Impreza z dawna oczekiwana

834 42 27
                                    


A/N Dobry ludziki! Miłej lektury życzę ^-^

-----------------------------------------------------------------------------------------

Trzy złote dla Rosjan pod otwartym niebem,

Siedem dla urzędników w ich kamiennych pałacach,

Dziewięć dla Kowalskich, ludzi śmierci podległych,

Jeden dla dyrektora skarbówki na wygodnym fotelu

W mieście Warszawa, gdzie zaległy cienie,

Jeden, by przez VAT przemnożyć, Jeden, by wszystkie policzyć,

Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności wydać

W mieście Warszawa, gdzie zaległy cienie.

--------------------------------------------------------------------------------------

Pan Bogdan Bajorski z okazji swoich sześćdziesiątych siódmych urodzin postanowił wyprawić wielką imprezę. Z tego powodu w całym powiecie olsztyńskim zapanowało wielkie poruszenie. Bogdan był bogatym dziwakiem, stanowił w Olsztynie przedmiot zainteresowania od trzydziestu lat, czyli od czasu swego niespodziewanego wyjazdu za granicę i równie niespodziewanego powrotu. O pieniądzach, które zarobił wtedy na zrywaniu jabłek krążyły legendy i ogół sądził - wbrew zapewnieniom miejscowych staruszek - że jego piwnicę wypełniają skrzynki piwa i beczki bimbru, a także inne skarby. Ponadto, mimo swojego wieku zachował siłę trzydziestolatka, a wyglądał tak samo jak pięćdziesiąt lat temu. Mówiono, że to dzięki codziennym biegom. Większość sąsiadów twierdziła, że przydarzyło się mu już za dużo dobrego.

-Kiedyś to wyjdzie na jaw - gadali - musiał to zdobyć po układach, w końcu go nakryją.

Jednak jak na razie nic na jaw nie wyszło, a że Bogdan stawiał piwo na lewo i prawo, większość mieszkańców go lubiła. Od czasu do czasu odwiedzał swe kuzynostwo (z wyjątkiem Bajorskich z Elbląga) , zdobył też szacunek u studentów, nie nawiązał jednak z nikim bliższej przyjaźni. Na najstarszego z młodszych krewniaków, Ferdynanda Bajorskiego, jego ulubieńca, zapisał cały majątek w testamencie. Ferdek przeprowadził się do wuja gdy był jeszcze hultajem, jak dorośli nazywali niedojrzałych trzynastolatków. Tak więc gdy zbliżała się impreza u pana Bogdana, staruszki zauważyły, że młodzież chętniej słucha o tym, jak to było "za ich czasów". Największym zainteresowaniem dzieciaków cieszył się Henryk Grański, zwany Dziadziem, dawny ogrodnik Bajorskich. Pracę po ojcu przejął syn, Staś Grański.

-Bogdan to dobry i cwany gość - mawiał Dziadzio.

-A jak tam ten Ferdynand? Podobno jego ojciec miał do czynienia z mafią.

-Skoro siedzą przy starym monopolu nie może być inaczej -wtrącił się znajomy Dziadunia- jeżeli coś z tego co gadają jest prawdą, to ponure i złe miejsce.

-Masz rację -przytaknął Dziadzio- mieszkają może tam, ale ojciec Ferdynanda miał szacunek wśród ludzi. Dopóki się nie utopił.

-Utopił? -odezwało się kilka głosów.

-Ano, we wakacje upił się, wypłynął w nocy z żoną na Wadąg i utopili się, a Ferdynand został sierotą- wyjaśnił Dziadzio.- a mój Sławek słucha wszystkiego co mu Boguś opowiada. "Rosjanie i smoki, dla ciebie i dla mnie ważniejsze są ziemniaki i cebule", tak mu powiadam.

-Podobno odwiedzają go ostatnio dziwni goście- przemówił jakiś taksówkarz, którego Dziadzio nie lubił - widziano urzędników i tego prawnika, Grzegorza.

-A gadaj pan co chce - burknął podirytowany Dziadzio.

We wrześniu rozeszła się plotka (za sprawą Stasia prawdopodobnie), że przyjęcie Bajorskich uświetnią fajerwerki, jakich od Sylwestra roku 2000. nie widziano.

Władca Złotówek: Drużyna ZłotówkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz