Rozdział 2

1.9K 124 7
                                    

Zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy. Poszłam kupić sobie suknię balową. Chodziłam po różnych sklepach. W końcu znalazłam odpowiednią. Miała czerwony, aksamitny materiał, trochę tiulu na dolnej części i białe, zamarznięte kropelki wody na ramiączkach i gorsecie. Leżała na mnie wręcz prawie idealnie. Kupiłam ją i zapakowałam do torby. Kiedy wracałam do zamku, ktoś specjalnie mnie popchnął. Wywaliłam się na ziemię, a mój dręczyciel złapał torbę z suknią. Spojrzałam na niego. Kto inny mógłby być jak nie Malfoy.
-Widać zdrajczynie swojego rodu nie mogą złapać równowagi. Jak mi przykro.
Wyjął mój zakup z opakowania i zaśmiał się diabolicznie.
-Widzę, że kupiłaś sobie piękną suknię na bal.
-Chcesz ją założyć? Na pewno będzie Ci w niej ślicznie, Malfoy.
Zapowietrzyło go. Niestety tak się wściekł, że rzucił ją w błoto i zaczął kopać.
-Teraz będzie Ci najbardziej pasować. Błoto z błotem się łączy.
Trochę słaba riposta, ale mimo wszystko zabolało. Nagle w twarz trafiła go ogromna śnieżka.
-Kto tu jest?!
I znowu ktoś go walnął zimną kulką. Draco przewrócił się i z przerażoną miną zaczął uciekać. Zaśmiałam się, ale po chwili przestałam. Wyjęłam suknię z kałuży i przyglądnęłam się jej. Na szczęście nie była porwana, tylko bardzo brudna. Nagle ktoś mi zasłonił oczy ręką i usłyszałam podwójny głos.
-Zgadnij kto to?
-Fred, George!
Opuścili dłonie. Cały czas mieli uśmiechnięte miny.
-Dzięki za ten komiczny widok. Malfoy wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.
-Nie musisz dziękować. Ale możesz się zrekompensować. - powiedział George.
-Niby jak?
-Pójdziesz ze mną na bal?
-Spoczko. Nie ma problemu. Jeszcze nikt mnie nie zaprosił.
-No to jesteśmy umówieni.
Uśmiechnął się zalotnie. Boże, ale on ma cudowny uśmiech. Poszliśmy do zamku. Idąc w jego stronę wspominaliśmy ostatnią wpadkę bliźniaków. Oczywiście się mnie nie posłuchali i zrobili ten eliksir postarzający. Kiedy go wypili, przeskoczyli linię wieku i wrzucili swoje nazwiska do Czary Ognia, ta odrzuciła ich i wyrosła im broda. Wyglądali prześmiesznie z siwymi włosami. Spędzili jeden dzień w skrzydle szpitalnym nadając rudą barwę swoim czuprynom. W tym roku szkolnym zapuścili sobie włosy, przez co wyglądali trochę lepiej.
W końcu dotarliśmy do zamku. Postanowiliśmy zrobić kawał Filchowi. Dawno mu nie dokuczaliśmy. Szybko chwyciliśmy kilka kieszonkowych bagien i poszliśmy do kuchni. Tam otworzyliśmy je i szybko zamknęliśmy drzwi. Ja zagadałam Filcha, że niby ktoś na niego czeka w kuchni. Skrzaty jeszcze się nie wygadały. Kiedy woźny otworzył drzwi, zalała go fala bagna. Razem z bliźniakami pokładałam się ze śmiechu. Filch jednak nie był w dobrym humorze. Kiedy nas zauważył, wściekł się.
-Cholerna trójka! Jeszcze was dorwę, Wesley'owie! Ty też się nie schowasz Mareen!
Uciekliśmy do pokoju wspólnego Gryfonów. Padliśmy zmęczeni na kanapę.
-Widzieliście jego minę? To było niesamowite! Musimy to powtórzyć!
-Ja tam nie wiem, braciszku. Chyba, że nasza Lisa tego chce.
-Może - uśmiechnęłam się zagadkowo.
-Ale tak w ogóle to raczej musisz wyprać swoją sukienkę, prawda? Raczej nie będę zachwycony, gdy przyjdziesz cała w błocie.
-Masz jakiś problem? - podniosłam jedną brew.
-Nie, no co ty. Ja? Nigdy. - puścił mi oczko.
-To dobrze.
Ale jednak wzięłam suknię do prania. Nie wyglądała za ciekawie,ale cieszę się, że Draco nic nie porwał. Nienawidził mnie za to, że moja mama wyszła za mugola. Ale to przecież nie moja wina. Jego ród ma z czystością krwi jakąś obsesję. Aż nie do wytrzymania. Ale może bliźniacy dadzą mi o nim zapomnieć. Mam nadzieję...
Hejka! Jeśli podoba Ci się początek tej książki, skomentuj lub daj gwiazdkę. Nie chcę wymuszać, ale mam wrażenie, że nikt tego nie czyta mimo, że wyświetleń jest trochę. Proszę, daj znak, że żyjesz. 😉

Fred I George : Moja Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz