Rozdział 1

2.4K 115 26
                                    

-Słuchajcie, mam świetny pomysł. Skoro udział mogą brać tylko pełnoletni uczniowie to musimy się postarzyć-szepnął Fred na przerwie. Siedzieliśmy przy wejściu do zamku na szkolnych błoniach.
-Świetny pomysł!
-Moim zdaniem nie - powiedziałam. - Myślicie, że oszukacie marną sztuczką Linię Wieku? Dumbledor sam ją narysował.
-Jak nie chcesz brać w tym udziału to twoja strata.
-Nie wiem jak wy, ale dla mnie ten turniej to samobójstwo.
-Niby czemu? - zapytali równocześnie patrząc na mnie z obu stron. Jak zwykle siedziałam po środku.
-Bo zadania nie są takie proste jak wam się wydaje. Myślicie, że pokonacie przeszkody jakimiś banalnymi zaklęciami?
-Może nie, ale nie jesteśmy głupi.
-Ale chociaż trzeba być wysportowanym, a wy... - spojrzałam na nich. - No tak. Wy jesteście wysportowani.
-Ja na pewno, nie wiem jak ty Fred?
-Ja też. Lisa, my cię nie zmuszamy.
-Ale ja nawet nie chcę próbować. Ja chcę wybić wam ten durny pomysł z głowy.
-Czemu? - spytał ironicznie George.
-Bo nie chcę stracić najlepszych przyjaciół - przytuliłam obu.
-Najwspanialszych.
-Najprzystojniejszych.
-Najbardziej wkurzających! - zaśmiałam się.
-Przesadziłaś - powiedział groźnie Fred.
-Kwiatka - uśmiechnęłam się niewinnie. George zaczął się chorobliwie rechotać. Jego brat nie wytrzymał i też pokładał się ze śmiechu. Słyszeliście kiedyś śmiech George'a? Jest on zabawniejszy od samego żartu. Patrzyłam na nich litościwie. Postanowiłam, że zostawię ich samych na chwilę i zobaczymy czy zauważą.
-To... ja się zbieram - powiedziałam i się zmyłam. Pobiegłam do pokoju wspólnego Gryfonów. Bliźniacy zawsze mówili mi hasło, a ja im też. Ufaliśmy sobie nawzajem i mogliśmy zdradzić wszystko. Schowałam się za kanapą. Było pusto, ale w końcu bliźniacy weszli do środka. Wyglądali na zamyślonych. Ciekawe co im się tworzy w tych łepetynach? Kiedy tylko usiedli na kanapę, wyskoczyłam na nich z krzykiem. Oboje wrzasnęli jak małe dziewczynki, a ja zaczęłam się głośno śmiać.
-Odwaliło ci? Przecież to my zwykle ciebie straszymy. - powiedział ciężko dysząc George.
-W końcu się odegrałam! Żebyście tylko widzieli swoje miny!
Tak zastała nas Hermiona.
-Co wy wyrabiacie? Słychać was aż na korytarzu. I co ona tu robi?
-Jest z nami, a ci nic do tego.
-Fred, ja nie chciałam być niegrzeczna. Ja nie mam nic przeciwko.
-No dobra, ja się nie obrażam.
Hermiona nie za bardzo za mną przepadała. Może dlatego, że ją prześcigałam w transmutacji, ale sorry. Jestem od niej starsza. Wiem więcej, a jej się wydaje, że jak przeczyta o kilka książek więcej, to wszystkie rozumy pozjada. Boże, jak ja jej nie lubię! Chociaż sama w sobie nie jest taka zła. Jej zarozumialstwo po prostu czasami dawało się we wznaki.

Trzy godziny później

W końcu poszliśmy na zajęcia tańca. Już wszyscy tam czekali. Nawet Hermiona. Wpadliśmy do sali jak nosorożce. Ja szybko poszłam na stronę dziewczyn, a bliźniacy do chłopaków. Profesor McGonnagal przedstawiła kroki z Ronem. Myślałam, że zaraz wybuchnę. Nie dość, że jego mina dawała do zrozumienia, że to nie jest jego największe marzenie, to jeszcze Fred z George'em
robili sobie jaja. Harry coś tam do nich powiedział, a oni zaprzeczyli z miną złośliwego diabełka. W końcu pani profesor puściła młodego Wesleya i zawołała.
-Panowie proszą damy do tańca.
Wszystkie dziewczyny z wyjątkiem mnie zerwały się z ławek. Ja nie. Taniec to nie mój konik. Zaczęłam bawić się kosmykami włosów, kiedy chłopacy zapraszali damy. Postanowiłam stąd uciec. Skradałam się do wyjścia, kiedy pani profesor układała postawę. Nagle ktoś mnie obrócił i postawił na ziemi.
-Mogę prosić? - powiedział George z wyciągniętą ręką.
-Uff, dobrze, że to ty. Jasne.
Zaprowadził mnie na sam środek sali. Błagałam go, abyśmy stanęli gdzieś z boku, ale on musiał zrobić mi na złość. Wyglądaliśmy śmiesznie. Ja jestem naprawdę niska, a on wysoki. Chyba 185 cm. No to z 20 cm różnicy. Czyli trochę jak całą głowę. Na 15 lat to ja jestem niziołkiem. Pani profesor w końcu dodaj nas podeszła i uśmiechnęła się.
-Widzę, że się wspaniale dobraliście. George, połóż jedną prawą rękę na jej talii.
-Gdzie?
-W pasie. A ty moja kochana, swoją lewą na jego ramieniu.
Zrobiłam tak jak mi kazała. Potem ćwiczyliśmy kroki. Cały czas deptałam chłopakowi po nogach, a on nic sobie z tego nie robił.
-Tom bez sensu. Nigdy się nie nauczę. - powiedziałam markotnie.
-Nie gadaj głupot. Teraz spróbuj nie patrzeć pod nogi, tylko w moje oczy.
-No dobra.
Podniosłam wzrok. Miał piękne, zielono - szare tęczówki. Czekaj, co ja wygaduję?!

Fred I George : Moja Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz