Rozdział II

67 4 0
                                    

Hermann znalazł swój oddział wieczorem poprzedniego dnia. Ludwig, Otto, Stiglitz, Grimm, Wilhelm oraz Stein byli w rozsypce na całym froncie siedemdziesiątego kilometra. Pierwsi trzej pełnili służbę przy dziale, a dwa pozostali rozciągali drut kolczasty. Pod ostrzałem, oczywiście. Stein został postrzelony w palce i teraz na jego dłoni widoczny był zakrwawiony bandaż. Lekarz w lazarecie powiedział, że to nic wielkiego. Zagoi się i nie trzeba będzie nawet amputować. 

Mężczyźni spali teraz w najlepsze, przykryci wielkim, stęchłym kocem. Noc na szczęście była bezchmurna, także wody w okopie nie przybyło. Dookoła nich leżało jeszcze wielu innych żołnierzy, wszyscy w tej samej pozycji - siedzieli na długiej ławce z nogami w górze, opartymi na przeciwnej ścianie koleiny. Buty suszyły się na trzonkach od łopat, wystających ponad poziom wody w fortyfikacji. By nie nabawić się stopy okopowej, Niemcy spali właśnie w taki sposób - starając się jak najbardziej odizolować nogi od wilgoci. Dwadzieścia metrów od skulonych pod materiałem strzelców stał wartownik. 

Niski, dwudziestosiedmioletni facet z dużym wąsem oglądał przez lornetkę terytorium wroga. Miał nadzieję, że szybko wyniesie się z pola bitwy, chociaż był rad, że mógł walczyć dla ojczyzny. Kochał ją nad życie i chciał zostać kiedyś kimś wielkim. Na razie jednak, jedynymi pieniędzmi, jakie posiadał, był lichy, żołnierski żołd. Bał się tego, że gdy wróci do Austrii, będzie musiał zamieszkać w przytułku. taka była przyszłość wielu ludzi w I wojnie światowej, którzy wstąpili do wojska tylko po to, by mogli kupić chleb. 

- Czemu siedzisz taki markotny? - Do wartownika podszedł kolega z bułką i wręczył mu połowę. Ten przyjął podarunek z lekkim uśmiechem, po czym zaczął jeść. 

- Martwię się o przyszłość, Steyer. Nie mam prawie żadnych pieniędzy. Raz w życiu widziałem sto marek, po tym, jak moi rodzice umarli i dostałem od państwa pieniądze. Ale i tak wszystko oddałem siostrze. jej to się bardziej przydało.

- Gdzie pracuje twoja siostra? - Spytał ciekawy Steyer, przygryzając kajzerkę.

- Ma dwadzieścia lat, dopiero studiuje. W Wiedniu. Chce być handlowcem.

- Fiu, fiu. - Steyer zagwizdał - Odważna praca, jak dla kobiety. Ale wierzę, że da sobie radę. A ty? Co chcesz robić po wojnie?

- Sam nie wiem. Pewnie będę się chwytał każdej roboty, jaka będzie dostępna. Myślałem, że całkiem nieźle mi idzie malowanie, ale nawet nie przyjęli mnie do wiedeńskiej ASP. Może będę robił i sprzedawał pocztówki?

- To jest myśl! Nie wolno patrzeć pesymistycznie na życie. Będzie dobrze. Nawet, jeśli nie wygramy wojny, w co wątpię, to i tak, jak się skończy, pojadę w podróż dookoła świata. Zwiedzę całą Afrykę i Amerykę południową. A jeśli nie wyjdzie, to zostanę po prostu w domu. Wbrew pozorom lubię także spokój. Może założę rodzinę?

- Chcesz mieć dzieci?

- Oczywiście. Ala na razie muszę sobie darować. Jeszcze nie teraz. Po mojej podróży. 

Kilkanaście metrów dalej ktoś zawołał Steyera. 

- Musisz już chyba iść. Miło się gadało, Steyer.

- Z tobą też, Adolf. 

Uścisnęli sobie ręce. Grenadier Steyer zostawił Hitlera ze swoją lornetką, który wrócił do patrzenia na pozycje wroga. 

***

Była siódma rano. Żołnierze w okopach zaczynali się budzić, dziękując Bogu w myślach, że w nocy nie było celnego ostrzału, ataku piechoty, czy nalotu. Hermann pił wodę z manierki, podczas, gdy Ludwig i Stiglitz golili się, używając do tego bagnetu i potłuczonego lusterka.

OblężenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz