoszulek.

Zaparzył sobie umiejętnie kawę i usiadł przy wysepce patrząc na ogród za dużym kuchennym oknem.

On był oazą spokoju, popijając swoją kawę, w głowie miał jedynie pustkę, która była mu znana.

Nie obchodził go Harry, ani Lottie.

Nauczył się, że wszystko co go otacza nie jest trwałe, oprócz pieniędzy, które nigdy go nie zostawiły.

To było smutne, ale nie dla szatyna.

Lubił czuć się silnym pijąc poranną kawę z lekkim sztucznym uśmiechem.

Nie próbował rozumieć dlaczego Harry go tak wykorzystał w głębi duszy ciesząc się, że nie pozwolił loczkowi na coś więcej.

Nie mógł zerwać umowy z koszykarzem, mimo wszystko chciał, by sprawa z Brianą w końcu dotarła do finiszu.

( Zamierzał dzisiaj odwiedzić Simona i go pośpieszyć)

Co do Lottie... potrząsnął głową próbując wyrzucić ją z głowy, nie była jego siostrą, już nie.

- Louis.

Oderwał wzrok od szyby i popatrzył na zaspaną Fizzy stojącą w progu kuchni.

- Dlaczego nie śpisz?- zapytał chrapliwym głosem.

- Jest siódma, odwieziesz nas do szkoły?

- Oczywiście, pójść obudzić dziewczynki?

- Nie, już się przygotowują.

I to by było na tyle z ich jakże wyczerpującej konwersacji. Louis uważnie obserwował jak siostra krzątała się po kuchni kończąc swoją kawę.

Wciąż było... pusto.

*****

- Jeżeli dam radę to przyjadę do was- westchnął parkując pod szkołą dziewczynek.

- Okej- zgodziła się Fizzy odpinając pasy i patrząc na wysokiego blondyna stojącego niedaleko.

- Czy to twój chłopak, siostrzyczko?- zadrwił ze sztucznym uśmiechem.

- Tak... Nathaniel- odpowiedziała i już jej nie było.

Louis tylko patrzył na Fizzy, która rzucała się w ramiona niejakiego Nathaniela.

-No dziewczynki, gotowe?- zapytał wysiadając i chwytając dwie torby bliźniaczek.

- Nie musisz nas odprowadzać, Boo.

- Jesteśmy już duże!- dopowiedziała Phoebe z niepełnym uśmiechem.

- Jasne, jasne- przewrócił oczami, podając tornistry siostrom, które rzuciły się biegiem w stronę innych dzieci.

W pewnym sensie to, że bliźniaczki chodziły do tej samej szkoły co Fizzy było trochę dogodne.

- O mój boże! To Louis Tomlinson!

Usłyszał krzyk, na co podskoczył w przerażeniu.

Oho, Louis zdecydowanie powinien uciekać.

*•*•*•*

Szatyn był już pod swoja posiadłością, gdy zerknął na telefon w duchu cicho parskając na pełno nieodebranych połączeń i kilkanaście wiadomości od Harry'ego. Wysiadł z samochodu i mając nos w urządzeniu podążył do domu.

Basketball player~Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz