10.

37 3 2
                                    

Trzy dni. Dokładnie tyle minęło odkąd rozmawiałam z mamą i widziałam się z Deanem. To nie tak, że mi na nim nie zależy, tylko... Co tym razem wymyślisz panno White. Przypomniało mi się jak dyrektor tak do mnie mówił. Stare, dobre czasy. Nie ukrywajmy byłam niegrzeczna...bardzo biegrzeczna. Wpadłam na genialny plan...
          O godzinie czternastej przekroczyłam próg szkoły. W zasadzie nic się nie zmieniło przez ten rok. Zapukałam do sekretariatu.

- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się i skinęłam głową.

- Di!!!- pisnęła sekretarka.

- Ja do pana dyrektora.- wskazałam drzwi gabinetu.

- Oczywiście.- odpowiedziała. Pchnęłam lekko drzwi. Czarnoskóry mężczyzna siedział tyłem do mnie.

- Nie teraz, jestem zajęty.- mruknął.

- No cóż...przyjdę kiedy indziej.- udałam załamaną. Momentalnie krzesło odwróciło się, a ja znalazłam się w ramionach mojego dyrektora.

- Diana, dziecko.- złapał mnie za ramiona.- Co u ciebie?

- W porządku.- mruknęłam i usiadłam na krześle.

- Przyszłaś w konkretnej sprawie?- zapytał.

- Nie. Co pan opowiada?!- oburzyłam się.

- Diana, nie znamy się od wczoraj.- zmróżył oczy.

- Ma mnie pan!- poddałam się i podniosłam ręce w obronnym geście.

- White, White, White.- westchnął.

- Dobry pan jest.- zaśmiałam się.

- O co chodzi?- odwzajemnił uśmiech.

- Jake.- mruknęłam.

- Ooo.- oparł się.- Sprawa nie jest zaciekawa.- spoważniał.

- To znaczy?- zmarszczyłam brwi.

- Pije, pali, wagaruje. Jego oceny to same dwóje.- wymieniał.

- Mama nic mi nie mówiła.- pokręciłam głową.

- W to nie wnikam.- powiedział.

- Czym jest to spowodowane?- dociekałam.

- Szkolny psycholog twierdzi, że poniekąd rozwodem rodziców oraz oddaleniem bliskiej osoby. Chodzi też o wpływ środowiska na...- zaczął, ale przerwało mu pukanie do drzwi. Po chwili do gabinetu wszedł Jake.

- Co się stało pani Cllark?- zapytał. Cllark, Cllark...to nazwisko coś mi mówi. Odwróciłam się, a przede mną stała moja matematyczka. Ubrana w granatowe spodnie, biały T-shirt i czarny rzakiet.

- Di?!- zdziwił się mój brat.

- No proszę, Diana White.- spojrzała na mnie.

- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się.

- Jaka siostra taki brat.- prychnęła.- Jake wsadził w kwiatka petardę i w ostatnich minutach lekcji puścił okrzyk ,,Za Narnię!" po czym wysadziło doniczkę.- streściła. Miałam ochotę śmiać się i przybić mu piątkę, ale to byłoby nie dojrzałe.

- Co zrobił?!- pisnęłam.

- Było słuchać panno White.- spojrzała na mnie z pogardą.- Zapomniałam, że Ty nigdy nie słuchałaś na moich lekcjach.- prychnęła.

- Pogadamy w domu.- rzuciłam obojętnie i złapałam go Za ucho.

- Ałć!- pisnął.

- Do widzienia.- skinęłam.

         Przeszliśmy przed szkołę. Tego dnia było w ciul zimno. Wszyscy się na nas patrzyli, a z niektórymi się witałam.

- Di, za nim coś powiesz, to wiedz, że jesteś moją ulubioną siostrą.- powiedział.

- Jestem twoją jedynął siostrą, baranie.- uderzyłam go z otwartej w czoło.

- No nie za bardzo.- skrzywił się.

- Co?- zmarszczyłam brwi.

- Di, ja...- zaczął.- O Harry!- krzyknął. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mężczyznę o brązowych lokach. Miał na sobie płaszcz i obcisłe spodnie.

- Witam rodzeństwo Whiteów.- uśmiechnął się.

- Co tu robisz?- zapytał Jake.

- Przejeżdżałem.- wzruszył ramionami.

- To może podwieziesz nas do domu?- spojrzał z nadzieją.

- Jake!- pisnęłam.

- No co?- zmarszczył brwi.

- Tak nie można, bo...- zaczęłam.

- Spokojnie.- spojrzał na mnie.- Wsiadajcie.- uśmiechnął się. Ruszyliśmy w kierunku jego auta.- Nie odezwiesz się do mnie?- szturchnął mnie.

- Mili zdecydowała się już nad sukienką?- wypaliłam. Nawiązałam do ostatniego artykułu, w którym napisano, że przyszła pani Styles nie może się zdecydować co założy na swój Wielki Dzień.

- Dalej szuka.- westchnął.

- No tak, bo przecież w sklepach nic nie ma.- udałam głos Mili. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. - Jake zadzwoń albo przyjedź do mnie.- powiedziałam mu.

- Mieszkasz dalej z Cece czy już u chłopaka?- zapytał Harry.

- Nie lubię być od kogoś zależna.- wzruszyłam ramionami.
 
     Wysiedliśmy na parkingu pod domem. Styles uparł się żeby mnie doprowadzić. Wszystko szło dobrze do czasu...

- Czyli to z nim jesteś jak mnie zlewasz.- powiedział Dean.

- Dean?!- zmarszczyłam brwi. Spojrzałam kątem oka na Hazzę, który patrzy na mnie z niedowierzeniem, a na twarzy ma minę ,,potrąciło mnie różowe UFO".

- Tak mam na imię.- burknął.

- Spotkałam go i mnie podwiózł. Mnie i Jake. Nie zlewam cię.- spojrzałam na niego.

- Wybieraj.- powiedział twardo.- Ja albo on.- wskazał.

- Dean...ja...- zaczęłam.- Kim ty właściwie jesteś żeby mi kazać wybierać, hmmm?!- krzyknęłam.- Przychodzisz tu, zarzucasz mi zdradę i stawiasz ultimatum! Idź się lecz!- pisnęłam.

- Jaka zdrada?!- oburzył się.

- Co?- zmarszczyłam brwi.

- Zdradziłaś mnie?- zapytał.

- Ja...

- Nie wierzę.- wytrzeszczył oczy i odszedł.- Dziwka!- krzyknął.

- Piwrdol się złamasie!- wrzasnęłam za nim.

- To było piękne.- zaśmiał się Harry.

- Zamknij się.- burknęłam.

- Przepraszam, ale jesteś urocza kiedy się złościsz.- podszedł i założył mi kosmyk włosów za ucho.  Nasze twarze dzieliło parę centymetrów, a na jego słowa zarumieniłam się...bardzo. W jednej chwili poczułam jego usta na swoich. Oddawałam pocałunek, ale tylko przez chwilę. Odepchnęłam go i uciekłam do klatki.

***

Wróciłam!
Jest mi tak przykro i smutno, że ten tydzień się skończył. Poznałam mnóstwo cudownych ludzi i jak pomyślę, że już nigdy niektórych nie spotkam to jest mi jeszcze gorzej. Mam początki depresji...
Zapraszam do czytania :):

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jestem Harry/ H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz