Kara nadchodzi. Letycja.

627 40 4
                                    

               Gdy otworzyła oczy, zobaczyła ona Muriel. Stała na niej jedną nogą, zajęta rozmową i naśmiewaniem się z opiekunów Baśnioboru i dzieci, natomiast Bahumat stał gotowy do ataku w każdej chwili. Jej rywalka nie patrzyła na nią, sam uwolniony demon stał odwrócony prawie bokiem w jej stronę. Idealnie odsłonięty - to było pierwsze co zauważyła. Poczuła w swoich dłoniach coś ciężkiego i metalowego. Gdy delikatnie i dyskretnie rzuciła okiem, ujrzała że są to dwa rewolwery. Nie były one zwykłe, czuła Argeverum - metal występujący jedynie na samym dole czeluści piekielnych, hartowany od wieczności przez najgorętszy istniejący ogień, palący potępionych. Nie było nic zdolnego zniszczyć ten materiał, choćby zarysować, dlatego był idealnym więzieniem dla nich. Zastanawiała się, jakim cudem zrobiono z tego broń. Naboje w magazynku również nie były zwykłe, czuła wibracje dochodzące z nich do niej. Wymierzyła w słaby odsłonięty punkt Bahumata i nacisnęła spust.

            Dopiero huk zwrócił uwagę Muriel na Isobel, zamarła w szoku widząc całą i zdrową, nieuszkodzoną rywalkę. Jakby niedowierzając, że włócznia która ją przybiła do ściany i ogień który spalił jej ręce nie wystarczyły by ją zniszczyć na dobre. Mimo że ją zdjęła ze ściany by móc kopać i nią rzucać na oczach Setha, który aktualnie płakał, ale przestał widząc że Is się rusza. Bahumat upadł trzęsąc ziemią, ryknął ogłuszająco zanim zamilknął na wieki.

- Co do... - pytanie Muriel przerwał widok lufy przed twarzą.

- Giń.

           Kolejne naciśnięcie spustu. Huk. Ciało Muriel, momentalnie się starzejące, upadające na podłogę. Isobel wstała, otrzepała swój płaszcz z ziemi. Zauważyła kolejne zmiany - miała na głowie czarny, wysoki i szeroki kapelusz ze stożkiem z zawieszką na krańcu, przed twarzą. Symbol - Akrenam - zmieniał kolor na fioletowy w obecności demonów. Sama nie wiedziała skąd to znała. Miała również na sobie czarny długi płaszcz z czerwonymi obramowaniami. Na ręce była napisana runa, znała ją i to o czym informowała, sama nie wiedząc czemu - była to "kara", jakby uosabiając ją. Rewolwery były długie, porównywalnie od łokcia aż do nadgarstka, materiał z którego były zrobione był srebrny, całkowicie. Spojrzała na nich, zamurowanych po tym co widzieli. Spojrzała na nich z błyskiem gniewu i pogardy. Wróżki dookoła zmieniały już małe resztki diablików z powrotem we wróżki, dlatego fioletowe światło od Akrenamu traciło na mocy. Schowała bronie do pochew na biodrach i się odwróciła, wyleciała przez wyrwę w podłodze kaplicy, która po przemianie zaczęła być okrywana ziemią ze wszystkich stron za sprawą skrzydlatych, powiększonych dziewczyn. Ludzie wychodzili z kaplicy, Stan i Seth wołali za Isobel, ale ona zignorowała to i leciała na kraniec Baśnioboru - wzgórze zmierzchu. Chciała być jak najdalej od nich, a że było to oddalone 30 kilometrów od domu opiekunów - dawało świetne miejsce. Potem pomyśli co dalej. Po co jej takie towarzystwo?

         Spojrzała na swoje ręce skąpane we krwi Muriel. Ta broń... Te zdolności... Istota z jej umysłu - o co tu chodziło? Usiadła na najwyższej skale, na horyzoncie, gdy się bardziej przyjrzała, widziała dach ich domu. - Nie.... Nie ma opcji. Mój Pan mnie nie widzi.... Nie wiem czy się cieszę czy żałuję tego - pomyślała rozbawiona samą myślą. - Co się ze mną dzieje? Czemu takich uwag, jak od Ruth, nie potrafię ignorować w obecności Setha? Czemu myślę o nim co teraz robi? - uderzyła ręką w kamień,  pękł. Chciała jeszcze znaleźć odpowiedzi na trzy pytania: kim jest ta istota, skąd o niej tyle wie i w jaki sposób obdarzyła ją taką mocą. Zamknęła oczy, okryła się skrzydłami, jakby tworząc sarkofag. W głowie 3 razy powtórzyła inkantację.

             Najpierw zobaczyła światło zachodzącego słońca w negatywie, wszystkie istoty w zasięgu kilku kilometrów, włącznie z drzewami, widziała jako światła. Udało jej się wejść na plan duchowy. Widziała to wszystko przez skrzydła, które działały wzmacniająco na tą perspektywę. Po rozłożeniu widziałaby na krótszy zasięg. Opuściła głowę i zacisnęła pięści, znów wypowiedziała inkantację i obraz zniknął.

             Pojawiła się znów na wodzie, tym razem siedząco. Istota znów na nią spojrzała, widziała głowę tej istoty. Zdała sobie wtedy już sprawę z kim ma do czynienia. - To smok - uświadomiła sobie zaskoczona.

- Drugi raz dzi się widzimy, Letycjo, na dodatek sama tym razem przybyłaś do mnie. Cóż to się stało?

- Mniemam, że masz dostęp do moich myśli i wspomnień. Nie wiesz więc cóż się stało? - pohamowała irytację. Rozmówca się zaśmiał, jakby wyczuł jej irytację. - Zapewne wiesz również jakie mam pytania do Ciebie?

- Chyba się niepokoisz tą wiadomością... - kolejny pomruk jako śmiech. - Nie obawiaj się. Jestem z Tobą połączony. Materialna część mnie jest połączona z absolutnie każdą komórką Twego ciała. Większa część, niematerialna, jest u Ciebie w umyśle. Cokolwiek byś nie pomyślała, nie bój się o to. Traktujmy się jak najlepsi przyjaciele.

- Powiedział to smok.

- Hah... Owszem. Oboje na tym skorzystamy, jeśli zginiesz, zginę i ja, więc muszę Cię wzmocnić, Letycjo.
- Ale... Skąd się do cholery wziąłeś?
- Jestem z Tobą odkąd powstałaś, pomyślałem, że ciekawie może wyglądać nasza współpraca. Wiem, przez tyle wieków nie dałem o sobie znać, nie przewidziałem, że w Twoim przypadku mogę zapaść w hibernację. Masz ciało inne od tych, w których gościłem. Dopiero gdy byłaś w poważnym niebezpieczeństwie dostałem bodziec, który mnie wybudził.
Isobel wstała i przeszła po powierzchni wody bliżej smoka, chcąc mu się przyjrzeć. Miała jeszcze dwa pytania, liczyła że to usłyszy teraz.
- Tak, słyszę to. Nazywam się Necrontar - Is otworzyła szeroko oczy. - Czarny smok apokalipsy, uosobienie bezgwiezdnej północy... Wymieniać dalej? - pokręciła głową na nie. - Jestem od zarania dziejów, od początku byłem wysoko w piekle, ale wspinałem się coraz wyżej w hierarchii. Jestem uznany powyżej pierwszego szczebla, więc jako bóstwo. Dzięki temu mogę dać Ci moc. Ostatni Ostateczny Kruk zmarł dwieście lat temu. Od tamtego czasu nie było nikogo kto by się nadawał. Aż do teraz. - I... Jakie mam zdolności dzięki temu? Jak to mogę anulować?
- Masz kartę, którą przekręcasz przed sobą by zmieniać swoją postać. Powiedz "aetas de malum", a poznasz swoje możliwości. Nie mogę Ci dać wszystkiego od razu na tacy. Postaraj się.
Isobel poczuła jak ten świat znów się kręci.
***
Otworzyła oczy, przed sobą miała z powrotem wzgórze, a po prawej gości. Dwaj satyrzy, skojarzyła że są to Ci przyjaźniący się z Sethem. Schowała rewolwery i spojrzała na nich.
- Seth poprosił nas byśmy to przekazali Tobie.
Wzięła kartkę od satyra, złożoną w pół. Gwałtownie złapała go za nadgarstek.
- Braliście od niego baterie za to?
- Eeeee... No tak - odpowiedział niemrawo. Isobel przeszła za kamienie i wyciągnęła kilka sztabek złota.
- Dajcie mu to ode mnie. Będę pamiętała ile wam dałam - wyciągnęła broń i wymierzyła w fauna. Pamiętaj o tym.
- D-d-dobrze - wydukał, dołączył do swojego kolegi i wybiegł.
Usiadła na kamieniu i rozłożyła kartkę.
Kochana Isobel,
Proszę, wróć do nas chociaż na trochę, babcia powiedziała że trochę przesadziła i tego żałuje, tak samo dziadek. Tęsknię za Tobą. Możliwe że gdy to odczytasz, będzie to po tym jak już odjadę. Chciałbym jeszcze kiedyś Cię spotkać.
                                                            Seth
         Is poczuła spływającą po swoim policzku łzę. Uderzyła pięścią w kamień, tym razem rozwalając go na kawałki.

-----------------------------------------------------------

Isobel w BaśnioborzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz