ROZDZIAŁ IV

104 6 6
                                    

          Szłyśmy głównym korytarzem, mijając kolejne komnaty. Anastasia co chwilę pokazywała mi jakieś miejsce i mówiła:
-Tutaj jest biblioteka, a tam dalej kuchnia...
Nie miałam jednak ochoty tego wszystkiego słuchać. Moje myśli krążyły wokół Franciszka. Czy bardzo się zmienił, od kiedy ostatni raz go widziałam? Przecież był wtedy małym chłopcem. Czy wciąż ma zielone oczy? Co pomyśli, gdy mnie zobaczy...?
-Zaczekaj chwilę...-szepnęła Anastasia, kiedy podeszłyśmy pod drzwi komnaty. 
Te kilka minut, które spędziłam na korytarzu, wydawały się całą wiecznością. Kiedy księżniczka wyszła i powiedziała, że mogę wejść, ogarnęło mnie dziwne uczucie.
          Komnata Franciszka znacząco różniła się od komnaty Anastasi. W przeciwieństwie do tej, w której się właśnie znalazłam, komnata księżniczki sprawiała wrażenie spokojnego, beztroskiego dzieciństwa, co tutaj było prawie niezauważalne. Przy łóżku stała Aurelia obejmowana w pasie przez Basha. Kiedy podeszłam bliżej, kobieta nachyliła się i złapała syna za rękę.
-Franciszku...-szepnęła ledwo słyszalnie.-Masz gościa...
Młodzieniec odwrócił głowę. Zupełnie nie przypominał chłopca, z którym kiedyś biegałam po dziedzińcu pałacowym. Powiedziałabym wręcz, że zmężniał. Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy malował się uśmiech.
-Niebieskooka...-wyszeptał.
Bash podszedł do żony,po czym wziął ją pod rękę.
-Zostawmy ich samych kochanie...-powiedział i wyprowadził małżonkę z komnaty. Za nimi podążyła także Anastasia.
Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły,Franciszek za wszelką cenę próbował się podnieść.
-Co ty robisz...-powiedziałam, podchodząc do jego łóżka.
-Chcę Cię lepiej widzieć...
Zarumieniłam się i uśmiechnęłam.
-Bardzo się zmieniłaś, wiesz?-zapytał, po czym wziął mnie za rękę.
-Mogłabym powiedzieć o tobie to samo...-dodałam.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, po czym Franciszek spojrzał na mnie.
-Jesteś bardzo podobna do...
-Ojca.-powiedziałam, nie dając mu dokończyć.
-Tak...-szepnął, po czym dotknął moich kręconych włosów. 
Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Czułam się, jak bohaterka książki, która mówi o nieszczęśliwej miłości dwojga oddanych sobie ludzi. Tyle lat czytałam listy od niego... Tyle razy wyobrażałam sobie, jak bardzo się zmienił. Czy wciąż podobny jest do ojca? Czy wciąż ma oczy w kolorze nadziei? Teraz widziałam go... Trzymał w rękach moją dłoń. Rozmawiał ze mną. A mimo to czułam, jakby czegoś mi brakowało. 
-Chciałbym Ci tyle powiedzieć...-szeptał coraz ciszej.
-Ćśśśśś...-powiedziałam.-Na to jeszcze przyjdzie pora... Nigdzie się nie wybieram...

Korona miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz