Rozdział I

84 5 1
                                    

DWA LATA PÓŹNIEJ.

Hermann pędził z kompanem przez okop. Anglicy pruli do nich z karabinów maszynowych. Biegnący za Niemcem Austriak nie pozostawał przeciwnikom dłużny, rzucał w nacierających wrogich żołnierzy granaty, jeden po drugim. Alianci, skaczący przez błotniste pole, upadali co chwilę twarzą do ziemi, by przeczekać eksplozję. Po chwili ponownie wstawali, i dzielnie pokonywali kolejne metry zasieków. Nie było to proste. Wielu ich kolegów poległo w czasie przecinania drutu kolczastego, lub wyciąganiu utkniętej w kałuży nogi.

Był to pierwszy atak od paru tygodni. Niemcy zaczęli myśleć, że zbliża się koniec wojny, jednak świszczące od rana pociski artyleryjskie wybiły im ten pomysł z głów.

Nagle Hermann potknął się i wpadł twarzą w wodę. Zza zakrętu wypadło kilku żołnierzy z wiadrami.

- Pieprzona Somma! Zalewa okopy! Ranni chłopcy się topią! Pomóżcie im!

Dopiero teraz można było zobaczyć ogrom bitwy. Trwała ona dopiero paręnaście minut, a już pochłonęła wiele żyć. Z wody w okopie wystawały ręce topiących się rannych Niemców, którzy, często bez kończyn, leżeli na noszach. Kalectwo uniemożliwiało im samodzielne wydostanie się w suche miejsce. Hermann chwycił najbliższego żołnierza i wziął go sobie na plecy. W tej samej chwili, gdy kładł kolegę na ławce, austriacki grenadier dostał w szyję. Zachłysnął się krwią, która trysnęła z jego gardła na wszystkie strony. Czerwona ciecz obryzgała twarz kucającego obok, chorego na shell shock* kaprala, który zaczął krzyczeć.

- Mamo! Mamo! Ja chcę do domu!

Kapral wybuchnął płaczem i podniósł się na chwiejnych nogach. Z jakiegoś powodu zamiast stahlhelmu* na głowie miał przestarzałą pikielhaubę*, która za bardzo wystawała ponad worki z piaskiem. Natychmiast zauważyli to atakujący Anglicy.  Hermann w ostatniej chwili podskoczył, by przewrócić kaprala. Zaniósł się on jeszcze większym płaczem. Podbiegł do niego pochylony leutnant*, podał karabin i zaczął pocieszać. 

- Poradzisz sobie, Meer. No dawaj, musisz nam pomóc. Jak nie przestaniesz szlochać, to zacznę krzyczeć.

Leutnant Berg był poczciwym starszym mężczyzną, dowódcą stacjonującego na tym kilometrze dywizjonu. Był surowy, ale rozumiał, że wojna to dla niektórych zbyt wiele. Potrafił odpowiednio zająć się chorymi na shell shock. Rozmawiając z nimi zagrzewał ich do walki i pocieszał.

Kapral otarł łzy i przerzucił pas z nabojami przez ramię. Wydukał, że da sobie radę i pobiegł w stronę, z której przybiegł Hermann. 

On w tym czasie wydostał z błota kolejnego rannego żołnierza. Był nieprzytomny, ale chyba żył. Z rany w brzuchu, owiniętej brudnym i wilgotnym bandażem sączyła się ropa - efekt silnego zakażenia. 

- Hermann! Gdzie jest Grimm, Otto i reszta twojego oddziału?

- Nie wiem, panie leutnancie! - odkrzyknął do dowódcy żołnierz. Kilka metrów od niego eksplodował pocisk artyleryjski. Przez chwilę słyszał w uchu głośny pisk, jednak to uczucie niedługo przeszło. 

- Znajdź ich! I nie stój tak! Patrz na tamto działo!

Jedna z armat stojących na wzgórzu zapaliła się. Dookoła biegali Niemcy polewając ją wodą z kałuży. Hermann ruszył na ratunek. Przedzierał się przez coraz węższy okop, pieszczotliwie nazywany Franciszkiem. Po drodze mijał zrozpaczonych strzelców w gniazdach karabinów maszynowych, otoczonych drutem kolczastym, przerażonych grenadierów, używających mało popularnej kuszy okopowej do ciskania ładunkami wybuchowymi w przeciwnika, oraz krzyczących ze stresu zwykłych szeregowców, którzy nakładali bagnety na karabiny, by w razie przedostania się Anglików mogli od razu zareagować. 

OblężenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz