Dzień 28

758 123 79
                                    



DZIEŃ 28

       Jasne promienie słońca tańczyły na mojej bladej skórze, delikatnie ją ogrzewając. Czułem jak powoli wypalają w niej dziury, a następnie otwierają wszystkie moje rany. Przewróciłem się na drugi bok, aby znaleźć się jak najdalej od nich. Ktoś musiał odsłonić żaluzje, bo ja sam zawsze trzymam je zasłonięte. Nienawidzę słońca.

       Szczelniej otuliłem się kołdrą i wygodniej ułożyłem na poduszce. Przez to, że całą wczorajszą noc płakałem, strasznie bolała mnie głowa. Czułem rozsadzający ból w skroniach, a po moim incydencie z lekami sprzed paru dni, już widziałem jak teraz lekarze dadzą mi coś na głowę. Przyłożyłem swoją wiecznie zimną dłoń do czoła, licząc na to, że chociaż trochę uśmierzę ból.

- Powinieneś już wstać.

       Usłyszałem za sobą niski głos, więc ponownie odwróciłem się w tamtą stronę. Postać stała oparta o okno, więc nie mogłem jej dokładnie zobaczyć, ponieważ od razu oślepiło mnie słońce. Zmrużyłem oczy i osłoniłem je ręką, próbując dojrzeć kim jest mój gość. Przez to jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa i zaraz poczułem jak robi mi się niedobrze. Zapowiadał się cudowny dzień.

       Po chwili przybysz zasłonił żaluzje, a ja nareszcie mogłem dostrzec kto do mnie przyszedł. Muszę powiedzieć, że całkowicie nie spodziewałem się zobaczyć tutaj Yifana. Dzisiaj wyglądał jakoś inaczej niż zwykle. Nie wiem czy to przez to, że byłem niewyspany i bolała mnie głowa, czy przez to, że chłopak cały czas mierzył mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Czułem się jakby rozbierał mnie wzrokiem.

- Nagle zacząłeś się do mnie odzywać czy tylko mi się wydaje? - zapytałem z wyczuwalną irytacją w głosie.

       Naprawdę wybrał sobie najlepszy ze wszystkich poranków na odwiedzanie mnie. Po wczorajszej nocy czułem się jak gówno. Wiedziałem jak bardzo mam podpuchnięte oczy od łez, które wylałem za mężczyzną, który już nigdy do mnie nie wróci. Byłem taki żałosny. Zakochiwać się w kimś, kogo twarzy nigdy nawet nie widziałem.

       Podciągnąłem kolana do klatki piersiowej i oparłem na nich czoło. Nie miałem teraz siły na rozmowę. Myślałem, że Yifan to zrozumie i jak zwykle zostawi mnie bez słowa. Niestety, nie tym razem. Nagle przysiadł na moim łóżku, coś czego nigdy nie robił, i dalej się na mnie patrzył. Chłopak zawsze utrzymywał między nami bezpieczną odległość, a dzisiaj tak niespodziewanie zaczął ją zmniejszać.

       Działo się coś dziwnego. To coś było w jego oczach. Miałem wrażenie, że kryję się za nimi jakaś tajemnica - w końcu z dnia na dzień ludzi się tak nie zmieniają. Mocniej otuliłem się własnymi ramionami i z niepokojem oczekiwałem jego następnego ruchu.

- Musimy porozmawiać - powiedział i nareszcie odwrócił ode mnie wzrok. Splótł dłonie na kolanach i opuścił głowę.

- Nie mamy o czym - rzuciłem beznamiętnie. Powoli miałem go dosyć. Chciałem w samotności pogrążyć się w swojej niedoli: zakryć się kołdrą i dalej płakać.

- Daj mi tylko chwilę. Jest coś co chciałbym ci powiedzieć.

- Nie obchodzi mnie to. Jestem zmęczony i w złym humorze. Wyjdź, Yifan.

       Chłopak ponownie na mnie spojrzał, a po chwili uśmiechnął się. Nagle moje serce wykonało o dwa uderzenia za dużo. To się nie powinno dziać. Nie mogłem tak reagować na faceta, z którym obiecałem sobie odpuścić. Jednak coś w jego głosie zaintrygowało mnie. Zapragnąłem dowiedzieć się co takiego chce mi powiedzieć i momentalnie przekląłem swoją ciekawską stronę.

- Masz pięć minut.

- Pozwolisz, że się poznamy? - zapytał. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, co ma na myśli.

- Przecież już się znamy.

- Opowiem ci o sobie jeszcze raz, co ty na to? - Ponownie uśmiechnął się, na co mój żołądek ścisnął się w mały kłębuszek.

- Niech ci będzie.

- No dobra. No to nazywam się Wu Yifan, mieszkam po drugiej stronie miasta, a pięć razy w tygodniu dojeżdżam tutaj autobusem. Od zawsze marzyłem, żeby zostać lekarzem, ale...

- Przecież już mi o tym mówiłeś - przerwałem mu. Nie wiedziałem co się dzieje, ale już miałem go dosyć.

- Mogę dokończyć? - Uniósł brwi ku górze, a ja tylko kiwnąłem głową. Obym miał to jak najszybciej za sobą. - Marzyłem, żeby zostać lekarzem, ale niestety nie stać mnie na studia. Muszę codziennie chodzić do pracy, i to nie jednej, żeby zarobić na mieszkanie, które sam wynajmuję. Nie mam rodziny, a przez to, że dużo pracuję, to i przyjaciół.

       Nagle zacząłem go uważniej słuchać. Ta historia wydawała mi się trochę podobna do historii...

- Byłem samotny i zestresowany. Któregoś dnia założyłem konto na pewnym portalu internetowym. Myślałem, że to chociaż w małym stopniu pomoże mi odciągnąć się od problemów w prawdziwym życiu.

       Podniosłem głowę z kolan i szerzej otworzyłem oczy.

- Pewnej nocy napisał do mnie bardzo interesujący chłopak. Zapytał się, czy wiem jaka jest śmierć. Było w nim coś innego niż we wszystkich ludziach jakich dotychczas poznałem. Bardzo go polubiłem. Może nawet więcej niż tylko polubiłem.

       Oczy zaszły mi łzami, a ręce zaczęły drżeć.

- Muszę przyznać, że ma bardzo dużo problemów i przez długi czas bałem się, czy nie pakuję się w jakieś gówno - taka relacja może być bardzo trudna. Jednak dostrzegłem, że mogę mu pomóc i tak strasznie tego zapragnąłem, że zacząłem się nim zajmować, nawet jeśli on o tym nie wiedział.

       Ciepłe krople zaczęły spływać po moich policzkach, a z lekko uchylonych ust nie wydobyły się żadne słowa. Yifan wyciągnął do mnie swoją dłoń i starł kciukiem słone łzy.

- Ale wczoraj musiałem to zakończyć, dla naszego wspólnego dobra. Miałem nawet napisane papiery, żeby zwolnić się stąd. Chciałem tylko przyjść, złożyć je i odejść. Tak jak obiecałem. Tyle, że musiałem go zobaczyć. Ten jeden ostatni raz.

       Wtuliłem się w jego szorstką dłoń.

- Nie wytrzymałem. Był taki piękny, gdy spał. Pomimo wszystkich ran na jego ciele i duszy, wiedziałem, że za daleko zabrnąłem z swoimi uczuciami. Poza tym dzisiaj są jego urodziny. Przepraszam, że tyle mi to zajęło. Naprawdę przepraszam, Zitao.

       Wyciągnąłem swoje drżące dłonie do przodu i przyciągnąłem swoje chude ciało do niego. Usiadłem mu na kolanach, twarz wtuliłem w jego szyję i pozwoliłem ciężkim łzom powoli spływać po moich policzkach, podczas gdy jego ramiona zamknęły się wokół mnie. Sam nawet nie wiem kiedy, głośny szloch opuścił moje usta.

- Kris.


_____________________

Chciałabym was przeprosić, że po poprzednim rozdziale tak was wystraszyłam, ale co to za życie bez odrobiny emocji, nie? Nie mogłam się powstrzymać przed pozytywnym zakończeniem tej historii. Dużo razy zastanawiałam się nad zakończeniem tego w jakiś ciemnych barwach, ale moje serduszko tak płakało, że uległam. 

To koniec "28 dni", dziękuję wszystkim, którzy przebrnęli razem ze mną przez tą krótką opowieść o dwójce zagubionych ludzi. 

Tych którzy chcieliby poczytać więcej moich wypocin zapraszam do czytania Edita  <3 (na początku jest śmieszny + ma parę błędów, ale nie martwcie się potem robi się poważniej i łzy też się leją) (edit: to ff piszę z Matyś, która jest drugą matką opowiadania)

Mam zamiar napisać sequel "28 dni", jednak nie chcę niczego obiecywać, bo muszę jeszcze sporo nad nim popracować i opracować całą opowieść. 

Jeszcze raz dziękuję za wasze wsparcie~

28 dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz